niedziela, 31 marca 2013

Rozdział 20

~Perspektywa Mellodie~
Już miałam rozkładać kartkę, kiedy Filip przytrzymał moją dłoń.
- Przeczytaj to w domu. Chciałem ci to powiedzieć w prost, ale nie mam tyle odwagi.
Spojrzałam na niego uważnie. Pokiwałam głową, schowałam list do koperty, a potem do torebki. Przytuliłam Filipa na pożegnanie, wsiadłam w auto i odjechałam. Kiedy wreszcie dojechałam do domu, okazało się, że jestem sama. A gdzie Martyna ? Aaa... Musiała coś tam wynagrodzić Zaynowi, bo jej pomógł i ble, ble, ble... Opadłam na kanapę i wyciągnęłam ten list. Powolnym ruchem wyjęłam kartkę i zaczęłam czytać jej treść. To co tam zobaczyłam przeszło moje największe oczekiwania. Szybko odrzuciłam go na stolik, chwyciłam kluczyki i popędziłam do auta. W drzwiach wyminęłam się z Louisem. Rzuciłam mu jakieś bezsensowne wyjaśnienia i odjechałam. Muszę dostać się do Filipa...

~Oczami Louisa~
Walczę z tym, ale nie chce odejść. Chce to wyrzucić z siebie, ale coś mnie powstrzymuję. Czemu to uczucie nie chce przeminąć ? Czemu wciąż kocham El ? Ona jest nic nie warta. Dostałbym po głowie od Mell za gardzenie z niej. No nic. Może ona zna złoty środek na przepędzenie miłości... Wcisnąłem kapcie na nogi i udałem się do sąsiadów, a dokładnie do Mellodie. Ona jest lekarstwem na wszystko. Niestety, nie było dane mi z nią pogadać. Krzyknęła tylko, że musi gdzieś pilnie jechać, a odpowiedź dlaczego znajdę w salonie na stoliku i już jej nie było.Westchnąłem i wszedłem do jej mieszkania. Usiadłem w pustym salonie i chwyciłem kartkę z listem. Ktoś ma ładne pismo. Zacząłem czytać:

 Droga Mellodie !
Od naszego pierwszego spotkania chciałem Ci to powiedzieć, ale wiedziałem, że nie zrozumiesz. Prawdą jest, że od pewnego czasu bawiłem się dziewczynami. Ale od niedawna wstydzę się tego i zrozumiałem, że źle robiłem. Chciałbym przeprosić te wszystkie dziewczyny, które raniłem, ale to raczej niemożliwe. Przysięgam, że przeproszę wszystkie jeśli je kiedyś napotkam. Muszę się przyznać też, że kiedy Cię pierwszy raz ujrzałem, to postanowiłem Cię wykorzystać. Ale od kiedy uderzyłem Cię pod sceną zmieniłem nastawienie. Zrobiłaś coś w moim umyśle, czego nikt inny nie potrafił. Jednym spojrzeniem przejrzałaś mnie do głębi i nie świadomie nauczyłaś życia. Przy puszczam, że od początku było pisane mi spotkanie Ciebie i nagła przemiana.  Jestem pewny, że cały przebieg wydarzeń był ustalony jeszcze przed naszymi narodzinami. Coś we mnie pękło i zrozumiałem swoje błędy. Także przepraszam Cię. Prosząc o wybaczenie Ciebie, przepraszam też inne kobiety. Ale ja tu nie o tym chciałem... Mell, ja się w tobie zakochałem. Tak kompletnie, bez przyczyny, owładnęłaś moim umysłem i ciałem. Szaleję za tobą. Nie potrafiłbym żyć bez twojego ciepłego dotyku i powiewu oddechu na mojej skórze. Nigdy nie przy puszczałbym, że człowiek uzależnia się od kogoś tak szybko, tak niewyobrażalnie mocno. Poznałem Ciebie i okazuje się to możliwe. ,, Żadna wielka miłość nie umiera do końca. Możemy do niej strzelać z pistoletu, lub zamykać w najgłębszych zakamarkach serc. Ale ona jest sprytniejsza...'' Próbowałem wygonić uczucie do Ciebie, ale nie potrafię. Boję się, że Cię stracę, choć nawet nie jesteś moja. W mojej głowie panuje chaos, w ciele strach, a w sercu Ty. Wciągasz mnie jak narkotyk. Ale jesteś dobrym uzależnieniem. Nie żałuję, że Ciebie zażywam. Kocham Cię. Nawet jeśli ty tego nie odwzajemnisz.
Proszę, nie odrzucaj mnie teraz.                 
Filip.                 


Patrzyłem na tą kartkę z otwartymi ustami jeszcze dobre 10 minut. Nagle zauważyłem ledwo zauważalny dopisek. Było to pismo Mell : ,,Też cię kocham, ale powiem to ci w twarz.'' Wściekły rzuciłem tą kratką o podłogę i kopnąłem sofę. Oni nie mogą być razem !!! Zdenerwowany biegałem po całym salonie i miałem ochotę wszystko rozwalić. To nie może być rzeczywistość ! On mi jej nie może zabrać... Nie kocham jej, ale czuję duże przywiązanie, a przez niego nie będzie miała dużo czasu dla mnie. Mam ochotę zabić tego gnojka ! Nie dość, że nie umiem przestać kochać nieosiągalnej osoby, to jeszcze zabierają mi jedyne wsparcie. Za jakie grzechy !? Wybiegłem z domu Mell i poszedłem do siebie. Wściekły, roztrzęsiony i zrozpaczony, kopiąc wszystko po drodze wszedłem do swojego pokoju, a na moim łóżku siedziała Eleanor. Co ona tu kurwa mać robi ?!
- Louis... - wyszeptała, gdy mnie zauważyła. Wziąłem parę szybkich oddechów dla uspokojenia.
- Co ode mnie chcesz ? - spytałem bliski płaczu.
- Bo ja... Chciałam przeprosić. Chyba popełniłam błąd zrywając z tobą. Działałam pod presją chwili. Brakuje mi ciebie. Wiem, że mogłeś sobie poukładać już życie beze mnie i już nie chcesz ze mną być. Zrozumiem to, ale i tak przyszłam prosić cię o drugą szansę. Wybaczysz mi ? - ona chyba też walczyła ze łzami.
I w tym momencie uświadomiłem sobie, że ja już dawno nie kocham El.  Była mi bliska, dlatego za nią tęskniłem. Ale moje uczucie dawno wygasło.
- Ja już cię nie kocham El. Nie mogę być z kimś, kogo nie kocham, bo bym tą osobę ranił i okłamywał. Pokochałem kogoś innego. - odpowiedziałem.
Dziewczyna skinęła głową i wyszła z pomieszczenia. Opadłem na łóżko i zamknąłem powieki. Wcale nie skłamałem, że pokochałem kogoś innego. Obecność Eleanor uświadomiła mi, że kocham Mellodie. Tylko ona teraz pewnie jest z Filipem i są szczęśliwi...

----------------------------------
Ta dam .!Ten rozdział jest krótki, długo go nie dodawałam, nie ma obrazka i w ogóle tragedia, ale cóż...Obiecuję, że następny będzie dłuuuuuuuuuuugaśny. Powoli zaczynamy wchodzić w zawirowanie uczuciowe. Radzę robić notatki, bo wszystko zacznie się komplikować. ;) Pytanko:
  • Co zrobi Louis w związku  uczucie do Mellodie ?
Nie wiem kiedy kolejny, ale myślę, że w przeciągu tygodnia się pojawi. Do napisania, kochani.






sobota, 23 marca 2013

Rozdział 19

~Oczętami Mellodie~
Drrrrr !!! Jak ja nienawidzę budzików. Na oślep wyłączyłam to potworne urządzenie. Powoli zwlekłam się z łóżka i podążyłam do łazienki. Stanęłam przed lustrem i głośno westchnęłam. Wykonałam codzienne czynności i poszłam do garderoby. Stamtąd wyciągnęłam ciuchy. Wciągnęłam je na siebie i tworząc kok z włosów zeszłam na dół do kuchni. Spojrzałam na zegarek. 7:20. Za dwadzieścia minut powinnam być na lotnisku. Czy Filip nie mógł wybrać wcześniejszej godziny ? Czujecie ten sarkazm ? Jakby nie mógł przylecieć o 16:00. Równie dobrze mogę iść spać. On i tak nie wie, że będę na lotnisku. Wmówiłam mu przez telefon, że nie mogę, bo coś tam. Chcę mu zrobić niespodziankę. Muszę już jechać. Chwyciłam jabłko chcąc je zjeść w drodze, jednak stwierdziłam, że nie jestem głodna i je odłożyłam. Poszłam do garażu, wsiadłam w auto. Nacisnęłam magiczny guziczek i drzwi od garażu same się otworzyły. Bajerancko, nie ? Niedawno tata w przejawie swej co miesięcznej ojcowskiej troski, która trwa całe dwie godziny zamontował mi to. Miło i koszmarnie za razem. Włączyłam radio i pojechałam na lotnisko. Zaparkowałam, wysiadłam i zamknęłam pojazd. Weszłam do wielkiej hali lotniska. Wszędzie chodzili ludzie z walizkami, torbami i dziećmi. Wszyscy zabiegani i nie mający czasu. Weszłam głębiej i usiadłam na ławeczce. Po chwili usłyszałam: ,,Lot Kraków-Londyn wylądował''. Uśmiechnęłam się do siebie i spojrzałam w stronę wyjścia z pasów startowych. Po upływie niedużego czasu zaczęli stamtąd wychodzić ludzie. Starsze osoby, młode matki, nastolatkowie i on. Ubrany w codzienne ciuchy, z dużą walizką i lekkim uśmiechem. Podbiegłam do niego i przytuliłam od tyłu. Odwrócił się zdziwiony i napotkał mój wzrok. Na jego twarzy rozlał się szeroki uśmiech, a w oczach pojawiły się małe iskierki.
- Cześć - powiedziałam i ponownie wtuliłam się w jego ciepłe ciało.
- Hej. - objął mnie ramieniem. - Co ty tu robisz ? Myślałem, że nie możesz przyjść.
- Kłamałam. Chciałam ci zrobić niespodziankę.
- Najmilsza jaka mnie spotkała.
- To jest komplement ? - spytałam podnosząc głowę z jego ramienia i wpatrując się w jego oczy.
- Tak, chyba tak. - stwierdził marszcząc nos.
Odkleiłam się od niego i złapałam pod rękę.
- Chodź. Zawieziemy to do ciebie i gdzieś cię porywam. I nie obchodzi mnie, że się nie wyspałeś, lub jesteś zmęczony podróżą. Ja chcę się tobą nacieszyć.
Pociągnęłam go do auta. Wsadził walizkę i usiadł na miejscu pasażera. Odpaliłam auto i ruszyliśmy  do jego mieszkania. Śpiewaliśmy piosenki z radia i śmialiśmy się z niczego. Na światłach machaliśmy do przechodniów. Za oknem świeciło słońce. Był koniec lata, ale wszystko nadal zielone. Twarz Filipa była wypoczęta i spokojna. Moja zmęczona i napięta. Przysłonięta uśmiechem i okularami. Wjechałam na podjazd i wyszłam z auta. Fifi zabrał walizkę i poszliśmy do jego domu. Chłopak zaniósł swoje klamoty na górę, a ja usiadłam w kuchni.Po chwili przyszedł i usiadł na przeciwko mnie.
- Głodny jestem. - powiedział niespodziewanie.
- Chyba mam drożdżówkę w torbie. Czekaj. - zaczęłam grzebać w torebce. W końcu wyciągnęłam to co szukałam i podałam mu.
- Dziękuję.
- Proszę bardzo.
- Chcesz pół ?
- Nie. Nie jestem głodna. - uśmiechnęłam się do niego.
Filip pochłonął bułkę. Zaczęliśmy rozmowę.Od drobnostek przez dyskusje, śmiechy i milczenie.
- Włącz radio. Chłopcy zaraz mają wywiad. - powiedziałam.
- Yhmmm...
Filip włączył radio. Akurat kończyła się jakaś piosenka i zaczęła się rozmowa z chłopcami. Słuchając postanowiłam otworzyć okno. Na dworze było gorąco. Każdy biegał w letnich ciuchach. Uśmiechnęłam się lekko i usiadłam na parapecie. Wywiad zakończył się, a w radiu zaczęła lecieć jakaś klubowa muzyka. Filip stanął obok mnie i oparł rękoma o moje kolana. Wychylił się za okno i głośno nabrał powietrza. Trzymał je w sobie przez dłuższą chwilę, a potem wypuścił. Zamknął powieki i delikatnie kiwał się w górę i dół. muzyka w tle zmieniła się i usłyszałam pierwsze nuty Coldplay - Pardise. Chłopak otworzył oczy i wyprostował się. Wyciągnął dłoń w moją stronę.
- Czy raczy pani zatańczyć ? - spytał z firmowym uśmiechem.
- Bardzo chętnie. - podałam mu swoją dłoń. Już po chwili stałam na podłodze i obracałam się w rytm melodii z radia.

