poniedziałek, 4 marca 2013

Zamiast 14

Co do rozdziału 14... No może dodam go jutro. Miałam dodać wczoraj, ale strasznie mnie głowa bolała, a dzisiaj mam jakąś blokadę twórczą. Jest już w połowie gotowy, ale to nie to co chcę. Zamiast tego macie tu mój imagin z Niallem, chociaż tak nie do końca z nim. Miłego czytania i przepraszam z opóźnienia.

 -----------------------------------------


Urocza, starsza kobiecina weszła do kaplicy. Od razu wywołała ogólne wzruszenie. Nie dziwię się. Kobieta, lat 83, przychodzi na pogrzeb swojego męża w rozpuszczonych włosach układających się w równomierne fale, beżowej sukience przed kolano i pantofelkach na niskim obcasie koloru kości słoniowej. W ręce trzyma malutką kopertówkę tego samego koloru co buty. Na ustach widnieje jasny błyszczyk, ale to wszystko z makijażu. Nic nowego, nawet jak miała 20 lat nie malowała się. Stanęła blisko trumny i uśmiechała się do każdego. Pomimo pomarszczonej skóry i siwych włosów widać, że w młodości była piękna, choć tego nigdy nie doceniała. Wyróżniała się z tłumu ludzi ubranych w samą czerń i poważnych minach. Większość osób, albo stała z wzrokiem wbitym w ziemię, albo płakała. Ona była inna. Przyszła tutaj jak na piknik. Nie przejmowała się poważnym klimatem tej uroczystości. Zawsze taka była. Jedni wyśmiewali jej zachowanie, inni ją za to podziwiali. Jednak jak to ona, nie przejmowała się żadną opinią, ani dobrą, ani złą. Jedynym autorytetem dla niej był Niall, który dziś leży w trumnie stojącej niedaleko [T.I.]. Kapłan wszedł do pomieszczenia i rozpoczął modlitwę. Prawie wszystkie panie wylewały litry łez. Prawie, bo jedyna [T.I.] stała z lekkim uśmiechem na ustach i wpatrywała się w nie żywą twarz męża.
- Czy może ktoś chciałby coś powiedzieć o zmarłym Niallu Horanie ? - zapytał kapłan nie licząc na żadną odpowiedź.
Już miał podnosić ręce do dalszej modlitwy, gdy nagle ktoś się odezwał.
- Ja .
[T.I] podeszła do trumny i stanęła za nią nad głową zmarłego. Owinęła całe pomieszczenie wzrokiem, gdyż stamtąd było najlepiej wszystko widzieć. Uśmiechnęła się i spuściła wzrok. Po chwili jednak go z powrotem podniosła, napotykając uspokajający wzrok czwórki chłopaków. Najlepsi przyjaciele Nialla, niegdyś grał z nimi w zespole, ale dziś to już nieważne.
- Pamiętam jak go pierwszy raz spotkałam. - rozpoczęła swoją mowę kobieta, odgarniając kosmyk włosów za ucho. - Miałam wtedy z 5 lat, a on 7. Upadła mi zabawka, a ten mi ją podniósł i podał. Z czasem wspólne zabawy w piaskownicy przerodziły się w przyjaźń. Często mnie odwiedzał i mimo to, że miałam 6 lat, wiedziałam, że ten chłopak, który je ze mną ciastka zostanie w moim życiu już na zawsze. Pierwsza nasza kłótnia miała miejsce, gdy ja miałam 13, a on 15 lat. Powiedział mi wtedy, że jestem mała, nic nie rozumiem i ma mnie dość. Pogodziliśmy się po roku, gdy otwierając drzwi i licząc na dostawcę pizzy napotkałam za nimi Nialla. Przeprosił, a ja mu wybaczyłam. Potem dalej żyliśmy w zgodzie. - kobieta uśmiechnęła się delikatnie - Pamiętam, że jak pierwszy raz szłam na randkę, ten poszedł za mną i wypytał chłopaka tak jakby chciał napisać o nim biografię. Było mi wtedy nieziemsko głupio. Pamiętam, że jak pierwszy raz przedstawiłam mu swojego chłopaka mając lat 15 ten tak go przestraszył, że Mark już nigdy nie poszedł ze mną gdziekolwiek. Pamiętam, że jak miałam lat 16 i pierwszy raz złamane serce, ten siedział przy mnie godzinami i pocieszał. Pamiętam jak namawiałam go, żeby poszedł