piątek, 31 stycznia 2014

Liebster Award 2

Znowu zostałam nominowana przez dziewczynę z bloga: http://always-my-crazy-way.blogspot.com/ i bardzo dziękuję.
Przejdźmy do rzeczy, bo przecież już wcześniej było wyjaśnienie.

Tym razem zacznę od blogów, które ja nominuję:
1) http://i-got-lost-without-you.blogspot.com
2) http://my-private-monster.blogspot.com
3)  http://pokochac-one-direction.blogspot.com/
4) http://killer-ff.blogspot.com/
5) http://by-ocenic-trzeba-poznac.blogspot.com
6) http://niespokuj.blogspot.com

Znowu nie mam więcej, ale teraz jest nawet 12, a kiedy ma się kilka nominacji to i tak nominuje się 11 blogów, nie jest źle.

Pytania:
1) Jakie jest twoje hobby?
2) Ulubiona pora roku?
3) Kim chciałaś/chciałeś być w dzieciństwie?
4) Czy prowadzisz jakieś inne blogi (nie tylko opowiadania)?
5) Czy to twoje pierwsze opowiadanie?
6) Kawa czy herbata?
7) Ulubiona książka?
8) Ulubiony cytat?
9) Czytasz lektury szkolne?
10) Częściej dzwonisz czy sms-ujesz?
11) Jesteś uzależniona/ny od internetu?

Odpowiedzi:
Jaka u Ciebie pogoda?
 Trochę śniegu, zimno, wieje i ogółem nie wychodzę na dwór, tylko grzeję dupę w domu. 
Którego zapachu nie cierpisz?
Nie przepadam za wiśniowym i pomarańczowym.
Do jakich fandomów należysz?
Jestem directioner, sheerenator i LarryShipper 
Twój wzrost i rozmiar butów.
 Mam 160 wzrostu, a rozmiar buta to 36.
Lubisz matmę?
Nie mam z nią problemów i nie to, że jej nie lubię, ale nie należy do moich ulubionych przedmiotów.
Co najbardziej ci się podoba w prowadzeniu bloga?
Te wszystkie rzeczy, które z reguły lądowały na dnie szafki zostały wywleczone do ludzi i kiedy czytam miłe komentarze jest mi tak lekko i przyjemnie na sercu. 
Jaka jest twoja ulubiona bajka z dzieciństwa?
Szalałam za teletubisiami, pokemonami i do dziś oglądam Odlotowe Agentki.
Ile masz lat?
14
Ulubiony kolor?
Doszłam do wniosku, że grafitowy.
Najlepszy film jaki obejrzałaś?
 Nie potrafię wybrać, jednak powiem tak: moim ulubionym jest ''Wygrane marzenia'', ale to nie najlepszy film, który widziały moje oczy.
Ulubiony cytat?
Mam dwa: 
Nie narzekaj, że masz pod górkę, skoro dążysz na szczyt'' - Anna Łacina - Telefony do przyjaciela.
oraz
 

''Dziś człowiek tak często nie wie, co no­si w so­bie, w głębi swej duszy, swe­go ser­ca. Jak często jest niepew­ny sen­su swe­go życia na tej ziemi. Ogar­nia go zwątpienie, które prze­radza się w rozpacz. '' - Jan Paweł II


 

niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział 31

~Perspektywa Martyny~
Wyszłyśmy z kawiarni, wciąż śmiejąc się z kolejnych żartów.
-A co na to babcia Mell? - dopytywała się Perrie.
-Nie zauważyła! - wytłumaczyłam.
Byłyśmy na etapie, kiedy wszystko jest zabawne i rozśmiesza cię do łeż, więc wybuchłyśmy kolejną falą śmiechu, lecz szybko opanowałam się, kiedy z daleka mignęła mi znajoma czupryna brązowych loków. Stanęłam na palcach, wytężając wzrok.
-Hej, Pezz. Wydaje mi się, że obok sklepu z antykami stoi Harry i Zayn. - zaalarmowałam.
Blondynka natychmiast stanęła na palcach, spoglądając w dal i jej mina stała się poważna i przestraszona.
-Musimy stąd uciekać. Może byśmy razem dały radę spotkanie z Zaynem, ale jeśli nałoży się do ciebie Harry to ja tam zemdleję. - dziewczyna zawróciła i szybkim tempem poszła w dół ulicy.
Zdążyłam wytłumaczyć Perrie moją sytuację z Harrym i dziewczyna rozumiała jak mogłabym czuć się w tej sytuacji. Pomyślcie:
Zayn - były chłopak Perrie, który pocałował mnie, nagle staje przed Perrie i przede mną, kiedy swobodnie rozmawiamy i śmiejemy się tuż obok chłopaka, który jest zakochany w dziewczynie, którą pocałował,
Harry - nieszczęśliwie zauroczony we mnie, zapewne nie wiedzący o całej sytuacji, a nawet jeśli to jeszcze gorzej, postawiony w niezręcznej sytuacji, kiedy dziewczyna, którą bardziej niż lubi, spotyka się z chłopakiem, który ją pocałował, rozwalając swój związek z dziewczyną, z którą ona idzie teraz przez miasto,
Perrie - zraniona była chłopaka, który pocałował dziewczynę, z którą spaceruje teraz po ulicy i w której zakochał się przyjaciel jej byłego, który jest z nim,
Ja - dziewczyna, którą pocałował Zayn, przez co rozpadł się jego związek z Perrie, z którą idzie aktualnie pod rękę i się śmieje, kiedy obok Zayna idzie Harry, który beznadziejnie się w niej zakochał.
Połapaliście się? Bo ja nie.
Wracając: właśnie pędzimy wzdłuż ulicy, wpadając na ludzi i zabijając się o własne nogi, ale żadna z nas nie zwraca na to większej uwagi, chcąc jak najszybciej i najdalej uciec od chłopców.
Skończyłyśmy nasz bieg w autobusie, który akurat podjeżdżał na przystanek, kiedy obok niego przebiegałyśmy i - jak się szczęśliwie okazało - dojeżdża do okolicy mojego mieszkania.
*2 tygodnie potem*
-Zeszyty?
-Mamy.
-Długopisy?
-Mamy.
-Kolorowe cienkopisy?
-Mamy.
-Książki, podręczniki?
-Mamy.
-Kalendarze?
-Mamy
-Zapał do nauki?
-Brak.
-Przeżyjemy bez tego, a jest cokolwiek do jedzenia w domu?
-Nie.
-Tak więc jedziemy do TESCO. - zarządziła Mellodie.
Ally i Megan już dawno zasnęły na tylnych siedzeniach, więc ja i Mell postanowiłyśmy zamknąć je w aucie i z całkowitym brakiem chęci życia weszłyśmy do sklepu. Jak na każdych zakupach po prostu szłyśmy wzdłuż półek na oślep wrzucając potrzebne produkty. Nagle usłyszałyśmy za sobą krzyk w postaci naszych imion i obejrzałyśmy się za siebie. W naszą stronę właśnie biegła dwójka chłopców i dopiero po chwili zorientowałam się, że jest to Louis i Harry, na co lekko się podłamałam. Dobrze, że nie ma tu jeszcze Zayna. Tak więc Lou wpadł w ramiona Mellodie, która prawie się przewróciła, a Harry porwał mnie do ciasnego uścisku, przez co byłam lekko spięta, ale potem uznałam, że lepszy on niż Zayn, więc rozluźniłam się i nawet oddałam uścisk i właściwie stał się przytuleniem. Potem  tylko szybko przytuliłam się z Louisem, a Mell z Harrym ale to trwało tylko kilka sekund. Razem podążyliśmy wzdłuż kolejnych półek i do kasy, aby rozstać się na parkingu. Umówiliśmy, że cała piątka przyjdzie dziś do nas na maraton filmowy. Zostanie też Ally i Meg, które najwyraźniej już się obudziły, ponieważ muzykę z auta Mell słychać już było przy wyjściu ze sklepu. I tutaj pojawiał się problem: będę z Zaynem i Harrym w jednym pomieszczeniu.
~Oczami Mellodie~
Mając jeszcze 2 godziny do przyjścia chłopców, kiedy zakupy są rozpakowane, wszystko pochowane do szafek, babeczki stygną na kuchennym blacie, a Meg, Ally i Martyna włączyły Króla Lwa, za którym nie przepadam, postanowiłam zejść na dół i pograć na pianinie. Otworzyłam szufladę z nutami i tekstami piosenek i zaczęłam w niej grzebać. Wtedy natrafiłam na jeden ze starszych zeszytów, gdzie strony już dawno pożółkły i zmarszczyły się, ale chwyciłam do ręki swoje prace z czasu, kiedy miałam 14 lat i wszystko było na mnie wymuszone i zaczęłam wertować kolejne strony. Większość była tak na prawdę do bani, ale znalazłam jeden tekst, który napisałam na jakiś konkurs, zajmując 2 miejsce i nawet przypadł mi do gustu, więc usiadłam przed pianinem i zaczęłam grać kolejne nuty.

Jestem tutaj
Czuję jak ściany zamykają się
Raz jeszcze
Już czas nastawić czoła i być silną
Teraz chcę robić dobre rzeczy
Wiem, że to jakoś zależy ode mnie
Zgubiłam swoją drogę

Jeśli mogłabym to wszystko przywrócić
Zrobiłabym to teraz
Nigdy nie chciałam, żebyś zszedł na dno
Teraz muszę próbować, żeby to wszystko odwrócić
I myśleć jak to wszystko naprawić
Wiem, że jest na to sposób, więc obiecuję
Posprzątam cały bałagan, który zrobiłam
Może nie jest jeszcze za późno
Może nie jest jeszcze za późno

Więc, wezmę to stanowisko
Nawet jeśli wiem
Że to jest skomplikowane
Jeśli mogę...
Chcę zmienić drogę, którą stworzyłam
Teraz muszę robić dobre rzeczy
Wiem, że to jakoś zależy ode mnie
Znajdę swoją drogę

Jeśli mogłabym to wszystko przywrócić
Zrobiłabym to teraz
Nigdy nie chciałam, żebyś zszedł na dno
Teraz muszę próbować, żeby to wszystko odwrócić
I myśleć jak to wszystko naprawić
Wiem, że jest na to sposób, więc obiecuję
Posprzątam cały bałagan, który zrobiłam
Może nie jest jeszcze za późno

Znajdę siłę, żeby stać się jedyną
Która utrzyma to wszystko razem
Pokażę ci, że jest mi przykro
Ale wiem, że możemy to zrobić lepiej

Jeśli mogłabym to wszystko przywrócić
Zrobiłabym to teraz
Nigdy nie chciałam, żebyś zszedł na dno
Teraz muszę próbować, żeby to wszystko odwrócić
I myśleć jak to wszystko naprawić
Wiem, że jest na to sposób, więc obiecuję
Posprzątam cały bałagan, który zrobiłam
Może nie jest jeszcze za późno
Nigdy nie chciałam, żebyś zszedł na dno
Teraz muszę próbować, żeby to wszystko odwrócić
I myśleć jak to wszystko naprawić
Wiem, że jest na to sposób, więc obiecuję
Posprzątam cały bałagan, który zrobiłam
Może nie jest jeszcze za późno
Może nie jest jeszcze za późno*1

Ciepłe ręce objęły moją talię, a gorący oddech owiał mój policzek i poczułam jak miękkie usta stykają się z moim policzkiem. Poczułam wokół siebie perfumy Filipa i obróciłam twarz, co spowodowało, że usta Filipa wylądowały na moich i po prostu rozpłynęłam się w pocałunku napawając się zapachem i ciepłem ciała obok mnie.

*1,5 godziny potem*
  -A gdzie Filip? - spytała Ally, kiedy wszyscy układali się na kanapie i poduszkach pod nią. 
-Umówił się z kolegą i wyszedł jakieś 10 minut temu. - odpowiedziałam.
Usiadłam pomiędzy nogami Nialla na poduszko - fotelu z Kubusia Puchatka (w sensie takie coś, tylko z Kubusiem), kiedy on rozłożył się na kanapie i natychmiast poczułam jak jego palce wplątują się w moje włosy i bawi się nimi. Chwyciłam popcorn, który stał na stoliku.
Sytuacja wyglądała tak: na kanapie siedział Louis, obok niego Megan (właśnie próbuje związać włosy, ale trzecia gumka już jej pękła), następnie Ally, a potem Niall. Na drugiej mniejszej kanapie siedzi Martyna i Harry, który otoczył ją ramieniem, z czego nie jest zachwycona, ale podejrzewam, że woli to od obecności Zayna. Zayn siedzi na poduszko - fotelu, opierając głowę na kolanach Louisa, Liam oparł się o nogi Megan, następnie znajduję się Perrie z głową na kolanach Ally, potem ja między nogami Nialla, a na koniec, na samym środku na materacu leży sobie Jade (która swoją drogą okazała się świetną dziewczyną). Rozpoczynamy maraton filmowy.

-------------------------------------------------
*1 - Demi Lovato - It's not too late
Spóźniłam się parę minut, ale to tylko dlatego, że nie mogłam znaleźć odpowiedniego zdjęcia tego poduszko - fotelu. Wybaczcie.
Pytanko:
  • Ile lat miała Mell, kiedy zaczęła lubić muzykę? (podpowiem, że to było chyba jako tako nakreślone w pewnym rozdziale)
  • Jak czuje się Zayn?
To na tyle, trzymajcie się do napisania, miśki.
P.S.: kiedy macie ferie, bo mi zaraz zacznie się drugi tydzień

sobota, 25 stycznia 2014

Liebster Award

,,Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za “dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów  więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."

Zostałam nominowana przez Crazy Mofos, która piszę opowiadanie: Die Young. Osobiście nie czytałam tego, ale możecie to zrobić za mnie i przekazać mi wasze wrażenia. Może kiedyś się za to wezmę. Bardzo, bardzo dziękuję za nominację.

Odpowiedzi:
Ile masz lat?
Pierwszego stycznia skończyłam 14 lat (ooo nie, jestem taka stara!).
Twój ulubiony kolor?
Ymm... Trudne pytanie. Myślę, że może coś z fioletów. Fiołkowy? Choć ostatnio jestem za ciemnymi kolorami jak: grafitowy, granatowy.
Co lubisz robić w wolnym czasie?
Oczywiście pisać i to jest moje ukochane zajęcie, kiedy jestem smutna, zła lub szczęśliwa po prostu to wszystko przelewam na kartki i choć większość moich prac leży bezpiecznie w mojej szafce (zazwyczaj są to te najlepsze) jestem z nich bardzo dumna. Uwielbiam plastykę. Dużo maluję. Potrafię też filcować i lepić z gliny, a dziś zajęłam się decoupage. Cały czas śpiewam i kocham fotografię.
Jaki masz styl?
Jeśli chodzi o ciuchy to to jest totalna mieszanka wszystkiego. Jednego dnia chodzę w sukience, żeby drugiego nałożyć bluzę. Jednak najczęściej wypada na rurki i koszulkę z napisem.
Jeśli chodzi o styl pisania, to dramaty i romanse idą mi najlepiej, choć całkiem nieźle czuję się w komedii. Stawiam dużą wagę na opisy uczuć i lubię rozwlekać całą sytuację, choć to nie zawsze wychodzi mi na dobre.
Twój idol?
Muzyka: One Direction.
Choć oprócz nich prawie wcale nie słucham popu, uwielbiam też My Chemical Romance i Eda Sheerana. Czasami słucham Fit for Rivals i The Analogs. Podśpiewuję piosenki Karcera.
Filmy: Jennifer Lawrence.
Kocham tą dziewczynę za to, że jest sobą. Jest naturalna i nie udaje nikogo innego. Bardzo spontaniczna i nie przejmuje się, że czegoś ''nie wypada'' robić.
Książki: czytam wszystko.
W wakacje zawsze czytam dużo Ewy Nowak, ponieważ to są lekkie, miłe lektury na podróż pociągiem, a w ciągu roku szkolnego zaczytuję się w Paulo Coellho. Lubię też Nicholasa Spraksa. Czasem sięgam po Poświatowską i Musierowicz.
Dodatkowo powiem, że jednym z moich autorytetów jest Demi Lovato. Ona bardzo dużo przeszła, a wciąż się nie poddaję. Codziennie czytam jedną część jej książki przypadającą na dany dzień. Mówię o ''Bądź swoją siłą przez 365 dni w roku''.
Czy uprawiasz jakiś sport?
Lenistwo i żarcie.
Ulubiona piosenka?
Myślę, że Can't Fight  the Moonlight - Lean Rimmes, jednak kocham Teenagers - My Chemical Romance, Never Gonna be alone - Nickelback, oraz I need a hero - Bonnie Tyler, choć wolę wersję z Shreka2.
Tytuł ostatnio przeczytanej książki?
Opowieść Wigilijna - Carola Dickensa, teraz męczę się z Krzyżakami - Sienkiewicza, a w kolejce stoi Skąpiec - Molirea, a kiedy wreszcie skończę z tymi lekturami szkolnymi przeczytam Ostatnią Piosenkę - Nicholasa Sparksa. No i jestem zakochana w Harrym Poterze i Igrzyskach Śmierci, niezależnie od tego jak bardzo popularne to jest.
Masz jakiś zwierzę?
Psa, królika, rybki i brata.
Czemu założyłaś bloga?
Moja przyjaciółka i koleżanka założyły, a ja postanowiłam też spróbować. One już przestały pisać, tylko ja wytrwałam.  
Czy pisanie opowiadania sprawia ci przyjemność?
Już nie. To było moje pierwsze podejście jako ''pisarka'' i  to opowiadanie jest według mnie stereotypowe, nie podoba mi się. To wszystko jest okropnie rozwleczone i się ciągnie jak nie wiem, a zanim dojdę do tej części, którą już mam ułożoną cudownie w głowie zajmie mi to sto lat.

Okeej, nie mam czego nominować, ponieważ to co czytam ma dużo obserwatorów, ale znam parę blogów z mniejszą ilością, więc zajmę się nimi:
1) http://wszystko-jest-idealne.blogspot.com
2) http://jedna-chwila-zmienila-wszystko.blogspot.com
3) http://nie-zakochaj-sie-we-mnie.blogspot.com
4) http://truly-toxic.blogspot.com
5) http://andihopeyouaretheone.blogspot.com
6)  http://imaginyozonedirectionmxxm.blogspot.com
Tak, wiem, że to o 5 za mało, ale nie znam nic więcej.

Pytania:
1) Często się uśmiechasz?
2) Ulubiony cytat?
3) Jaka jest twoja pasja?
4) Kim jest dla ciebie Artysta?
5) Jakim jesteś typem człowieka?
6) Masz jakiś sen, który powtarza się w kółko, lubisz go?
7) Mówisz głośno o swoich uczuciach?
 8) Ulubiona książka?
9) Masz kogoś, komu bezgranicznie ufasz?
10) Za kogo oddałabyś życie?
11) Piosenka, którą możesz puszczać w kółko?

Jeszcze raz bardzo dziękuję za nominację.
Rozdział pojawi się w niedzielę, między 22, a 23.  
Nie pytajcie się mnie, co się stało z czcionką, nie mam pojęcia.


sobota, 4 stycznia 2014

Rozdział 30

~Oczami Mellodie~
 Zostawiłam zakupy w bagażniku i weszłam do dziwnie cichego domu. Nie lubię końcówki wakacji. Wtedy wszyscy są zabiegani, a Ally i Meg nie siedzą u nas ''odrabiając'' pracę domową, przez co jest tu tak pusto i samotnie. W salonie na kanapie spał Filip. Pewnie go obudziłam rano, kiedy zwaliłam tą patelnię, to się biedaczyna nie wyspał. Pobiegłam na górę, przebierając się w dresy, a na łóżku zostawiłam ciuchy dla Fifiego, biorąc je z szafki mojego kuzyna. Zbiegłam na dół i nachyliłam i usiadłam na skraju kanapy.
-Filip, wstajemy. - powiedziałam, delikatnie muskając palcami jego twarz.
Mruknął coś w odpowiedzi i nadal spał.
-Filip, pobudka. - nakazałam, całując linię jego szczęki. -
-Mhm... - usłyszałam, kiedy przewrócił się na drugi bok.
-Wstaniesz? - spytałam, kiedy uchylił jedno oko, patrząc na mnie.
-Mamy jeszcze czas. Chodź do mnie. - mruknął.
-Już późno i...
-Och, przestań, możemy podrzemać godzinę. - zaprotestował, ciągnąc mnie do pozycji leżącej.
Wylądowałam przed nim i poddałam się. Wtuliłam się w jego ciepłe ciało i przymknęłam powieki. Po chwili już sodko spałam na kanapie, ciasno wtulona w mojego chłopaka.


*2 godziny potem*
-Filip, rusz ten tyłek! - wrzasnęłam, waląc pięścią w drzwi łazienki.
-Nie wściekaj się już tak, skarbie. - odparł, otwierając drzwi.
Był już ubrany, a jego włosy były wysuszone i był gotowy do wyjścia.
-Jest trzynasta! TRZYNASTA! Do cholery, na szesnastą jest ślub, o piętnastej musisz po mnie przyjechać, mamy dwie godziny, żeby się przygotować. Ja mam dwie, ty jedną, bo musisz wliczyć jazdę! Jesteś niepoważny? Ruszaj ten tyłek na dół. Natychmiast! - krzyczałam, gorączkowo napierając na jego plecy, by szybciej poruszał się w stronę garażu.
-Masz tu kluczyki i pilot do garażu i po prostu już jedź. Tylko wiesz, ostrożnie i nie śpiesz się za bardzo, nie włączaj zbyt głośno muzyki, uważaj na drogę i nie gadaj przez tele... - zaczęłam litanię.
-Och, daj już spokój, będę ostrożny. - przerwał mi, zabierając ode mnie kluczyki.
-Po prostu nie wiem co bym zrobiła bez ciebie. - przyznałam, patrząc w jego oczy.
-Wiem, że dałabyś radę. Musiałabyś. - stwierdził.
Przycisnął swoje wargi do moich i objął mój policzek, swoją ciepłą, miękką dłonią. Zatopiłam się w tym uczuciu, ale po chwili musiałam wrócić do rzeczywistości, ponieważ chłopak odsunął się.
-Pa. - musnął jeszcze mój policzek i wsiadł do auta, odjeżdżając.
Obróciłam się na pięcie i pędem pobiegłam do łazienki, po drodze dzwoniąc do Ally.
Dziewczyna przyszła, kiedy akurat wychodziłam spod prysznica. Najpierw nałożyłam sukienkę, którą kupiłam razem z Filipem. I wtedy pojawił się problem, bo była o co najmniej 1,5 rozmiaru za duża.
-Jak? Kupiłaś tą sukienkę dwa tygodnie temu i jest o tyle za mała! Ty w ogóle coś jesz? - zdziwiła się Ally.
Przełknęłam ślinę i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze.
-Nie wiem, nie mam pojęcia co się stało - mruknęłam w odpowiedzi.
Więc Alisa mocniej ściągnęła sznurki na plecach, a stanik wypchałyśmy watą. Blondynka zrobiła mi makijaż i wyglądałam całkiem okej. Włosy zostawiłam rozpuszczone, więc naturalne, brązowe fale spływały po mojej talii, aż do bioder. Westchnęłam pod nosem, spoglądając w lustro. Jestem przeraźliwie chuda, ale po za tym wyglądam całkiem okej. Usłyszałam trąbienie za oknem, więc szybko ucałowałam Ally i wybiegłam z domu, siadając na miejscu pasażera w aucie Filipa.
-Jedziemy? - spytałam, kiedy już od dłuższej chwili siedziałam zapięta, a Filip tylko się na mnie gapił.
-Tak, tak, już. Ślicznie wyglądasz. - posłał mi komplement i ruszył z podjazdu.
-Ty też wcale nie najgorzej. - odpowiedziałam spoglądając na niego w garniturze (wiem, że tam jest Zayn, ale nie mogłam znaleźć nic lepszego).