*2 godziny potem*
- No mówię ci przecież. Wyglądasz świetnie ! - wykrzyknął po raz dwunasty w ciągu 2 minut.
- Ale przecież ja, tak dawno nie nosiłam czegoś takiego. Ostatni raz był, kiedy miałam 13 lat.
- Nie marudź. Wyglądasz pięknie.
- Ale...
- Nie ma ale. Kupujemy.
Siłą zaciągnął mnie do kasy i kupił sukienkę. Mogłam się nie zgadzać, ale nie potrafiłabym mu odmówić...
- Teraz buty... - zaczął rozglądając się za obuwniczym.
- Proszę, niech będą płaskie. - błagałam.
- Nie. Chyba ja miałem dziś wybierać prawda ?. -spytał poddenerwowany, ale rozbawiony.
- A kiedy jest ten ślub ? - spytałam zaciekawiona.
- Za tydzień. - odparł spokojnie.
- Szybko się zorientowałeś, że musisz mieć partnerkę. - skrytykowałam.
- Wiem... Jakoś tak samo wyszło. - powiedział, rumieniąc się.
Weszliśmy do obuwniczego. Stamtąd do jeszcze paru sklepów. W końcu z pełnymi torbami usiedliśmy w Mc. Donald's. Nie odczuwałam głodu, więc wzięłam tylko shake czekoladowego. Za to Fifi był okropnie głodny i zamówił pełno jedzenia. W końcu postanowiliśmy wracać do domu. Musiałam iść do niego po auto. Droga powrotna była pełna śmiechu i wygłupów. Dotarliśmy do jego mieszkania i już miałam odjeżdżać, kiedy mnie zatrzymał.
- Mam jeszcze coś dla ciebie. Nawet dwie rzeczy. Czekaj tu...
Pobiegł gdzieś, a ja stałam na wjeździe i czekałam. Po chwili zjawił się przy mnie.
- To dla ciebie. Żebyś o mnie pamiętała. - wyjął zza siebie małe zawiniątko.
Kazał mi zamknąć oczy. Spełniłam jego prośbę. Usłyszałam szelest papieru. Po chwili uniósł moją dłoń i założył coś na nadgarstek. Uchyliłam powieki i zauważyłam na mojej ręce bransoletkę.
- Dziękuję. Nawet bez niej bym nigdy nie zapomniała. - wyszeptałam.
- Jest coś jeszcze.
- Jak to ? Zbyt dużo dla mnie poświęcasz.
- Nie marudź.
Wyjął z kieszeni małą kopertę i mi ją wręczył. Spojrzałam na nią podejrzliwie. Chwyciłam pakunek i otworzyłam. W środku był list...

---------------------------------------
Ta dam ! Napisałam, ale nawet nie wiem jakim cudem. Pytanko:
  • Na kogo ślub wybiera się Filip i Mell ?
Kolejny rozdział, znowu za jakieś 4 do 5 dni. A na moim drugim blogu już jutro pojawi się kolejna część. To do napisania, kochani !

wtorek, 19 marca 2013

Rozdział 18

~Oczkami Louisa~
Nasze palce gładko przepływały przez klawisze idealnie zgrywając się ze sobą. Nagle Mell przerwała grę i położyła swoją dłoń na kolanie. Zrobiłem to samo. Dziewczyna wpatrywała się przed siebie, wciąż przytulając się do mojego ciała.  Przeszło mnie nagłe uczucie ciepła. Czułem się przy niej bezpieczny i potrzebny. Dawała mi jakieś niewyjaśnione uczucie. Darzyła mnie troską i ufnością. Opowiadała mi wszystko. Bywałem o nią zazdrosny. Właściwie jestem. Jak tak myślę, że jutro idzie odebrać tego idiotę Filipa z lotniska, to mi się zbiera na wymioty. On wyjechał na miesiąc i było pięknie, ale nie... Musiał wrócić. Ale nie mogę teraz myśleć o nim. Teraz muszę skupić się na Mell. Nagle dziewczyna uśmiechnęła się tajemniczo. Zerwała się z z krzesełka i szepcąc ciche ,,chodź'' pociągnęła mnie za sobą. Pobiegliśmy do kuchni. Mellodie szybko wyjęła kubki i zrobiła kakao. Wcisnęła mi jeden i popędziła w stronę schodów. Zdezorientowany podążyłem za nią. Ona usiadła na schodku opierając się o ścianę. Usiadłem na przeciw. Położyła swoje nogi pomiędzy moje i siedzieliśmy tak, wpatrując się w zupełnej ciszy w siebie nawzajem. Powoli brałem łyk za łykiem gorącej cieczy.

- Często tu siedzę, jak mam kiepski dzień. - powiedziała przerywając ciszę. - Tu mi się dobrze myśli. Czasem czuję, że... Że nie mam siły. Siadam wtedy z kubkiem kakao, czy cappuccino i rozmyślam. To odprężające. Czasem, jak mam jakiś problem, lub nie wiem co wybrać, siadam przed fortepianem i gram. To też odpręża. Jak wracamy z Martyną z uczelni, to biorę gitarę i śpiewamy jakieś durnowate piosenki. To też uspokaja. Natomiast kiedy Martyna ma kiepski dzień, to gram jej na skrzypcach. Uwielbia, gdy to robię. A kiedy jest już gorzej niż źle, myślę o moich bliskich i tych, którzy dla mnie dużo znaczą.  O Martynie, o babci, o dziadku, o Ally, o Meg, o Filipie i o... O tobie. Nawet nie wiesz jak mi na tobie zależy. To niby tylko jeden miesiąc, a stałeś mi się bliższy niż własny brat. Zresztą nigdy go nie miałam, a chciałam mieć. Jednak myślę, że i tak byłbyś od niego lepszy. Nie znalazłam kogoś tak wyjątkowego jak ty. Nigdzie...- zamilkła i spuściła głowę, usilnie wpatrując się w swoje kakao.
- A gdy ja mam zły dzień - zacząłem - to siadam na ławce w parku i próbuję wykopać dziurę w chodniku. Jeśli mi nie pomoże siadam na huśtawce i huśtam się na niej, aż zrobi mi się nie dobrze. Jeżeli to też nie pomogło śpiewam jakieś piosenki, a jeśli to też nie, to gram na fortepianie. Ewentualnie gadam z chłopakami. Ale jeśli nic z tych rzeczy mi nie pomogło to dzwonię, lub przychodzę do ciebie. Twój głos i dotyk mnie uspokaja. 
*Jesteś lekiem na całe zło
I nadzieją na przyszły rok.
Jesteś gwiazdą w ciemności,
Mistrzem świata w radości,
Oto cała ty.* - zanuciłem i spojrzałem w jej oczy.
Były idealnie skierowane na moje. Przeszedł mnie dreszcz. Delikatnie odstawiła swój już pusty kubek na następny stopień. Zrobiłem to samo. Cały czas patrzała mi się w oczy. Nie potrafiłem wytrzymać jej spojrzenia. Od pewnego czasu mnie onieśmielał. Spuściłem wzrok. Po chwili poczułem ja chwyta moje dłonie. Wplata między moje palce swoje.
- Razem ? - spytała szeptem.
- Na zawsze - odpowiedziałem.
 Oparła swoje czoło o moją klatkę piersiową i głęboko oddychała.

-----------------------------------------------
No i jest number 18. Trochę nudnawy i krótki, ale powoli wszystko nabiera tempa. Wiem, że trochę długo to wszystko się rozkręca, ale już taka moja natura. Pytanie, pytanko, pytancio:
  • Dlaczego Mell tak bardzo lubi schody ?
piosenka* - a raczej jej część.: Krystyna Prońko - Jesteś lekiem na całe zło.
Następny rozdział za jakieś 4 dni.  Całuję i pozdrawiam. Do napisania, misiaczki !

sobota, 16 marca 2013

UWAGA !

Informacja ! Założyłam nowego bloga. Też z opowiadaniem. Tylko bez 1D. Prolog za niedługo i zachęcam do czytania. Oto on: http://to-ja-i-ty.blogspot.com/ . To na tyle. Mam nadzieje, że ktoś go będzie czytał. Wiem, że to dziwne, że nie mam czasu pisać tutaj, a co dopiero tam. No cóż... Ja jestem królową nieprzemyślanych decyzji. Pozdrawiam. 

