piątek, 8 marca 2013

Rozdział 15

~Oczętami Martynki~
Leżałam tak wypłakując morze łez. Było mi tak cholernie źle. Co mogę zrobić, żeby jej było lepiej ? Ona zawsze sprawiała, że czułam się dobrze, a ja nie potrafię. Nie umiem jej pomóc. Tak cholernie bym chciała, ale nie potrafię. Czemu mi nic nie wychodzi ? Spojrzałam na zegar, była 13:45. Idę już do siebie, bo zaraz obiad. Ucałowałam przyjaciółkę w czoło i wyszłam z sali. Doszłam do swojej. Zjadłam obiad, który jak przypuszczałam, był obrzydliwy. Poszłam na spacer po korytarzach. Postanowiłam zajrzeć do Louisa. Uchyliłam drzwi. Lou był już obudzony. Ale nie był sam.  Obok jego łózka kręciła sie czwórka chłopaków. Kiedy mnie zobaczyli, wszyscy rzucili się z uściskami i powitaniami.
- Jak się czujesz, Lou ? - zagadnęłam, gdy już mnie wyściskali i pozwolili usiąść na krześle.
- Właściwie, to nie wiem po co mnie tu trzymają i karmią jakimiś ciapkami...
- Ja też. Myślałam, że wyrzucę ten obiad przez okno. Kiedy zemdlałeś, bo nie zdążyłam zauważyć ?
- Usłyszałem karetkę i zemdlałem. Najpierw panikowałem, bo nikogo nie było w pobliżu, a ja mam na głowie dwie zemdlałe dziewczyny. Potem jakoś samo poszło... Byłaś u Mellodie ? Ja nie...
- Tak. Wygląda strasznie. Jest w śpiączce farmakologicznej. Obudzi się za 3 dni...
- Myślisz, że ona próbowała, no wiesz co... - do rozmowy włączył się Niall.
- Nie. Pewnie chciała się tylko, albo, aż pociąć, ale przesadziła. Ona nie ma myśli samobójczych. Gdyby je miała, to byśmy jej nie uratowali. - wyszeptałam i spuściłam głowę.
- Wiecie co, ja idę do siebie. Muszę zadzwonić do Ally i Meg, żeby jednak do nas nie przychodziły dzisiaj. - kłamałam. Wcale nie miałam zamiaru nigdzie dzwonić. Czułam, że zaraz się popłacze, a na razie do tego czasu moje łzy widziała moja mama, brat i Mell. Nie lubię płakać przy innych. Czuję się wtedy jeszcze gorzej. Wyszłam z sali i poszłam do swojej. Tam położyłam się do łóżka i cicho szlochałam. Leżałam tak z 15 minut. Postanowiłam się ogarnąć. Pomyślałam, że dobrze by było, jak Meg i Ally się dowiedzą. Wybrałam numer i wszystko im wyjaśniłam. Powiedziały, że jutro z rana przyjdą do nas. Przyniosą nam jakieś ciuchy i potrzebne rzeczy. Podziękowałam i rozłączyłam się. Poszłam do Mell. Już miałam otwierać z rozmachem drzwi, kiedy usłyszałam, że ktoś tam jest. Przyłożyłam ucho i usłyszałam, że ktoś płacze. Ale to na 100000% był mężczyzna. Tylko kto to mógł być. Chyba nie Sebastian... Uchyliłam lekko drzwi i podsłuchiwałam.
- Mellodie. Ja nawet nie wiem jak mam to powiedzieć.Podobno słyszy się wszystko w śpiączce. Mam nadzieje, że się nie pamięta, albo uważa się to za jakieś zwidy, czy sen. - to był chyba Niall, ale co on mógł mówić Mell. Przecież nawet się dobrze nie znają. Słuchałam dalej...
- Wypytywałem się o ciebie Louisa. Na początku pytał się, dlaczego ja tak się wypytuję, ale wykręciłem się, że w razie co nie chcę robić przypału i chcę wiedzieć coś o kimś ważnym dla mojego przyjaciela. Od niego wiem, że nie wierzysz w to, co ja wierzę. Ja w sumie też nie wierzyłem, aż do pewnego momentu. I jeśli powiedziałbym to ci w oczy, pewnie powiedziałabyś, że to co mówię jest mylne. Ale takie nie jest... Bo widzisz, kiedy cię zobaczyłem, coś we mnie pękło i ja... Mellodie, ja się w tobie zakochałem. - zamurowało mnie. Sławny piosenkarz, który może mieć prawie każdą, wybiera moją przyjaciółkę... Chore. Blondyn przez chwilę milczał.
- I wiem, że ty w to nie wierzysz. Nie wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia. I pewnie powiedziałabyś, że moje uczucie to zwykłe zauroczenie. Powiedziałabyś, że z nie długo mi przejdzie. I ja jakiś czas temu, też bym tak powiedział, ale zobaczyłem ciebie i jednak wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia. To głupie... I na początku chciałem się od ciebie odseparować. Unikałem kontaktu z tobą. Zwykle siadałem w drugim końcu pokoju. Oddalałem się. Ale to nie ma sensu. Od dziś będę robić wszystko, żeby być blisko i zdobyć twoje serce. Usłyszałam jak odsuwa krzesło, więc uciekłam. Schowałam się za zakrętem. Chłopak odszedł, a ja weszłam do sali. Opadłam na krzesło. Wciąż byłam w szoku.
- Widzisz Mell... W tobie zakochuje się sławny piosenkarz, a ja nawet chomika nie mam. Jaka tu sprawiedliwość ? Żadna... Ale cieszę się, że ty masz dobrze. On miał rację. Ty nie wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia. Ty w ogóle nie jesteś romantyczką. Ale może tym razem otworzysz serducho ? Dobrze ci to zrobi, po tym co przeszłaś. Dobrze by było gdybyś pamiętała co on mówił, albo żeby on miał odwagę powiedzieć ci to w oczy. Jutro przyjdzie Ally i Meg. A za dwa dni otworzysz te swoje zielone paczadełka i zaczniesz marudzić, że znowu w szpitalu będą cię źle karmić. Tak jest za każdym razem. Otwierasz oczy, rozglądasz się i walisz tekstem: ,, Znowu tu ? To już się robi nudne. Mam nadzieję, że zmienili kucharza. '' I udajesz focha. Ja za każdym razem przytulam cię i mówię, że przyniosę ci jakieś smakołyki z domu. Potem wyrzucam sobie, że miałam na ciebie na wrzeszczeć, ale jeszcze mi się nie udało tego zrobić. Pewnie teraz też mi się nie uda. Po co to robiłaś ? Przecież już minęło 8 miesięcy od ostatniego, a siniaki ci jeszcze nie zeszły, a ty narobiłaś nowe. Muszę pójść do apteki po ten krem co ci tak pomagał, tylko jak on się nazywał... Czasem mam wrażenie, że martwię się o ciebie bardziej niż o siebie.  Ale tobą nikt nigdy oprócz mnie się nie przejmował. Rodzice nie mieli na ciebie czasu, a dziadkowie starali się, ale przecież mogli cokolwiek robić tylko w wakacje, kiedy cię tam wysyłali do nich. Jestem zmęczona. Pójdę spać. Wypisują mnie podobno po jutrze. Czyli ty się budzisz, a ja wychodzę ze szpitala. Lou tak samo. Trzymaj się. Kocham cię... - ucałowałam jej czoło i poszłam do siebie dosyć szybko . Z tego wszystkiego zapomniałam, że za tydzień mam urodziny...

*Rano*
Obudziłam się i otworzyłam oczy. Nade mną stała siódemka osób. Harry, Lou, Ally, Niall, Liam, Meg i Zayn. Pomrugałam, a tamci dalej stali z wielkimi wyszczerzami na twarzy.
- Nasza najwspanialsza, najukochańsza Martynko. - zaczęła Ally, a ja już wiedziałąm, że ma do wykonania najgorszą robotę. Tylko co?
- Co mam zrobić ? - spytałam obojętnie.
- Byłyśmy u was po ciuchy i nie zgadniesz kto stał pod waszymi drzwiami, a potem przyjechał tu z nami.
- Święty Mikołaj ? Wróżka zębuszka ? Może Pinokio, albo Bolek i Lolek ?
- Co ? Nie... - Ally wyglądała na zagubioną.
- To kto ? - jak ja nie lubię owijania w bawełnę.
- Rodzice Mellodie... - wyszeptała Megan.
- KTO ?! - wydarłam się na cały szpital.
- Ciszej. No i w związku z tym, że Mell śpi, chcą rozmawiać z tobą. W końcu byłaś z nią najbliżej.
- Jak ja im zaraz nagadam. Nie pozbierają się przez tydzień. Ten jej jebany ojciec, który ją widzi, tylko kiedy nie ma kto mu pomóc w konkursach. Jej matka też niezła su*a. Urodziła i zapomniała. Jak im wygarnę... Przypomnieli se, że mają córeczkę. - chłopcy patrzyli na mnie zszokowani, a Ally i Meg zadowolone. Zaczęłam szybko wygrzebywać się spod kołdry i nakładać kapcie.
- Gdzie oni są ?! - spytałam już nieźle wnerwiona. Chłopcom jeszcze bardziej powiększyły się oczy.
- U Mell w sali. - powiedziała Ally.
- Ja im zaraz pokażę. Znaleźli się rodzice... - wyszłam zdenerwowana z sali i usłyszałąm tylko słowa Meg: ,, A nie mówiłam, że ona się wścieknie i im dogada ?''
Wpadłam do sali i zobaczyłam Ojca Mellodie przy oknie, a jej matka trzymała ją za rękę. Jak ja ich nienawidzę...

----------------------------------
TA DAM ! Wiem, że to miało być wczoraj, ale miałam pewne problemy z komputerem. Number 16 w niedzielę. Pytanko:
  • Jak bardzo wścieknie się Martysia ?
  • Co zrobi Mell jak zobaczy rodziców ?
To do niedzieli, kochani.

1 komentarz:

  1. Superancko.
    • Oby ich nie uderzyła... Albo nie będzie miała odwagi i ... nic nie wyjdzie z 'wygarnięcia'
    • Będzie rozkojarzona, wściekła i troche może będzie jej miło...

    OdpowiedzUsuń