do X-factora. Jak go wręcz wepchałam na tą scenę i jak się cieszył, że przeszedł dalej. Pamiętam jak wspierałam go przed jego pierwszym koncertem i jak codziennie do mnie wydzwaniał na swojej pierwszej trasie koncertowej. I wreszcie pamiętam jak powiedział mi, że mnie kocha. Miałam wtedy 18 lat, on 20 lat. To był podejrzewam 2013 rok, stare dzieje. Zadzwonił do mnie prosząc o spotkanie w parku. Zgodziłam się i podążyłam uliczkami Londynu, gdzie przeprowadziłam się rok po wyjeździe blondyna tam. Gdy już doszłam zastałam tam Nialla całego w nerwach spytałam się co się stało,a ten mi powiedział, że stałam się ja. Byłam w wielkim szoku, bo co ja zrobiłam złego, nie wiedziałam. Po chwili jednak Niall wytłumaczył mi, co zrobiłam. Na początku go odrzuciłam mówiąc, że nie czuje tego samego. Jednak tego samego dnia uświadomiłam sobie, że jednak czuję to samo i o 1 w nocy pojechałam do domu farbowanego. Zaspany z czerwonymi oczami od płaczu otworzył mi drzwi, a gdy mnie zobaczył za nimi w podobnym stanie co on, z mokrymi włosami, w piżamie zaczął mi prawić kazania na temat tego, że będę chora. Nie słuchając go zamknęłam mu usta pocałunkiem, na co przystał z ochotą. Pamiętam jak się do niego przeprowadzałam mając lat 20. Niall wynosił walizki z takim zapałem, że trzy razy wywrócił się na schodach. - tu kobieta zaśmiała się cicho - Pamiętam, że zaszłam w ciążę. Całkowicie nie planowaną. Uciekłam z powrotem do Irlandii nie chcąc psuć mu kariery, a on pojechał za mną i zapewnił, że nie zniszczę nic. Niestety poroniłam. Czułam wtedy ogromną pustkę i nocami płakałam, aby za dnia pocieszyć Nialla. I tak na zmianę: on pocieszał mnie w nocy, a ja go za dnia. Zgrany duet, prawda ? Pamiętam jak mi się oświadczył. Zabrał  mnie wtedy na dach i był tak zdenerwowany, że gdy mu odpowiedziałam: tak i nałożył mi pierścionek na palec, zwyczajnie zemdlał. - na twarzy [T.I] rozlał się szeroki uśmiech. - Potem zapytałam dlaczego akurat dach. Odpowiedział, że zawsze mówiłam, że nie lubię romantyzmu i raczej wolę coś szalonego. Pomysł okazał się być bardzo szalony, ponieważ musiałam go znosić po schodach na dół i dzwonić po karetkę. Pamiętam, że na ślubie wychodząc już na zewnątrz potknął się o moją sukienkę i przewrócił. Tak się z tego śmiałam, że sama leżałam na ziemi. Pamiętam, że przy porodzie naszego pierwszego dziecka był bardziej podeksctyowany ode mnie. Mogłabym tak wymieniać w nie skończoność co pamiętam, bo z nim miałam dużo przygód. - spojrzała na ciało męża i jedna mała łza popłynęła jej po policzku, a następnie po uśmiechniętych ustach. - Ciesze się, że go poznałam i mogłam z nim być do końca. I wiecie, co ? - tutaj podparła łokcie na trumnie swojego męża i zawisła wygodnie nad jego głową, co wywołało ogólny pomruk na sali. - Przy nim zawsze czułam się młodo, pomimo mojego wieku. Widzę, że prawie każdy tu płacze, jest ubrany na czarno. A mi wcale nie jest smutno z powodu utraty męża. Nie dlatego, że go nie kochałam. Kocham go całym sercem nadal. Ale na każdego przyjdzie pora, a on cały czas powtarzał, że jest stary, a szczęśliwy i wie, że zrobił wszystko w życiu, co zrobić powinien. Bóg zabrał go w wieku 85 lat. I myślę, że ja też odejdę w tym wieku.
Ucałowała męża w czoło i odeszła na swoje miejsce nie zważając na opinię innych.
Miała rację. [T.I.] umarła w wieku 85 lat z uśmiechem na ustach i na dodatek w ten sam dzień co jej mąż. Była szczęśliwa, bo miała miłość swojego męża i doczekała nawet prawnuków.

1 komentarz: