poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Rozdział 21

~Oczami Martyny~
I po co ja obiecywałam wynagrodzenie ? Mogłam mu wtedy podziękować i wywalić za drzwi. Ale nie... To przecież jest chamskie, a ja jestem miła. Muszę się zmienić. Ale obiecałam, więc teraz muszę wstać. Zegarek na ścianie kuł w oczy godziną 7:20, powodując jeszcze większą chęć pójścia spać. Westchnęłam i zsunęłam się z łóżka. Podniosłam się z podłogi, rozcierając bolący łokieć poszłam do garderoby. Wzięłam ciuchy i zniknęłam w łazience. To co zwykle. Umyłam się, uczesałam itp. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że  zatrzasnęłam się w łazience, a Mell przed 15 minutami wyszła z domu.Czyli jestem sama w zamkniętej łazience, a za 45 minut mam się spotkać z Zaynem. Popchnęłam jeszcze parę razy drzwi, ale nie ustąpiły. Chwila... Przecież mam telefon ! Szybko chwyciłam za komórkę. Jedyną drogą wyjścia są chłopcy, bo mieszkają najbliżej. Najpierw zadzwonię do Liama. Odebrał, był chętny do pomocy, ale nie było go w Londynie... No nic. Teraz do Nialla. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci, czwarty, piąty, sekretarka. Przymknęłam powieki i wybrałam kolejny numer. Tym razem do Lou. Ma wyłączony telefon. Został mi Zayn i Harry. Do Zayna nie, bo jeszcze zażyczy sobie dodatkowe wynagrodzenie, więc pozostał mi Hazz. Chłopak z chęcia postanowił mi pomóc i już po 3 minutach pukał w drzwi łazienki.
- Halo ! Martyna, jesteś tam ? - wykrzyczał.
- Nie... Spuściłam się w kiblu. - powiedziałam z nutką ironii. Chłopak zachichotał cicho.
- Ach. To ja idę. Pa. - usłyszałam stukot butów.
- Czekaj ! Uwolnij mnie, proszę...
- A co będę z tego miał ?
- Co tam sobie wymarzysz. Tylko uwolnij mnie, błagam.
- Zgoda. Pchaj drzwi, a ja pociągnę i spróbuję wcisnąć kartkę pomiędzy framugę, żeby przepchała zamek.
Oparłam dłonie na drzwiach i naparłam na nie. Harry pociągnął klamką. Coś zgrzytnęło, chrupnęło i już leciałam pozbawiona podpórki. Już myślałam, że będę miała złamany nos, kiedy ktoś mnie złapał. Hazz postawił mnie na nogi. Zbliżył się do mnie niebezpiecznie.
- Co z moją nagrodą ? Należy się też za złapanie i uchronienie przed upadkiem. - wymruczał mi do ucha.
W tym samym momencie spojrzałam na zegarek. Wskazywał na 8:00, czyli za piętnaście minut mam być w kawiarni. Odsunęłam się od Lokowatego.
- Kiedy indziej. Jestem prawie spóźniona. Paa ! - wypowiedziałam i łapiąc torebkę wybiegłam z pokoju.
- Ej ! Ale gdzie ty się tak spieszysz ?! - usłyszałam Harrego.
- Do chłopaka.- wykrzyczałam i wybiegłam z domu.
Mogłam mu powiedzieć, że do Zayna, ale jeszcze by stwierdził, że w takim razie, on może być powodem spóźnienia. A tak... Dał mi spokój. Ewidentnie chciał mnie pocałować, ale ja nie chciałam całować jego. Dobra, potem to przemyślę. Stanęłam przed miejscem spotkania 2 minuty przed czasem. Weszłam do pomieszczenia. W środku unosił się przyjemny zapach herbat i kawy, a w tle słychać było spokojną muzykę. Zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu Zayna. Siedział w najbardziej zaciemnionym kącie kafejki, z dala od wścibskich spojrzeń ludzi. Szybkim krokiem podążyłam w jego stronę i po chwili opadłam na krzesło obok niego. Posłał mi roześmiane spojrzenie.
- Już myślałem, że się spóźnisz. - zaśmiał się cicho.
- Ja też. A co cię tak śmieszy ?
- Ty. Masz śmieszną minę.
I wtedy skumałam się, że wciąż mam na twarzy przerażoną minę sprzed prawie pocałunku z Harrym. Szybko ją zmieniłam i uśmiechnęłam się wesoło.
- To co robimy ? - spytałam.
- Zobaczysz... - uśmiechnął się tajemniczo i wstał.
Wyszliśmy z knajpki na świeże powietrze. Przeszliśmy dwie ulice i stanęliśmy przed... O kurwa.