Rozdział 17

~Oczami Mell~
Szkoda, że znowu przegięłam i leżę w szpitalu. Robię tylko problemy i zmartwienia Martynie i Louisowi. Co mi strzeliło do tej pustej głowy ?! Ja zawsze muszę robić zamieszanie. Mam już tego dość. Nie robiłam tego z osiem miesięcy. Czy ja zawsze muszę być taka słaba ? Czy ja zawszę muszę sprawiać kłopoty ? Nie dość, że sobie, to jeszcze moim bliskim, którzy chcą mojego dobra. Martyna zasnęła i leży oparta głową o ścianę, a Lou poszedł, tuż po zaśnięciu mojej przyjaciółki. Ja nie mogłam zasnąć. Leżałam i bawiłam się kosmykiem włosów mojej towarzyszki. Powinnam jej jakoś wynagrodzić, to, że tyle musiała się przeze mnie nacierpieć. Tylko nie wiem jak. Ona mi tyle pomogła, zawsze była przy mnie, a ja nie umiem jej się odwdzięczyć. Najgorsze, podczas tego wszystkiego jest to, że jak byłam w śpiączce, to słyszałam głosy. Te, których nigdy nie chciałam słuchać. Zapłakaną Martynę, którą tak często cierpiała za mnie. Rodziców, którzy byli kłamcami, ale ich kochałam. Zrozpaczonego Louisa, który nie wiedział co robić. Zmieszanego Harrego, któremu podobała się Martyna, ale wiedział, że nie może do niej zrywać. Zayna, który twierdził, że Martyna, w niewiadomy sposób namiesza mu w życiu. Liama, który nie wiedział, co ma mi powiedzieć. Zakochanego Nialla, któremu nie potrafiłam stworzyć idealnego świata. Twierdził, że mnie kocha. Wiedziałam,. że nie jestem wystarczająco dobra. Jedyne co potrafię, to niszczyć ludziom życie. Jeśli ja bym go pokochała, a wiem, że jestem w stanie to zrobić, on byłby zniszczony. Nie przynoszę szczęścia, raczej pech. Mu należy się ktoś 10000 razy lepszy. Wiem, że potrafię go pokochać. Jest wspaniały. Ale wiem, że on by tylko cierpiał. Te wszystkie głosy rodziły się w mojej głowie, jako wybryki mojej wyobraźni, chcąc mnie jeszcze bardziej pogrążyć w rozpaczy. Moja pod świadomość dyktowała mi wszystko czego się bałam. Czego chciałam jak najbardziej uniknąć. To była chyba taka kara, za niszczenie samej siebie. Po moich policzkach popłynęły strużki łez. Ich też nienawidziłam, Zawsze próbowałam je powstrzymać. Czułam się lepiej wiedząc, że nie poddaje się czemuś co robią miliony. Taki jeden mały wybryk, wśród milionów, który nie płacze. 

*Tydzień potem*
Jakoś to leci. Wypisali mnie wczoraj ze szpitala. Aktualnie przechadzam się po Londynie, rozkoszując się ostatnimi promykami słońca, Za niedługo koniec lata, a to oznacza: studia, naukę, szkołę, kucie, egzaminy i zero wolnego czasu. Zwłaszcza, że to ostatni rok. Mam nadzieję, że zdobędę zawód. Muszę to zrobić. Zacznę zarabiać, więc rodzice nie będą musieli mi dawać kasy. Wtedy wreszcie do końca się od nich uwolnię. Podobno jak byłam jeszcze w śpiączce to do mnie przyszli. Dobrze, że potem nie wpadli jeszcze raz. Udałabym zachwyconą, a potem wypłakałabym ze 3 godziny, a płakać nienawidzę.
- Mellodie !!! - usłyszałam krzyk za sobą.
Odwróciłam się, sprawdzając, kto mnie woła. W dali zobaczyłam rozpromienionego blondyna, o imieniu Niall. Energicznie mi pomachał, a ja zrobiłam to samo. Po chwili już był przy mnie.
- Gdzie idziesz ? - spytał wesołym tonem.
- Właściwie to jeszcze nie wiem. Chcę się przejść. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- A czy mogę potowarzyszyć w tej przechadzce ? - spytał szelmowskim tonem. Zaśmiałam się cicho.
- Ty ? Zawsze i wszędzie. - uśmiechnęłam się promiennie. Niall nadstawił ramię. Przeplotłam je swoją ręką i podążyliśmy lekkim krokiem wzdłuż ulicy.
- Co cię skusiło na spacer ? - spytał, jak zwykle ciekawski wszystkiego.
- Nie wiem. Za niedługo koniec lata. Muszę się trochę nacieszyć.
- Ja stwierdziłem tak samo. Trzeba się cieszyć ostatnimi promieniami słońca. Zresztą, ty potem masz studia, więc pełno nauki.
- Tia. Ostatni rok. Najgorszy.
- A ty nie jesteś za młoda na ostatni rok ?
- Nie wiem, czy uznać to jako komplement, obelgę, czy nietaktowny komentarz. Można powiedzieć, że przeskoczyłam parę lat razem z Martyną. Nie będę tu już ci opowiadać całej historii życia.
- Ale ja chętnie posłucham.
- Ale ja nie mam ochoty opowiadać.
- W takim razie, nie posłucham.
Szliśmy tak pod rękę z dobre trzy godziny, rozmawiając, opowiadając śmieszne historię i wygłupiając się. Mam wrażenie, że mi się podoba, ale nie mogę go pokochać. To i dla mnie, i dla niego skończyłoby się źle. Mam nadzieje, że ten nie chciany płomyk miłości niedługo zgaśnie. Staliśmy przy moich drzwiach.
- To do zobaczenia. - pożegnałam blondyna.
- To pa. - odpowiedział. Jednak nie ruszał się z miejsca.
Wspięłam się na palce i ucałowałam jego policzek.
- Świetnie się bawiłam.
- Ja też. - zarumienił się lekko. - Ładnie wyglądasz.
Spojrzałam na swoje ciuchy. Były zwyczajne.
- Dziękuje. - wyszeptałam, czując rumieńce na swojej twarzy.
- Jeszcze lepiej, z tymi rumieńcami. - powiedział i odszedł.
Ja też zniknęłam za drzwiami swojego mieszkania. Przywitałam Martynę i zeszłam do piwnicy. Czy to można nazwać piwnicą ? Chyba nie. Jest tam: mini siłownia, mini kino, pokój muzyczny, wraz ze studiem nagraniowym i sala fotograficzna. Nie, to stanowczo nie była piwnica. Tylko nie wiem jak to nazwać. Bajeranckie pomieszczenie pod ziemią ? Kiepska nazwa. Potem się zastanowię. Poszłam do pokoju muzycznego i usiadłam przy fortepianie. Ten pokój był wyciszony i tylko dla mnie. Martyna zaglądała tu, tylko po to, żeby zetrzeć kurze i też bardzo rzadko. Ja tu sprzątałam, siedziałam i myślałam.Nikt mnie stąd nie wyganiał i mi nie przeszkadzał. Zaczęłam delikatnie muskać palcami klawiaturę. Powoli opuszczały mnie nerwy dotyczące Nialla. Nie mogę go pokochać, a jestem tego tak bliska. Zawsze wybierałam rozum, ale dzisiaj moje serce prawie wygrało. Potrafię bawić się chłopcami, okręcać ich wokół palca, ale nim nie.   Nałożę jutro sukienkę. Nie... Ja od 3 lat nie noszę sukienek. Co on ze mną robi ? Ułożyłam w głowie pierwszy wers i zaczęłam śpiewać.
*Zaczynam się bronić
Bo nie chcę się zakochać
Gdybym kiedykolwiek to zrobiła, to myślę, że
dostałabym ataku serca

Nigdy nie wystawiam miłości na niebezpieczeństwo,
Nigdy nie powiedziałam "tak" właściwemu mężczyźnie
Nigdy nie miałam problemów z uzyskaniem tego co chciałam
Ale kiedy chodzi o ciebie, to nigdy nie jestem wystarczająco dobra

Kiedy się nie przejmuję
Mogę bawić się nimi jak lalką Kenem
Nie umyję włosów,
A potem sprawię, że będą podskakiwać jak piłka do koszykówki

Ale ty sprawiasz, że chcę zachowywać się jak dziewczyna
Pomalować paznokcie i założyć obcasy
Tak- ty, sprawiasz, że się tak denerwuję
Że po postu nie mogę utrzymać twojej ręki

Sprawiasz, że promienieję
Ale maskuję to, nie chcę tego pokazać
Więc zaczynam się bronić
Bo nie chcę się zakochać
Gdybym kiedykolwiek to zrobiła, to myślę, że
Dostałabym ataku serca
Myślę, że dostałabym ataku serca
Myślę, że dostałabym ataku serca

Nigdy nie zalewam się potem dla innych chłopaków
Paraliżujesz mnie kiedy przechodzisz obok
I za każdym razem, gdy staram się być sobą
To wychodzi to źle, jak płacz o pomoc

To jest po prostu niesprawiedliwe,
Ból jest większym problem niż miłość jest warta
Łapię powietrze
To świetne uczucie, ale wiesz, że boli

Ale ty sprawiasz, że chcę zachowywać się jak dziewczyna
Pomalować paznokcie i użyć perfum
Dla Ciebie, sprawiasz, że się tak denerwuję
Że po postu nie mogę utrzymać twojej ręki

Sprawiasz, że promienieję
Ale maskuję to, nie chcę tego pokazać
Więc zaczynam się bronić
Bo nie chcę się zakochać
Gdybym kiedykolwiek to zrobiła, to myślę, że
Dostałabym ataku serca
Myślę, że dostałabym ataku serca
Myślę, że dostałabym ataku serca

Uczucia zagubiły się w moich płucach
One płoną, wolałabym być niewrażliwa
I nie ma kogo innego obwiniać
Taka przerażona wystartuję i pobiegnę
Lecę zbyt blisko słońca
I spłonę w płomieniach

Sprawiasz, że promienieję
Ale maskuję to, nie chcę tego pokazać
Więc cholera, zaczynam się bronić
Bo nie chcę się zakochać
Gdybym kiedykolwiek to zrobiła, to myślę, że
Dostałabym ataku serca
Myślę, że dostałabym ataku serca
Myślę, że dostałabym ataku serca
Myślę, że dostałabym ataku serca.
Myślę, że dostałabym ataku serca.*
- A o kim ty tak śpiewasz ? - usłyszałam za sobą i prawie spadłam z krzesełka.
Spojrzałam w stronę drzwi. Stał tam Lou, oparty o framugę.
- O nikim ważnym. - powiedziałam.
- To musi być ktoś ważny. Inaczej nie namieszałby ci w tej pięknej główce. - powiedział i usiadł obok mnie. Nie odpowiedziałam na jego poprzednie zdania.
- Myślałaś o tym na poważnie ? - spytał poważnym tonem.
- Ale o czym ?
- O muzyce.
- Nie...
- Powinnaś. Masz talent.
- Moi rodzice zawsze myśleli tak jak ty. Może gdybym to od początku  robiła z pasją, to by coś wyszło. Niestety, dopiero od kiedy umiałam grać na 3 instrumentach, przestałam czuć do tego obrzydzenie.
- Szkoda. Ale ty jesteś dobra we wszystkim. - objął mnie ramieniem.Położyłam głowę na jego ramieniu.
Położył jedną rękę na klawiaturze, Ja drugą. Z początku wychodziło nam granie koślawo, ale po chwili wszystko zlewało się w idealną melodię...



----------------------------
Wiem, że miał być wczoraj, ale jakoś tak wyszło i jest dzisiaj. Nie wiem kiedy kolejny. Do wtorku, ewentualnie środy powinien być, ale nie obiecuję. Ostatnio nie mam na nic czasu i chęci. Pytanko:
  • Na ilu instrumentach potrafi grać Mellodie .?
*piosenka - Demi Lovato - Heart Attack
Kradziejka ze mnie, co .?

czwartek, 14 marca 2013

...

Ymmm... Rozdział 17 dziś się nie pojawi. Wybaczcie, ale głowa mnie po szkole zaczęła boleć i nie chce odpuścić. Nie dam rady napisać. Jutro wstawię. To miłego wieczoru.

wtorek, 12 marca 2013

Zamiast 17

Wiem, że miał być rozdział 17, ale tak pochłonęło mnie pisanie tego imagina, że nie zdążyła m. Dlatego number 17 pojawi się w czwartek. Zamiast niego, macie imagin z Liamem. Miłego czytania.
--------------------------------------------------
 

Leciała głośna muzyka. Wszyscy piszczeli. Każdy dookoła tańczył. Przez tłum zauważyłem pociągającą sylwetkę blondynki. Podszedłem do niej. Złapałem w talii i poprosiłem do tańca. Potem samo jakoś się potoczyło... Przecież [T.I.] wróci do domu rano.

     Obudziłem się mocnym bólem głowy i potworną suchością w ustach. Uchyliłem powieki. Leżałem w sypialni. [T.I.] pewnie już wstała, bo nie było jej obok. Wczoraj za dużo wypiłem, mam nadzieję, że nie będzie zła. A nawet jeśli będzie, to ma za co. Wygrzebałem się spod kołdry i ubrałem jakieś dresy, które były na wierzchu. Zszedłem na dół. W holu potknąłem się o dwie duże walizki. Podniosłem je. Były zapakowane. Tylko po co? Czyżby [T.I.] miała gdzieś dzisiaj wyjechać, a mi wyleciało to z głowy ? W salonie jej nie było.  Za to zastałem ją w kuchni. Całą zapłakaną i wściekłą. Obok niej leżały dwa talerzyki. Czyli ktoś tu musiał być.
- Kochanie, co się stało ? Ktoś ci coś zrobił ? - spytałem cały zmartwiony. Ona rzadko bywała w takim stanie.
- Ty mi coś zrobiłeś. - wyszeptała. Byłem zleksza zszokowany.
- Ale jak to ?
- Normalnie. Miałam być o 12 rano od El, ale wróciłam wcześniej, bo mnie głowa bolała. Wróciłam gdzieś koło 2 w nocy. Idę do naszej sypialni. Otwieram drzwi, a ty tam zabawiasz się z jakąś blondynką. Nie zwróciłeś na mnie uwagi. Ona też. Więc resztę nocy przesiedziałam na kanapie. Ona wstała pierwsza. Zjadłyśmy śniadanie, porozmawiałyśmy. Całkiem miła osóbka. Nie miała pojęcia, że masz narzeczoną, a właściwie to miałeś. Kazała przekazać, że jesteś pieprzonym samolubem i robi jej się niedobrze na dźwięk twojego imienia. Mi zresztą też. - teraz sobie przypomniałem.
Wczoraj był wieczór kawalerski Lou. [T.I.] była u Eleanor na panieńskim. Jutro przecież biorą ślub. Zawaliłem. Jaki ja byłem głupi. Czemu zawsze przesadzam z alkoholem ?
- Powiesz coś, czy mogę już iść ? - spytała.
- Ale jak to iść ? Gdzie ?
- Liam, czy ty myślałeś, że będę potrafiła zostać z tobą ? Skąd mogę mieć pewność, że to był pierwszy i ostatni raz. Może za każdym razem, kiedy wyjeżdżałam z domu zapraszałeś tu inne ? Straciłeś moje zaufanie. Żegnaj. I wiesz co, żałuję, że dałam przedrzeć ci się przez całą moją duszę. Brzydzę się tobą, a jeszcze bardziej sobą. - mówiąc to, poszła po walizki i do wyjścia.
- Ale nie odchodź. Ja cię potrzebuje. Ja nawet nie pamiętam żądnej blondynki. To jakiś głupi żart, prawda ? Powiedz, że to ukryta kamera. - wypowiedziałem na skraju załamania. To jakiś idiotyczny kawał. Ona zaraz wpadnie mi w ramiona ze śmiechem, że dałem się nabrać.To nie może być prawda, nie. Ja tego nie wytrzymam.
- Głupim żartem, było to, że obiecałeś nigdy nie zranić, a ukrytą kamerą nasze wspólne chwile. Tylko to ty, zacząłeś to show. Ja go skończę. Zaufałam ci. - odwróciła się i wyszła z mieszkania. W ostatnim momencie złapałem jej ramię. Odwróciła się.
- Co znowu ?! - wykrzyczała.
- Kocham cię... - wyszeptałem.
- Szkoda, że zapomniałeś. - wyrwała się z uścisku. - Tylko nie spóźnij się jutro do kościoła. - to były ostatnie słowa, jakie od niej usłyszałem, póki nie zniknęła mi z oczu.
Stałem w drzwiach i nie mogłem uwierzyć. Jak mogłem jej to zrobić ? Przecież, tak cholernie ją kocham. Miałem nie pić, ani trochę na tej imprezie, ale zjawił się Harry i namówił mnie na drinka, za zdrowie pana młodego. I zamiast jednego, wypiłem z 20. Co ja narobiłem ? Straciłem najważniejszą osobę w moim życiu. Obiecałem jej, że nie zranię. Jak widać, nie dotrzymałem obietnicy. Zamknąłem z hukiem drzwi. Byłem wściekły na siebie. Co ja najlepszego zrobiłem ? Myślałem, że mam problem, bo ostatnio Dan chciała do mnie wrócić, ale teraz to jest gorzej. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłem je z rozmachem. Za nimi stała osoba, której najmniej teraz chciałem widzieć. Dan spojrzała na mnie i otworzyła usta, by z powrotem je zamknąć. Pochyliła głowę. Postała, postała, a ja byłem już zniecierpliwiony, wreszcie zaczęła:
- Widzę, że nie jesteś w zbyt dobrym humorze, ale skoro już ty przyszłam, to powiem to co chciałam. Wiem, że już o tym rozmawialiśmy, ale... - przerwałem jej pocałunkiem. Nie wiem dlaczego. Może chciałem przerwać jej bezsensowną wypowiedź, może pragnąłem czyjejś bliskości, może chciałem jakiegoś mocnego doznania, po tym co się przed momentem stało, a może ona wciąż mnie pociągała. Wiem, że zrobiłem to pod wpływem impulsu, pod presją chwili. Na pewno nie zrobiłbym tego, gdybym myślał trzeźwo. Ale byłem cały czas zszokowany sytuacją z [T.I]. Dziewczyna z chęcią oddała gest. Staliśmy w drzwiach, nie przejmując się niczym. Nagle ktoś głośno odchrząknął za nami. Dzisiaj jest jakaś tragedia. Nawet całować nam się nie dadzą. Dan chciała przerwać ten moment, ale jej nie dałem. Co najwyżej tamta osoba poczeka, mam to w dupie.
- Nie chcę przeszkadzać, ale chciałabym wejść. Zostawiłam w kuchni portfel. - usłyszałem zdenerwowany i pełny bólu głos [T.I.]. Myślałem, że nie mogę tego bardziej spieprzyć, a jednak... Oderwałem się od Danielle. Odszedłem na bok. [T.I.] poszła do kuchni. Wróciła z portfelem w ręce. Już miała wychodzić, kiedy nagle się odwróciła.
- Jeszcze jedno. - wyjęła klucze. Odpięła jeden z nich. Potem zdjęła z palca pierścionek zaręczynowy. Włożyła mi to do ręki.
- To już nie należy do mnie. Dan, kotku. - zwróciła się do speszonej dziewczyny. - Dobrze ci radzę, odpuść go sobie. Jeśli on zdradzał cię ze mną, to wiedz, że zdradził nas dwie dzisiaj w nocy. Ale ma dobry gust. Dziewczyna była ładna i mądra. Życzę dobrych wyborów. - odeszła. Chciałem ją zatrzymać, ale nie mogłem. Byłem sparaliżowany. Cały czas patrzałem na dwie rzeczy w mojej dłoni. Niby nic, a znaczy tak wiele. Najpierw odeszła z tym, czyli miałem jeszcze szanse, ale teraz do końca ją straciłem. Podniosłem wzrok na Dan. Ona też nie była zadowolona.
- Czyli zdradziłeś ją. Odeszła pewnie nie dawno i dała ci jeszcze szanse, bo dopiero przed chwilą oddała klucze i pierścionek i mnie całowałeś ? Jesteś cholernym idiotą i samolubem. Jak byłeś jeszcze ze mną, to też mnie zdradzałeś ? Jak mogłam chcieć cię odzyskać ? Czemu byłam taka głupia ? Po co robiłeś mi tą pierdoloną nadzieję pocałunkiem ?! Jesteś nikim. Zmieniłeś się i wcale nie na lepsze. - także odeszła.
Nikt mnie nie chce. Nie dziwę się. To jak się zachowałem było potworne. Jak ostatni dupek. Na miejscu dziewczyn też bym tak postąpił...
      Na ślubie [T.I.] była druhną Eleanor. Wyglądała pięknie. Nie było widać, że płakała, że niedawno przeżyła ciężkie wydarzenie. Idealnie zamaskowana. Tylko, że ja i tak zauważyłem w jej oczach ból, a gdy na mnie spojrzała to pieprzone rozczarowanie. Czułem się z tym źle. Ale przecież nie mogłem tego pokazać. Siedziałem całą mszę, a potem wesele z przyczepionym uśmiechem i tańczyłem jak gdyby nigdy nic. Poprosiłem nawet [T.I.] do tańca. Wyciągnęła nawet dłoń w moją stronę, ale wtedy zawołała ją El, więc przeprosiła i poszła do przyjaciółki. Tak mało brakowało. Wątpię, że chciała ze mną zatańczyć, bo miała na to ochotę. Raczej nie chciała robić wielkiego zamieszania. Jeszcze nikt nie wie, oprócz El, że nie jesteśmy razem. Pomimo wszystko, ona nie zrobiła ze mnie ostatniego dupka. Przecież mogła wszystkim opowiedzieć, że ją zraniłem. Rozniosłoby się to po świecie, że sławny Liam Payne z one direction zdradził swoją narzeczoną podczas wieczoru kawalerskiego Louisa Tomlinsona. Ale nie zrobiła tego. Ale ona nie pragnęła zemsty. Nie chciała upokorzyć mnie tak, jak ja ją. Była silna, ale delikatna. Potrzebowała troski, ale jej nie chciała. W końcu z powrotem do mnie podeszła.
- Czy wspólny taniec, dalej aktualny ? - spytała melodyjnie i spokojnie.
- Oczywiście. - złapałem ją w talii i tańczyliśmy do rytmu piosenki.
Ale to nie było to co kiedyś. [T.I.] była znacznie dalej ode mnie i nie trzymała mojej dłoni jak kiedyś. Patrzyła w moje oczy, ale już bez czułości. Nie opierała swojej głowy o moje ramię. Jednak dalej poruszała się lekko i prosto.
 - Musimy wymyślić jakąś głupią historyjkę, dlaczego zerwaliśmy. - powiedziała nagle.
- Ale po co ? - spytałem zdezorientowany.
- Wiesz. Możemy powiedzieć prawdę, mogę opowiedzieć historyjkę, jak mnie zdradziłeś, a potem całowałeś się z niczego nie świadomą Dan, ale po co robić szum ? Łatwiej będzie powiedzieć, że uczucie już wygasło, albo brak czasu. Nie chcę też, żeby chłopcy o tym wiedzieli. Niech to pozostanie między mną, tobą i El.
- Ale czemu mamy wszystkich okłamywać ?
- Nie rozumiesz ? Jak prawda wyjdzie na jaw, prasa nie da nam spokoju. Ty wyjdziesz na bezduszną świnię, a ja na poszkodowaną, biedną pannę. Ja nie będę pytana jak mi z ty źle, a ciebie nie będą pytać dlaczego to robiłeś. To głównie idzie na twoją korzyść.
- Jeśli chodzi o media, to rozumiem. Nie pojmuję jednak, dlaczego mamy okłamać przyjaciół.
- Co ci powiedzieli chłopcy, kiedy oznajmiliśmy, że jesteśmy razem ?
- Że jeśli doprowadzę cię, do stanu depresji, zabiją mnie.
- Właśnie. Doprowadziłeś mnie do niego. Ja jednak wolę, żebyś trochę jeszcze pożył. Gdybyś nie żałował tego co zrobiłeś, to bym miała gdzieś co się z tobą stanie. Jednak to, że całowałeś się z Danielle pokazało, że żałujesz. Był to przejaw chęci ucieczki, przed swoimi błędami. Jednak dobrze, że poszłam na tą psychologie. Dobrze mi doradziłeś. I teraz mamy dwa wyjścia. Albo nagle cię teraz odpycham i udajemy obrażonych, albo kończymy tańczyć naturalnie, udajemy, że wracamy razem, a rano ogłaszamy, że nie jesteśmy razem. Co wolisz ?
- Opcja druga. Będzie wyglądało mniej kłótliwie.
Pokiwała głową. Ucałowała mój policzek i udając rozżalenie końcem tańca poszła do oddzielonego pokoju dla panny młodej. Około 4 rano udaliśmy, że wracamy do domu. Wsiedliśmy do wspólnej taksówki. Jednak ona wysiadła obok hotelu, a ja obok naszego swojego mieszkania. Umówiliśmy się, że jutro na poprawinach opowiemy wszystko innym, a na najbliższym wywiadzie, gdy mnie o nią zapytają, odpowiem, że już między nami nic nie ma. Z powodu braku czasu, oddaliliśmy się od siebie i uczucie zgasło. Rozstaliśmy się w spokoju i dalej utrzymujemy kontakt.
     Z każdym dniem było coraz gorzej. Popadłem w depresję. Nie chciało mi się żyć i tęskniłem za [T.I.]. Ile bym dał, żeby usiadła teraz obok mnie, przytuliła i powiedziała, że wszystko będzie dobrze, że jest obok i nie da mnie skrzywdzić. Poświęciłbym wszystko. Pieniądze i sławę, żeby tylko mi wybaczyła. Wszędzie pytali się mnie, jak po rozpadzie mojego związku. Czy pomimo to, iż odbył się w zgodzie, tęsknie za nią. Po paru kłamstwach, że czuję się świetnie, nie wytrzymałem. Wykrzyczałem, że nasze rozstanie nie odbyło się w zgodzie. Że to ja ją zdradziłem. Że to ja po 5 minutach od rozstania całowałem inną, raniąc je obie. Że to ja zachowałem się jak kretyn, dupek i idiota. Że to ja jestem winny. Że to ja powinienem cierpieć, a nie ona. Że to ona wymyśliła całe kłamstwo, aby nie zniszczyć mi życia. Że to ona była najlepszą osobą jaką znałem i poświęciła się za mnie, niszcząc siebie. Że to moja pieprzona duma nie pozwoliła jej się przeciwstawić. Że gdyby nie ja, nigdy by nie cierpiała. Nie miałaby depresji i nie studiowałaby tej cholernej psychologi, przez którą była dla mnie dobra. Po tym wszystkim wybiegłem ze studia i skierowałem się w stronę rzeki. Odkąd nie ma jej ze mną, nie mam po co żyć. Stanąłem na barierce. Odmówiłem ostatnią modlitwę i już miałem skakać, kiedy ktoś złapał mnie za dłoń. Obejrzałem się za siebie. Osobą, która mnie powstrzymała była [T.I.].
- Li, nie rób tego. Proszę, dla mnie, dla nas. Liam, ja jestem w ciąży. Zostań ze mną. Kocham cię... - wyszeptała błagalnym tonem. Powolnym ruchem stanąłem na ziemi, a ona wtuliła się w moje ciało.
- Dlaczego chcesz mi wybaczyć ?
- Potrafiłeś przyznać się do błędu. Po za tym, już dawno to zrobiłam. Liaś, miłości nie pojmiesz. Ona jest i będzie. Istnieje swoimi prawami i choćby nie wiem jak rozum walczył, to serce i tak wygra. - ona zawsze znajdowała argumenty na wszystko.
- Też cię kocham, a właściwie was. Zawsze marzyłem o dziecku z tobą. Zostaniesz moją żoną ?
- Już przecież mówiłam, że tak. Chcę mieć ciebie na wyłączność. - przycisnęła swoje wargi do moich. Tak strasznie brakowało mi ich smaku... Teraz już mam dla kogo żyć. Mam dwie najważniejsze istotki w moim życiu.
 

poniedziałek, 11 marca 2013

Rozdział 16

~Oczkami wściekłej Martysi~
- Martyno, kochanie... - zaczęła ta wstrętna kobieta.
- Niech pani mnie tak nie nazywa. - wycedziłam przez zęby.
- Ale, skarbie, co się stało ? - a to jebana idiotka.
- Co się stało ? Niech mnie pani nie nazywa kochaniem, skarbem, misiem, czy co tam jeszcze. Własnej córki pani tak nie nazywa, a mnie chce ? Po co tu przyleźliście ?
- Przecież to nasze dziecko, martwimy się o nią. Chcemy się nią zaopiekować. - powiedział ten stary, pieprzony dziad.
- Teraz se przypomnieliście, że macie córkę. Przepraszam, wy zawsze o niej pamiętaliście. Wiedzieliście, że musi iść do szkoły muzycznej, której nienawidziła. Wiedzieliście, że trzeba ją w wakacje wysłać do dziadków. Wiedzieliście, że musi się uczyć, jeść, ale nie pamiętaliście, że potrzebuje uczucia. Ostatni raz pani ją zapytała o samopoczucie, kiedy miała 10 lat, a pan wie tylko, że ma talent muzyczny i może pomóc w konkursach. Bo to, że co miesiąc przysyłacie jej pieniądze i jakieś głupie breloczki, nie oznacza, że o niej pamiętacie. Wiecie który raz tu leży ?
- No chyba pierwszy... - wydukała kobieta.
- Pierwszy ? Raczej dwudziesty trzeci. Jej przyjaciółka bardziej się nią interesuje, niż rodzice.
- Ma jeszcze Sebastiana oprócz ciebie. Nie rób z siebie świętej. - powiedział z urazą pan Sparks.
- Tak dla waszej wiadomości, to ona tu leży po raz dwudziesty przez Sebastiana. pozostałe trzy, były przez was.  Nie mogę wam zabronić tutaj siedzieć, porozmawiać z nią, ale wierzcie mi, ona też was tu nie chce. Po za tym, ona nie za każdym razem, gdy się cięła trafiała do szpitala. Czasem sama sobie w domu radziła i nikt, oprócz mnie nie wiedział o tym. Jeśli dostaliście jakiegoś nagłego olśnienia i poczuliście rodzicielską troskę i chcecie jej dobra, to stąd wyjdźcie i nie wracajcie. - powiedziałam i wyszłam z pomieszczenia.
Weszłam z powrotem do siebie. Wszyscy siedzieli na moim łóżku i wyczekiwali, aż się zjawię.
- I co ? - spytała podekscytowana Megan.
- Nic. - stwierdziłam już spokojna.
- Jak to nic ? Musiało coś być, byłaś nieźle zdenerwowana. - powiedział Harry.
- Po prostu. Oni mi coś powiedzieli, ja im coś powiedziałam i po sprawie. - odpowiedziałam zdawkowym tonem.
- Ale... - zaczął ponownie loczek, ale Ally mu przerwała.
- Nic ci nie powie. - doradziła i nikt już nie pytał się o rozmowę z rodzicami Mell.
Przez resztę dnia, wszyscy na zmianę, oprócz mnie latali do Mellodie i z powrotem. Jej rodzice ulotnili się jakoś po obiedzie, ale ja nie miałam siły znowu na nią spojrzeć. Pewnie dostałabym jakiegoś napadu rozpaczy. Poczekam do rana, powinna się obudzić już jutro. Najwięcej czasu spędzili u niej Niall i Lou. Jakoś nie specjalnie mnie to zdziwiło. Dzień spędziłam na myśleniu, gadaniu z Meg i Ally, myśleniu, odpowiadania na pytania chłopców, myśleniu, jedzeniu i myśleniu. Dużo dziś myślałam, nawet za dużo. Mam mętlik w głowie. Nie wiem kiedy zasnęłam...

Obudziłam się. A raczej ktoś zaczął mną trząść i mnie obudził. Otworzyłam oczy. Nad sobą zobaczyłam zacieszonego Louisa.
- Martyna, wstawaj, szybko. - szepnął.
- Co ? Ale ja chcę spać... - powiedziałam  przewróciłam się na grugi bok, tyłem do Lou.
Chłopak zaczął znowu mną trząść i szeptać, żebym wstawała.
- Ale po co ? - spytałam podirytowana.
- Mellodi się obudziła. o prawie krzyknął.
- Co ?! Już ?! Czemu nie powiedziałeś wcześniej, tylko trzęsłeś mną jak orangutanem ?
- Czym ? Myślałem, że sama zrozumiesz. Choć, szybko.
Wygrzebałam się z łóżka i na boso, razem z Lou popędziłam na górę. Wpadłam do sali Mel. Odwróciła głowę w moją stronę i szeroko się uśmiechnęła. Od razu podbiegłam do jej łóżka i mocno przytuliłam. Odwzajemniła uścisk. Usidłam obok niej i szczerzyłam się jak głupia.
- A ty mnie nie przytulisz ? - zwróciła się do Lou.
Chłopak uśmiechnął się i podszedł do Mell. Wymienili krótki uścisk i Lou już siedział obok mnie.
- Dobrze was znowu widzieć. Miałam już dość tej wiecznej ciemności i głupich snów.
- My też się cieszymy, że mamy cię z powrotem, ale mogłaś obudzić się około 9-10, a nie 2 w nocy.
- Oj tam, oj tam. Ciekawe ile będą mnie tu karmić tymi ciapkami. Masz cukierki ? - spytała się mnie.
- Jak zawsze. Mam też chipsy, czekoladę, ciasteczka, lizaki, paluszki, krakersy i batoniki.
- Czyli nie umrę z głodu. - powiedziała Mell z ulgą.
- Skąd ty to wzięłaś ? - spytał zszokowany Lou.
- Trochę dały mi dziewczyny, tobie zresztą też i trochę podrzucił mi Harry. Myślałam, że tobie też. - powiedziałam lekko zdziwiona.
- No, tak. Od dziewczyn dostałem parę czekolad i ciasteczek, ale od Harrego nic. A to zdrajca jeden. - stwierdził Louis.         
Dziwne... Kupił słodycze mi, a Lou nie. Cały czas myślałam, że kupował dla Louisa, a mi tak przy okazji. Miło z jego strony...

-------------------------------------------------------
Miał być wczoraj i miał być dłuższy. Ale wczoraj wróciłam 5 godzin później do domu niż planowałam i nie napisałam go wczoraj. A dziś mi się nie chce. Rozdział 17 jutro. Dziś bez pytania, bo mi się kompletnie nie chce. Mam jakiś taki zły dzień.

piątek, 8 marca 2013

Rozdział 15

~Oczętami Martynki~
Leżałam tak wypłakując morze łez. Było mi tak cholernie źle. Co mogę zrobić, żeby jej było lepiej ? Ona zawsze sprawiała, że czułam się dobrze, a ja nie potrafię. Nie umiem jej pomóc. Tak cholernie bym chciała, ale nie potrafię. Czemu mi nic nie wychodzi ? Spojrzałam na zegar, była 13:45. Idę już do siebie, bo zaraz obiad. Ucałowałam przyjaciółkę w czoło i wyszłam z sali. Doszłam do swojej. Zjadłam obiad, który jak przypuszczałam, był obrzydliwy. Poszłam na spacer po korytarzach. Postanowiłam zajrzeć do Louisa. Uchyliłam drzwi. Lou był już obudzony. Ale nie był sam.  Obok jego łózka kręciła sie czwórka chłopaków. Kiedy mnie zobaczyli, wszyscy rzucili się z uściskami i powitaniami.
- Jak się czujesz, Lou ? - zagadnęłam, gdy już mnie wyściskali i pozwolili usiąść na krześle.
- Właściwie, to nie wiem po co mnie tu trzymają i karmią jakimiś ciapkami...
- Ja też. Myślałam, że wyrzucę ten obiad przez okno. Kiedy zemdlałeś, bo nie zdążyłam zauważyć ?
- Usłyszałem karetkę i zemdlałem. Najpierw panikowałem, bo nikogo nie było w pobliżu, a ja mam na głowie dwie zemdlałe dziewczyny. Potem jakoś samo poszło... Byłaś u Mellodie ? Ja nie...
- Tak. Wygląda strasznie. Jest w śpiączce farmakologicznej. Obudzi się za 3 dni...
- Myślisz, że ona próbowała, no wiesz co... - do rozmowy włączył się Niall.
- Nie. Pewnie chciała się tylko, albo, aż pociąć, ale przesadziła. Ona nie ma myśli samobójczych. Gdyby je miała, to byśmy jej nie uratowali. - wyszeptałam i spuściłam głowę.
- Wiecie co, ja idę do siebie. Muszę zadzwonić do Ally i Meg, żeby jednak do nas nie przychodziły dzisiaj. - kłamałam. Wcale nie miałam zamiaru nigdzie dzwonić. Czułam, że zaraz się popłacze, a na razie do tego czasu moje łzy widziała moja mama, brat i Mell. Nie lubię płakać przy innych. Czuję się wtedy jeszcze gorzej. Wyszłam z sali i poszłam do swojej. Tam położyłam się do łóżka i cicho szlochałam. Leżałam tak z 15 minut. Postanowiłam się ogarnąć. Pomyślałam, że dobrze by było, jak Meg i Ally się dowiedzą. Wybrałam numer i wszystko im wyjaśniłam. Powiedziały, że jutro z rana przyjdą do nas. Przyniosą nam jakieś ciuchy i potrzebne rzeczy. Podziękowałam i rozłączyłam się. Poszłam do Mell. Już miałam otwierać z rozmachem drzwi, kiedy usłyszałam, że ktoś tam jest. Przyłożyłam ucho i usłyszałam, że ktoś płacze. Ale to na 100000% był mężczyzna. Tylko kto to mógł być. Chyba nie Sebastian... Uchyliłam lekko drzwi i podsłuchiwałam.
- Mellodie. Ja nawet nie wiem jak mam to powiedzieć.Podobno słyszy się wszystko w śpiączce. Mam nadzieje, że się nie pamięta, albo uważa się to za jakieś zwidy, czy sen. - to był chyba Niall, ale co on mógł mówić Mell. Przecież nawet się dobrze nie znają. Słuchałam dalej...
- Wypytywałem się o ciebie Louisa. Na początku pytał się, dlaczego ja tak się wypytuję, ale wykręciłem się, że w razie co nie chcę robić przypału i chcę wiedzieć coś o kimś ważnym dla mojego przyjaciela. Od niego wiem, że nie wierzysz w to, co ja wierzę. Ja w sumie też nie wierzyłem, aż do pewnego momentu. I jeśli powiedziałbym to ci w oczy, pewnie powiedziałabyś, że to co mówię jest mylne. Ale takie nie jest... Bo widzisz, kiedy cię zobaczyłem, coś we mnie pękło i ja... Mellodie, ja się w tobie zakochałem. - zamurowało mnie. Sławny piosenkarz, który może mieć prawie każdą, wybiera moją przyjaciółkę... Chore. Blondyn przez chwilę milczał.
- I wiem, że ty w to nie wierzysz. Nie wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia. I pewnie powiedziałabyś, że moje uczucie to zwykłe zauroczenie. Powiedziałabyś, że z nie długo mi przejdzie. I ja jakiś czas temu, też bym tak powiedział, ale zobaczyłem ciebie i jednak wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia. To głupie... I na początku chciałem się od ciebie odseparować. Unikałem kontaktu z tobą. Zwykle siadałem w drugim końcu pokoju. Oddalałem się. Ale to nie ma sensu. Od dziś będę robić wszystko, żeby być blisko i zdobyć twoje serce. Usłyszałam jak odsuwa krzesło, więc uciekłam. Schowałam się za zakrętem. Chłopak odszedł, a ja weszłam do sali. Opadłam na krzesło. Wciąż byłam w szoku.
- Widzisz Mell... W tobie zakochuje się sławny piosenkarz, a ja nawet chomika nie mam. Jaka tu sprawiedliwość ? Żadna... Ale cieszę się, że ty masz dobrze. On miał rację. Ty nie wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia. Ty w ogóle nie jesteś romantyczką. Ale może tym razem otworzysz serducho ? Dobrze ci to zrobi, po tym co przeszłaś. Dobrze by było gdybyś pamiętała co on mówił, albo żeby on miał odwagę powiedzieć ci to w oczy. Jutro przyjdzie Ally i Meg. A za dwa dni otworzysz te swoje zielone paczadełka i zaczniesz marudzić, że znowu w szpitalu będą cię źle karmić. Tak jest za każdym razem. Otwierasz oczy, rozglądasz się i walisz tekstem: ,, Znowu tu ? To już się robi nudne. Mam nadzieję, że zmienili kucharza. '' I udajesz focha. Ja za każdym razem przytulam cię i mówię, że przyniosę ci jakieś smakołyki z domu. Potem wyrzucam sobie, że miałam na ciebie na wrzeszczeć, ale jeszcze mi się nie udało tego zrobić. Pewnie teraz też mi się nie uda. Po co to robiłaś ? Przecież już minęło 8 miesięcy od ostatniego, a siniaki ci jeszcze nie zeszły, a ty narobiłaś nowe. Muszę pójść do apteki po ten krem co ci tak pomagał, tylko jak on się nazywał... Czasem mam wrażenie, że martwię się o ciebie bardziej niż o siebie.  Ale tobą nikt nigdy oprócz mnie się nie przejmował. Rodzice nie mieli na ciebie czasu, a dziadkowie starali się, ale przecież mogli cokolwiek robić tylko w wakacje, kiedy cię tam wysyłali do nich. Jestem zmęczona. Pójdę spać. Wypisują mnie podobno po jutrze. Czyli ty się budzisz, a ja wychodzę ze szpitala. Lou tak samo. Trzymaj się. Kocham cię... - ucałowałam jej czoło i poszłam do siebie dosyć szybko . Z tego wszystkiego zapomniałam, że za tydzień mam urodziny...

*Rano*
Obudziłam się i otworzyłam oczy. Nade mną stała siódemka osób. Harry, Lou, Ally, Niall, Liam, Meg i Zayn. Pomrugałam, a tamci dalej stali z wielkimi wyszczerzami na twarzy.
- Nasza najwspanialsza, najukochańsza Martynko. - zaczęła Ally, a ja już wiedziałąm, że ma do wykonania najgorszą robotę. Tylko co?
- Co mam zrobić ? - spytałam obojętnie.
- Byłyśmy u was po ciuchy i nie zgadniesz kto stał pod waszymi drzwiami, a potem przyjechał tu z nami.
- Święty Mikołaj ? Wróżka zębuszka ? Może Pinokio, albo Bolek i Lolek ?
- Co ? Nie... - Ally wyglądała na zagubioną.
- To kto ? - jak ja nie lubię owijania w bawełnę.
- Rodzice Mellodie... - wyszeptała Megan.
- KTO ?! - wydarłam się na cały szpital.
- Ciszej. No i w związku z tym, że Mell śpi, chcą rozmawiać z tobą. W końcu byłaś z nią najbliżej.
- Jak ja im zaraz nagadam. Nie pozbierają się przez tydzień. Ten jej jebany ojciec, który ją widzi, tylko kiedy nie ma kto mu pomóc w konkursach. Jej matka też niezła su*a. Urodziła i zapomniała. Jak im wygarnę... Przypomnieli se, że mają córeczkę. - chłopcy patrzyli na mnie zszokowani, a Ally i Meg zadowolone. Zaczęłam szybko wygrzebywać się spod kołdry i nakładać kapcie.
- Gdzie oni są ?! - spytałam już nieźle wnerwiona. Chłopcom jeszcze bardziej powiększyły się oczy.
- U Mell w sali. - powiedziała Ally.
- Ja im zaraz pokażę. Znaleźli się rodzice... - wyszłam zdenerwowana z sali i usłyszałąm tylko słowa Meg: ,, A nie mówiłam, że ona się wścieknie i im dogada ?''
Wpadłam do sali i zobaczyłam Ojca Mellodie przy oknie, a jej matka trzymała ją za rękę. Jak ja ich nienawidzę...

----------------------------------
TA DAM ! Wiem, że to miało być wczoraj, ale miałam pewne problemy z komputerem. Number 16 w niedzielę. Pytanko:
  • Jak bardzo wścieknie się Martysia ?
  • Co zrobi Mell jak zobaczy rodziców ?
To do niedzieli, kochani.

środa, 6 marca 2013

Rozdział 14

~Oczkami Lou~
- Pogotowie zaraz będzie. - szepnęła Martyna i osunęła się po ścianie.
Nie no ! Brakowało tu tylko jeszcze jednej zemdlałej dziewczyny. Tylko kto mi może pomóc. Chłopaki zniknęli nie wiadomo gdzie, a nie mam numeru do Ally, ani Meg. Inne osoby nie mieszkają w pobliżu. Teraz to zadzwoniłbym nawet do tego całego Filipa, co prawda nienawidzę kolesia, ale pomoc by się przydała. Niestety, on wyjechał do Polski, do rodziny. W sumie widziałem go tylko raz w życiu. Czyli zostałem sam... Co ja mam robić ? Przecież Mell zaraz mi się tu wykrwawi. Rozejrzałem się po łazience. W kącie leżała koszulka Mellodie. Chwyciłem ją i rozerwałem na dwa paski. Jeden mocno owinąłem wokół lewego nadgarstka, a drugi wokół prawego. Twarz mojej przyjaciółki była przeraźliwie blada, a usta sine. Sprawdziłem tętno drżącymi dłońmi, modląc się, żeby było. Przyłożyłem palce i... było. Gdyby go zabrakło pewnie i ja bym zemdlał. Nie minęło dużo czasu, a usłyszałem głośne wycie karetki. Usiadłem obok Mell i oparłem głowę o ścianę. Sam powoli zamknąłem powieki.

~Paczadełkami Martyny~
W oczy zaczęło świecić mi mocne światło. Uchyliłam delikatnie powieki, ale po chwili je zamknęłam, ponieważ poraziła mnie biel pomiszczenia, w którym spałam. Dlaczego ja nie śpię u siebie w pokoju ? Gdzie ja jestem. Ponownie otworzyłam oczy. Trochę nimi pomrugałam i rozejrzałam się po sali. Byłam w szpitalu... Tylko skąd ja się tu wzięłam ? A no tak ! Mell no wiecie, co zrobiła, ja zadzwoniłam po karetkę, a potem zemdlałam. Mam bardzo małą odporność psychiczną. Powinnam jakoś się wzmocnić. Ciekawe co z Mellodie. Chciałabym wstać i jej poszukać, ale jestem podłączona do kroplówki, a nie umiem jej zdjąć z wieszaczka, a lepiej nie próbować znając mój talent. Mam nadzieję, że chociaż Lou nad wszystkim zapanował. Wątpię, żeby Mell próbowała się zabić. To raczej był niezamierzony efekt. Pomimo wszystko ona jest bardzo silna i potrafiłaby poradzić sobie z nowym problemem. Do mojego pokoju weszła młodziutka pielęgniarka.Uśmiechnęła się do mnie, co odwzajemniłam.
- Jak się czujesz ? - spytała miłym tonem.
- Dobrze, nawet bardzo. Pierwszy raz od dłuższego czasu jestem wyspana. - powiedziałam i głośno nabrałam powietrza.
- Nie dziwię się. Spałaś z 20 godzin. - zaśmiała się cicho.
- Dosyć dużo... A wiesz co z moją przyjaciółką ? - spytałam.
- Ta co miała próbę samobójczą i przyjechała z tobą karetką ? Był jeszcze z wami taki chłopak... - ależ ona delikatna.
- Tak, to ona.
- Jeszcze się nie obudziła. Wprowadziliśmy ją w śpiączkę farmakologiczną. Obudzi się za jakieś 3 dni. Chłopak z tego co wiem też jeszcze śpi.
- Jak to ? To Lou też zemdlał ?
- Tak. Pewnie byłaś pierwsza i nie pamiętasz.
- Czy ja bym mogła odwiedzić Mellodie ? Albo chociaż Louisa ?
- Pewnie. Poczekaj, za jakieś 3 minuty skończy się kroplówka. Odłączę i możesz iść, gdzie chcesz. Na terenie szpitala oczywiście. O 14 jest obiad masz jakieś 2 godziny. - zaczęła majstrować przy kroplówce. Po chwili byłam wolna. Podziękowałam i ruszyłam w stronę drzwi. Jednak w połowie się odwróciłam z powrotem do pielęgniarki.
- Przepraszam, a na jakich salach leżą ? - spytałam lekko zawstydzona.
- Chłopak na 102, na tym samym piętrze, a dziewczyna o dwa wyżej na 320. - odparła obojętnie.
- Dziękuję. - odpowiedziałam szorstko i ruszyłam najpierw do Lou.
Pomyślałam, że jeśli się już obudził, to chwilę z nim pogadam, a jak nie, to pójdę do Mell. Doszłam pod 102. Uchyliłam lekko drzwi. Louis leżał na łóżku, a jego oczy były przymknięte. Spał... Szkoda. Później tu jeszcze zajrzę. Zamknęłam drzwi. Znalazłam i weszłam do windy. Byłam na I piętrze. Kliknęłam numerek III, a winda ruszyła. Zatrzymała się, a ja wysiadłam. Poszłam w głąb korytarza. Rozglądałam się za numerkiem 320. Znalazłam. Drżącą dłoń położyłam na klamce. Wzięłam głęboki wdech i weszłam. Mellodie byłam cała w jakiś bandażach i opatrunkach. Leżała bezwładnie na poduszkach i miała podłączoną kroplówkę. Jej twarz była przeraźliwie blada. Włosy związano w jakiegoś tandetnego warkocza. Miałam wrażenie, że jest nieżywa. Gdyby nie to, że jej klatka piersiowa równomiernie się podnosiła i upadała, pewnie zrobiłabym zamieszanie, że ona nie żyje. Na trzęsących nogach podeszłam i usiadłam obok łóżka. Złapałam jej wątłą dłoń i gadałam do niej. O wszystkim. Że pogoda jakaś brzydka. Że pewnie obiad będzie nie dobry. Że tu mają kiepski wystrój. Że jak by miała zamiar się budzić, to niech powoli otwiera oczy. Aż w końcu wybuchnęłam płaczem i nawrzeszczałam na nią. Że złamała obietnicę, że obiecała już tego nie robić. Oparłam głowę o jej brzuch i pozwoliłam swobodnie płynąć łzą...

------------------------------------
Taaa... Wiem. Najpierw przedłużam terminy, a teraz wyjeżdżam wam z taką beznadzieją. Nawet obrazka żadnego nie ma. Możecie mnie zbić, o ile ktoś to czyta. Rozdział 15 jutro. Pytanko:
  • Kogo Martyna spotka w szpitalu ?
Możecie spodziewać się każdego, tylko nie ich. Będą to 2 grupki. Jedna jest łatwa do odgadnięcia, ale druga nie. Koniec tej beznadziejnej gadaniny. Pozdrawiam. Do jutra, miśki.

wtorek, 5 marca 2013

NOWOŚCI !!!

No to dodałam nową stronę, co się zwie: Bohaterowie. Bardzo twórcze, wiem... Jak nazwa wskazuje są tam krótkie opisy bohaterów. Co do rozdziału 14. Na 346754978283731043167246343464224657967% będzie jutro. I to tak około 20:00. A rozdział 15 będzie w czwartek, mam już oba napisane, ale chcę dodać ostatnie poprawki. Życzę wam miłego dnia, czy dobrej nocy. Zależy która godzina. Pozdrawiam i całuję. Macie tu taki fajowy gif ode mnie dal was. Kochana jestem ,co ?

To jest Niall...

poniedziałek, 4 marca 2013

Zamiast 14

Co do rozdziału 14... No może dodam go jutro. Miałam dodać wczoraj, ale strasznie mnie głowa bolała, a dzisiaj mam jakąś blokadę twórczą. Jest już w połowie gotowy, ale to nie to co chcę. Zamiast tego macie tu mój imagin z Niallem, chociaż tak nie do końca z nim. Miłego czytania i przepraszam z opóźnienia.

 -----------------------------------------


Urocza, starsza kobiecina weszła do kaplicy. Od razu wywołała ogólne wzruszenie. Nie dziwię się. Kobieta, lat 83, przychodzi na pogrzeb swojego męża w rozpuszczonych włosach układających się w równomierne fale, beżowej sukience przed kolano i pantofelkach na niskim obcasie koloru kości słoniowej. W ręce trzyma malutką kopertówkę tego samego koloru co buty. Na ustach widnieje jasny błyszczyk, ale to wszystko z makijażu. Nic nowego, nawet jak miała 20 lat nie malowała się. Stanęła blisko trumny i uśmiechała się do każdego. Pomimo pomarszczonej skóry i siwych włosów widać, że w młodości była piękna, choć tego nigdy nie doceniała. Wyróżniała się z tłumu ludzi ubranych w samą czerń i poważnych minach. Większość osób, albo stała z wzrokiem wbitym w ziemię, albo płakała. Ona była inna. Przyszła tutaj jak na piknik. Nie przejmowała się poważnym klimatem tej uroczystości. Zawsze taka była. Jedni wyśmiewali jej zachowanie, inni ją za to podziwiali. Jednak jak to ona, nie przejmowała się żadną opinią, ani dobrą, ani złą. Jedynym autorytetem dla niej był Niall, który dziś leży w trumnie stojącej niedaleko [T.I.]. Kapłan wszedł do pomieszczenia i rozpoczął modlitwę. Prawie wszystkie panie wylewały litry łez. Prawie, bo jedyna [T.I.] stała z lekkim uśmiechem na ustach i wpatrywała się w nie żywą twarz męża.
- Czy może ktoś chciałby coś powiedzieć o zmarłym Niallu Horanie ? - zapytał kapłan nie licząc na żadną odpowiedź.
Już miał podnosić ręce do dalszej modlitwy, gdy nagle ktoś się odezwał.
- Ja .
[T.I] podeszła do trumny i stanęła za nią nad głową zmarłego. Owinęła całe pomieszczenie wzrokiem, gdyż stamtąd było najlepiej wszystko widzieć. Uśmiechnęła się i spuściła wzrok. Po chwili jednak go z powrotem podniosła, napotykając uspokajający wzrok czwórki chłopaków. Najlepsi przyjaciele Nialla, niegdyś grał z nimi w zespole, ale dziś to już nieważne.
- Pamiętam jak go pierwszy raz spotkałam. - rozpoczęła swoją mowę kobieta, odgarniając kosmyk włosów za ucho. - Miałam wtedy z 5 lat, a on 7. Upadła mi zabawka, a ten mi ją podniósł i podał. Z czasem wspólne zabawy w piaskownicy przerodziły się w przyjaźń. Często mnie odwiedzał i mimo to, że miałam 6 lat, wiedziałam, że ten chłopak, który je ze mną ciastka zostanie w moim życiu już na zawsze. Pierwsza nasza kłótnia miała miejsce, gdy ja miałam 13, a on 15 lat. Powiedział mi wtedy, że jestem mała, nic nie rozumiem i ma mnie dość. Pogodziliśmy się po roku, gdy otwierając drzwi i licząc na dostawcę pizzy napotkałam za nimi Nialla. Przeprosił, a ja mu wybaczyłam. Potem dalej żyliśmy w zgodzie. - kobieta uśmiechnęła się delikatnie - Pamiętam, że jak pierwszy raz szłam na randkę, ten poszedł za mną i wypytał chłopaka tak jakby chciał napisać o nim biografię. Było mi wtedy nieziemsko głupio. Pamiętam, że jak pierwszy raz przedstawiłam mu swojego chłopaka mając lat 15 ten tak go przestraszył, że Mark już nigdy nie poszedł ze mną gdziekolwiek. Pamiętam, że jak miałam lat 16 i pierwszy raz złamane serce, ten siedział przy mnie godzinami i pocieszał. Pamiętam jak namawiałam go, żeby poszedł do X-factora. Jak go wręcz wepchałam na tą scenę i jak się cieszył, że przeszedł dalej. Pamiętam jak wspierałam go przed jego pierwszym koncertem i jak codziennie do mnie wydzwaniał na swojej pierwszej trasie koncertowej. I wreszcie pamiętam jak powiedział mi, że mnie kocha. Miałam wtedy 18 lat, on 20 lat. To był podejrzewam 2013 rok, stare dzieje. Zadzwonił do mnie prosząc o spotkanie w parku. Zgodziłam się i podążyłam uliczkami Londynu, gdzie przeprowadziłam się rok po wyjeździe blondyna tam. Gdy już doszłam zastałam tam Nialla całego w nerwach spytałam się co się stało,a ten mi powiedział, że stałam się ja. Byłam w wielkim szoku, bo co ja zrobiłam złego, nie wiedziałam. Po chwili jednak Niall wytłumaczył mi, co zrobiłam. Na początku go odrzuciłam mówiąc, że nie czuje tego samego. Jednak tego samego dnia uświadomiłam sobie, że jednak czuję to samo i o 1 w nocy pojechałam do domu farbowanego. Zaspany z czerwonymi oczami od płaczu otworzył mi drzwi, a gdy mnie zobaczył za nimi w podobnym stanie co on, z mokrymi włosami, w piżamie zaczął mi prawić kazania na temat tego, że będę chora. Nie słuchając go zamknęłam mu usta pocałunkiem, na co przystał z ochotą. Pamiętam jak się do niego przeprowadzałam mając lat 20. Niall wynosił walizki z takim zapałem, że trzy razy wywrócił się na schodach. - tu kobieta zaśmiała się cicho - Pamiętam, że zaszłam w ciążę. Całkowicie nie planowaną. Uciekłam z powrotem do Irlandii nie chcąc psuć mu kariery, a on pojechał za mną i zapewnił, że nie zniszczę nic. Niestety poroniłam. Czułam wtedy ogromną pustkę i nocami płakałam, aby za dnia pocieszyć Nialla. I tak na zmianę: on pocieszał mnie w nocy, a ja go za dnia. Zgrany duet, prawda ? Pamiętam jak mi się oświadczył. Zabrał  mnie wtedy na dach i był tak zdenerwowany, że gdy mu odpowiedziałam: tak i nałożył mi pierścionek na palec, zwyczajnie zemdlał. - na twarzy [T.I] rozlał się szeroki uśmiech. - Potem zapytałam dlaczego akurat dach. Odpowiedział, że zawsze mówiłam, że nie lubię romantyzmu i raczej wolę coś szalonego. Pomysł okazał się być bardzo szalony, ponieważ musiałam go znosić po schodach na dół i dzwonić po karetkę. Pamiętam, że na ślubie wychodząc już na zewnątrz potknął się o moją sukienkę i przewrócił. Tak się z tego śmiałam, że sama leżałam na ziemi. Pamiętam, że przy porodzie naszego pierwszego dziecka był bardziej podeksctyowany ode mnie. Mogłabym tak wymieniać w nie skończoność co pamiętam, bo z nim miałam dużo przygód. - spojrzała na ciało męża i jedna mała łza popłynęła jej po policzku, a następnie po uśmiechniętych ustach. - Ciesze się, że go poznałam i mogłam z nim być do końca. I wiecie, co ? - tutaj podparła łokcie na trumnie swojego męża i zawisła wygodnie nad jego głową, co wywołało ogólny pomruk na sali. - Przy nim zawsze czułam się młodo, pomimo mojego wieku. Widzę, że prawie każdy tu płacze, jest ubrany na czarno. A mi wcale nie jest smutno z powodu utraty męża. Nie dlatego, że go nie kochałam. Kocham go całym sercem nadal. Ale na każdego przyjdzie pora, a on cały czas powtarzał, że jest stary, a szczęśliwy i wie, że zrobił wszystko w życiu, co zrobić powinien. Bóg zabrał go w wieku 85 lat. I myślę, że ja też odejdę w tym wieku.
Ucałowała męża w czoło i odeszła na swoje miejsce nie zważając na opinię innych.
Miała rację. [T.I.] umarła w wieku 85 lat z uśmiechem na ustach i na dodatek w ten sam dzień co jej mąż. Była szczęśliwa, bo miała miłość swojego męża i doczekała nawet prawnuków.