Stanęliśmy przed lodowiskiem. No i teraz mamy mały problem. Swojego czasu (jakiś miesiąc przed poznaniem chłopaków) wraz z Mell, Meg i Ally przyszłyśmy tu na łyżwy. Skończyło się to tragicznie, bo wjechałam w bandę, a ta się przewróciła. I nie byłoby problemy, gdyby nie to, że kiedy Mell pomagała mi wstać, to sama się przewróciła. Za sobą pociągnęła Ally, Ally pociągnęła Megan, Meg jakiegoś chłopaka, chłopak dziewczynę, dziewczyna koleżankę i tak dalej, aż w końcu poleciało całe lodowisko. Jak by tego było mało Mell wywaliła się na tą przewróconą bandę i złamała ją na pół. Skończyło się zepsutą bandą, 5 złamaniami, 3 straceniami przytomności, 2 wstrząsami mózgu, wezwaniem karetki i zakazem wejścia na lodowisko, dla mnie i Mell. Pewnie u każdego innego skończyłoby się to 4 przewróceniami, siniakami i śmiechem. Ale cóż... My to mamy talent.
- Zayn... Ja tam nie mogę wejść.
Chłopak posłał mi zdziwione spojrzenie, a potem zaczął się śmiać.
- Co? Czemu? Nie umiesz jeździć, czy się boisz? - zapytał kpiąco.
- Nie... Kiedyś miałam tu małą przygodę i nie mogę tam wejść.
- Jaką przygodę? W sumie, to nie chcę wiedzieć. Ale w takim układzie, zamykasz oczy i dajesz się poprowadzić. - śmiesznie poruszył brwiami.
- Dobra niech będzie. Prowadź. - zamknęłam oczy i podałam mu dłoń.
Niepewnie złapał ją i zaczął mnie prowadzić. Szliśmy i szliśmy i szliśmy i tak cały czas. W końcu wsadził mnie do jakiegoś auta (chyba taksówki) i pojechaliśmy. Jechaliśmy i jechaliśmy i jechaliśmy i jechaliśmy i jechaliśmy i jechaliśmy i jechaliśmy i jechaliśmy i jechaliśmy i jechaliśmy i jechaliśmy i jechaliśmy i jechaliśmy i jechaliśmy i jechaliśmy i jechaliśmy i jechaliśmy i jechaliśmy i jechaliśmy i wysiedliśmy z samochodu. Zostałam zaprowadzona do jakiegoś ciasnego pomieszczenia, które okazało się być windą. I znowu jazda... Wyszliśmy z niej i stanęliśmy na świeżym powietrzu.
- Możesz otworzyć oczy. - powiedział Zayn.
Uchyliłam powieki i zobaczyłam... O rzesz w dupę wieloryba. Stoję właśnie na wieży do skoków na bungee. Nieciekawie... Przecież to Mell jest miłośniczką takich rzeczy, a nie ja. Ale przecież mu nie powiem, że nie skoczę. Wdech i wydech, wdech i wydech. Spokojnie. Zaczęto nas przypinać jakimiś pasami. Okazało się, że skaczemy we dwoje. Stanęliśmy przy krawędzi. 1, boję się, 2, zabierzcie mnie stąd, 3, lecimy...!


Dziękowałam sobie samej, że związałam włosy w kłosa, bo inaczej i ja i Zayn bylibyśmy przez nie atakowani. Byłam sobie wdzięczna, że nie nałożyłam makijażu, bo inaczej, to pewnie byłby już rozmazany. Byłam zadowolona, że założyłam spodnie, a nie spódniczkę. Za to byłam na siebie wściekła, że skoczyłam właśnie z nim. Nasze ciała dotykały się w każdym calu. Mieliśmy złączone dłonie i czułam jego oddech na swojej skórze. Wyczuwałam jego najmniejszy ruch. Jego wesoły krzyk mieszał się z moim okrzykiem przerażenia tworząc harmonijną całość.  I może byłoby to bardzo przyjemne i romantyczne gdyby nie to, że on ma dziewczynę. Dziewczynę, którą podobno kocha ponad życie, jest z nią szczęśliwy i ma zamiar taki pozostać. Ale przecież to nie nią prowadził przez pół Londynu za rękę, to nie nią doprowadza do przyjemnych zawałów serca, to nie ona teraz z nim leci w powietrzu.Normalny, zajęty chłopak zażyczyłby sobie w zamian za pomoc drinka, pomocy z dziewczyną, ewentualnie buziaka w policzek. Ale on. On zażyczył sobie całego dnia ze mną. Nie... To nie jest w żadnym sensie normalne.

~parę godzinek później~
Siedzieliśmy w knajpce na przeciwko siebie. On zawzięcie jadł jakiegoś burgera, a ja leniwie mieszałam słomką w soku pomarańczowym. W lewo, w prawo, w lewo, w prawo, prosto, na skos, i...
- Na pewno nie jesteś głodna? - mój taniec słomki przerwał jego głęboki głos.
- Nie. Gdybym była to bym zamówiła coś.
- Na przykład co?
- Ymm... Pewnie jakąś surówkę. Albo przetłuszczone frytki. Zależy na co miałabym ochotę.
- A na co masz ochotę teraz?
- Na dobrą imprezę i przelotny romans. - podniosłam wzrok na jego oczy.
I wtedy coś mnie kopnęło. Powiedziałabym, że prosto w serce. Moje mięśnie brzucha się ścisnęły, aby za chwilę rozepchały je tak zwane motylki. Rytm serca przyśpieszył, a oddech stał się nierównomierny. Czułam jak krew pulsuje w moich żyłach, a nogi drżą z podekscytowania. No chyba kurwa nie... Zauroczyłam się w tym zjebanym, ale cholernie przystojnym chłopaku, który zachowuje się co najmniej dziwnie. 'To nie zauroczenie, to miłość.' 'Och, Mietek. Zamknij ryj'. 'Podświadomość nie ma ryja...' 'No to zamknij to co ty se tam masz. Lepiej znam się na własny uczuciach, niż ty Mieciu mój drogi.'' Zakończyłam rozmowę z podstępnym głosikiem w mojej głowie. Zawsze się pojawia, kiedy mam wątpliwości. No dobra, dobra, ale gdzie do cholery Zayn ?! Rozejrzałam się po knajpie w poszukiwaniu towarzysza. Zauważyłam go przy ladzie. Czy on będzie coś jeszcze jadł ? No nie... Chciałam już iść do domu, zaparzyć herbatkę i obejrzeć jakiś denny serial, lub wyciągnąć Mell do klubu, a muszę tu z nim siedzieć i czekać aż jaśnie pan zje swoje żarcie. Po chwili usiadł obok mnie i postawił przede mną surówkę z frytkami.
- Zjesz to, zbieramy ekipę i lecimy do jakiegoś klubu. Smacznego. - puścił mi oczko.
Zajęłam się swoim jedzeniem, nie mając na nie najmniejszej ochoty, ale przy nim mój głos tracił wartość, pewność siebie nie istniała i gdyby kazałby mi skoczyć z mostu, pewnie bym to zrobiła. Cóż, takie uroki pociągania fizycznego. Powściągliwie zjadłam swój posiłek i poszliśmy do domu. Zayn powiedział, że weźmie chłopaków. Ja zadzwoniłam po Ally i Meg. Teraz muszę do Mell. Ma jeszcze zabrać ze sobą Fifiego. No dobra. Pierwszy, drugi, trzeci sygnał...
*Rozmowa*
- Halo? - odebrał... Filip?!
- Cześć. Ekhmm... Nie wiesz przypadkiem gdzie Mell?
- W kuchni. A co? Kazała odebrać i przkażać sobie wiadomość.
- No, okej. Idziemy, to znaczy: ja, Ally, Meg i całe 1D do klubu i pomyśleliśmy, że może pójdziecie z nami...
- Klub? Wiesz, chcieliśmy... - przerwał mu głos Mell: ,,Klub ?! Jedziemy!''
- To jak?
- Wiesz, nie mam nic do gadania. Jedziemy. Gdzie i o której? - spytał zrezygnowany.
- U nas o 22:00. Czekamy.
- Do zobaczenia. - zakończył rozmowę.
*Koniec rozmowy*
Zaczęłam się szykować. Po pół godzinie w domu była już Mell, żeby się przebrać. Dziesięć przed 22:00 wszyscy byli zebrani u nas w salonie. Dodatkowo Zayn zaprosił Perrie. Czułam się w jej towarzystwie trochę krępująco, bo zauroczyłam się w jej chłopaku. Każdy prezentował się dosyć dobrze. Ja byłam ubrana w to, Mell w to, Ally w to, Meg w to, Pezz w to (i wyglądała 100 razy lepiej niż ja). Chłopaki byli ubrani jak na co dzień. Filip miał to, Harry to, Lou to (i dziwnie patrzył się na Mell), Niall to (kolejny gapiący się na Mellodie), Liam to, a Zayn to (mrrr...). Trochę dziwnie, bo wszystkie dziewczyny oprócz Mell były w sukienkach, ale on jak to ona. Zero, ale to zero kobiecości. Ale i tak podrywa każdego. Do dziś nie wiem jak to robi. Rozejrzałam się jeszcze raz po wszystkich nie zważając na ich rozmowy i śmiechy. Napotkałam wzrokiem złączone palce Mellodie i Filipa. O jak słodko. Czekaj, czekaj... What, kurwa, co?! Zachłysnęłam się powietrzem i wszyscy na mnie spojrzeli.
- Mell, Fifi, czy my o czymś nie wiemy ? - wydukałam przez wargi.
Wszyscy spojrzeli w ich stronę, a następnie na złączone dłonie...

-------------------------------------------
Po pierwsze: wiem, że tragedia. Po drugie: wiem, że strasznie długo go pisałam. Po trzecie: same nudy. No dobra. Następny postaram się napisać w tempie ekspresowym. Za jakieś trzy dni powinien być. Ostatnio miałam natłok nauki, obowiązków itp. Dodatkowo nie miałam humoru. Każdy ma gorszy okres, nie? Pytanie:
  • Jakie zawiążą się relacje pomiędzy Martyną, a Perrie?
Dodatkowo jutro dodam nową bohaterkę, czyli Pezz. Następny rozdział będzie o samej imprezie. Jak na razie pozdrawiam. Plus... Za całkiem nie długo dowiecie się dlaczego Fifi nie lubi szkoły i bał się zakochać. Do napisania.