piątek, 1 marca 2013

Rozdział 13

~Oczętami Mellodie~
Płakałam tak wtulona w Tomlinsona. Ten delikatnie mnie podniósł i zaniósł na łóżko. Posadził mnie sobie na kolanach, a ja dalej wylewałam hektolitry łez.Chlipiałam już tak z dobre pół godziny i dopiero zaczęłam się uspokajać. Lou cały czas głaskał mnie po głowie i zastanawiałam się, dlaczego ręka mu jeszcze nie zdrętwiała. Byłam przemęczona, a moim ciałem wciąż szturchały urywane szlochy. Zamknęłam przemęczone oczy i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Szłam przez zamarznięte jezioro jedynie w samej krótkiej spódniczce, przewiewnej bluzeczce i balerinkach. Obok mnie kroczył Sebastian. Pomimo, że wokół było zimno i mroczno, ja się nie bałam, ani nie było mi zimno. Przypisywałam to swojej wewnętrznej sile. Kroczyłam tak szczęśliwa i spokojna, gdy nagle Sebastian znikł. Od razu przeszły mnie ciarki od zimna, a serce ogarnęło strach. Zrozumiałam, że to Seba dawał mi siłę i poczucie bezpieczeństwa. Nagle uleciało ze mnie każde dobre uczucie, a została samotność, ból, smutek i strach. Lód zaczął się topić, a ja nie miałam gdzie uciec. Rozpaczliwie wołałam o pomoc, ale nikt nie przychodził. Powoli zatapiałam się w lodowatej wodzie, gdy nagle przybiegł Seba. Pomógł mi i zaprowadził mnie obok wielkiej góry. Weszliśmy na nią i patrzyliśmy w dal. Nagle Seba odwrócił się w moją stronę i położył dłonie na mych ramionach. Wyszeptał: ,,Jesteś najgorszym co mi się przytrafiło'' i popchnął mnie na dół...
- Nieeeeeeee !!! - wydarłam się nagle zbudzona ze snu i poderwałam się do pozycji siedzącej.
Rozejrzałam się zdezorientowana po pokoju i cała się trzęsłam. Na szczęście to był tylko sen, tylko sen, tylko sen... Powtarzałam to jak chandrę. Nie chciałam dopuścić do siebie, że to się stało tylko nie dosłownie. Wciąż cała roztrzęsiona pobiegłam do łazienki. Zdjęłam szybko bluzkę i spodnie i stanęłam przed lustrem. Obejrzałam swoje ciało bardzo dokładnie.Byłam wychudzona, cała w szramach od cięć i siniakach. Wyglądałam tragicznie. Co ten człowiek ze mną robi ? Czemu tu przyszedł, przecież i tak mnie zniszczył... Wpadałam w histerię. Zaczęłam biegać po łazience i krzyczeć na cały głos. Uderzyłam parę razy o ścianę pięściami. Nabiłam parę nowych siniaków waląc się we wszystko co popadnie. Zrzuciłam na podłogę prawie wszystkie kosmetyki i pokopałam je. Uderzyłam w lustro, a te potłukło się na milion kawałeczków. Obróciłam się patrząc w drugie lustro. Zobaczyłam zmęczoną, zapłakaną dziewczynę. W jej oczach był ból i smutek. Oparłam głową o szybę i dałam łzą swobodnie lecieć po policzkach.
Znów obróciłam się dotykając plecami zimnej tafli lustra. Rozejrzałam się wokół i zobaczyłam zdemolowane pomieszczenie. Osunęłam się na zimne kafelki i schowałam głowę w kolanach. Płakałam i nie chciałam nikogo widzieć. Nagle ktoś zapukał w drzwi.
- Melli ? - To na 100% była Martyna, tylko ona dodawała -i na końcu mojego zdrobnienia.
- Nie chcę nikogo widzieć. Zwłaszcza tego dupka.
- Potrzebujesz przytulenia ?
- Nie, ale jak będę potrzebowała to przyjdę do ciebie.
- Trzymaj się, skarbie...
Po chwili jej kroki ucichły, a ja dalej oddałam się swojej rozpaczy. Podniosłam głowę i wzięłam do ręki kawałek lustra. Obracałam go między palcami. Nasze życie i uczucia są tak samo kruche jak to lustro. Wystarczy jedno mocniejsze uderzenie, żeby rozpadło się na kawałki. Ale nie wolno się poddawać, zawsze będzie z nas jakiś pożytek. Ja mogę opisać innym co robiłam w sytuacji, gdy ktoś mnie ranił i wyjaśnić, że pomimo, że wtedy ze świadomością do końca spierdalałam se życie, to dalej to robiłam. To lusterko też mi może pomóc, również niszcząc się do końca. Tak strasznie dawno tego nie robiłam i wcale nie tęskniłam, ale teraz, to co innego... Podniosłam delikatnie dłoń przybliżając ostrze do swojego nadgarstka. Ręka lekko mi drżała, ale byłam zdecydowana. Już po chwili raniłam swoje ciało dając ukojenie duszy. Gdy moja prawa ręka była już cała zakrwawiona zmieniłam ręce i teraz raniłam swoją dominującą rękę.

Byłam leworęczna. Zawsze inna od innych z większymi trudnościami. Niby idealna, zawsze uśmiechnięta, ale nieszczęśliwa. Zauważyliście, że osoby najweselsze zawsze mają najwięcej bransoletek ? Jakoś muszą ukryć te rany na swoich nadgarstkach, prawda ? Uśmiech przykrywa duszę, a bransoletki ciało. Nic prostszego,a tak dużo ludzi daje się nabrać, że oni są szczęśliwi. Żałosne... Powoli zaczynałam tracić siłę, a obraz przestawał być wyraźny. Z zewnątrz dobiegały mnie jakieś krzyki, ale nie miałam siły odpowiedzieć. Zamykałam powieki, a ostatnie co usłyszałam to wyważanie drzwi, przeraźliwy krzyk Martyny, uwagi Lou, abym nie zamykała oczu, a potem tylko ciemność.

~Oczami Louisa~
Uśpiłem Mell i poszedłem do siebie. Tego kretyna już nie było, jego szczęście, rozszarpałbym go na milion kawałeczków. Siedziałęm w kuchni od jakiś 3 godzin popijając zimną już kawę. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłem je, a moim oczom ukazał się widok przerażonej Martyny. Zaczęła coś tam krzyczęc o Mell i ciągać mnie za rękę. Nie rozumiałem nic. W końcu w tym całym chaosie złapałem ją za ramiona i kazałem się uspokoić. Dziewczyna spowolniła oddech.
- Co się stało, ale tak na spokojnie... - spytałem opanowanym tonem.
- Lou, bo ona się obudziła i nagle usłyszałam jakieś huki z góry, więc tam poszłam. W środku była Mell, ale nie chciała otwierać. Ja nie wiem co ona może sobie zrobić. W takim stanie jest nieobliczalna, a ja nie mam tyle siły, żeby wyważyć drzwi. Chodź szybko.- była cała roztrzęsiona i zdenerwowana.
Chwyciłem szybko klucze i wybiegłem z mieszkania. Dobiegłem do do dziewczyn, pobiegłem na górę i wszedłem do pokoju Mell. Drzwi od łazienki były zamknięte, a ona nie odzywała się. Wziąłem rozpęd i walnąłem w drzwi. Nawiasy ustąpiły, a ja wbiegłem do pomieszczenia. Wszędzie walały się kosmetyki i odłamki lustra. Natomiast w rogu leżała skulona Mellodie z całymi zakrwawionymi nadgarstkami. Pobiegłem do niej, a Martyna zadzwoniła po pogotowie. Mówiłem do niej, żeby nie zamykała oczy, ale ona tylko delikatnie się uśmiechnęła, a potem zasnęła. Mam nadzieję, że nie na zawsze...

---------------------------------------
Możecie mnie zabić. Ten rozdział jest krótki, beznadziejny i wgl porażka. Dziś jest ogółem jakiś pechowy dzień. Jeśli to czytasz, w co wątpię, to przepraszam cię, że to jest jakaś beznadzieja. Nowy rozdział w niedzielę,a teraz pytanko:
  • Czy Mell poradzi sobie w dalszym życiu ?
  • Co wydarzy się w szpitalu ?
No i tutaj zdradziłam, że następny rozdział będzie miał akcję w szpitalu. Pech... Mam nadzieję, że jutro wypocznę i będzie spoko. Pozdrawiam i całuję. Do niedzieli misiaczki !