Podjeżdżając pod kościół rozejrzałam się po ludziach stojących nieopodal. Zmarszczyłam czoło, kiedy wyłapałam znajomą twarz, ale nie miałam pojęcia skąd znam tą dziewczynę. Po chwili zorientowałam się, że jesteśmy na tym samym kierunku na studiach, tylko ona jest rok niżej i ma na imię Adisson. Wysiadając z auta pomachałam jej, a ona odwzajemniła gest. Cieszyłam się, że znam tu kogokolwiek, nie licząc Filipa. Weszliśmy do kościoła i w spokoju czekaliśmy na rozpoczęcie ceremonii. Poczułam dłoń Filipa na swoim udzie, a potem jego cichy szept przy moim uchu:
-Chciałbym teraz zedrzeć z ciebie tą sukienkę.
Zarumieniłam się i szybko rozglądnęłam się dookoła, sprawdzając czy  na pewno nikt tego nie usłyszał.
-To jest kościół, uspokój się. - mruknęłam tylko w odpowiedzi.
Ściągnęłam jego dłoń ze swojego uda i splotłam nasze palce, chcąc mieć pewność, że jego nie powędrują tam nie trzeba.
W końcu rozpoczęła się msza (chciałam wam to opisać, ale nie mam pojęcia jak wygląda ślub w anglikanizmie, więc tego nie zrobię).
  Panna młoda jest ładną, na prawdę ładną dziewczyną. Ma długie ciemno blond włosy, proste, spięte w koka, a kilka luźnych kosmyków spływało na jej ładnie wyeksponowane kości policzkowe, jej usta różowe i pełne są rozciągnięte w szczerym uśmiechu, a szare oczy świecą jasno i wesoło. Na siebie założyła długą  u góry prostą, a na dole rozkloszowaną w kwiaty suknię. Miała delikatny makijaż i wyglądała bardzo ładnie, choć ci nigdy nie podobał się ten rodzaj sukni. Nie widziałam twarzy pana młodego, ale jego włosy od tyłu i jasny garnitur, wyglądały całkiem okej.
-Kiedyś my też będziemy tak stali. Obiecuję. - szepnął mi do ucha Filip.
Uśmiechnęłam się i mocniej ścisnęłam jego dłoń, poddając się przyjemnemu, ciepłemu dreszczowi, który rozchodził się po plecach.
*2 godziny potem*
-BĘDZIE, BĘDZIE ZABAWA, BĘDZIE SIĘ DZIAŁO! - głosy rozbrzmiewały po sali.
Wesele trwa od niecałej godziny, a większość jest już zalana. Filip gdzieś zaginął, porwany przez kolegów (ostatnie co mi powiedział to: ''nie pij, ty prowadzisz''), a ja tańczę z jakimś nieznanym mi kolesiem, ale nie przeszkadza mi to. Kiepski z niego tancerz, ale ma miły uśmiech, więc czemu miałabym uciekać. Tak więc kręcę się w kółko: hulaj dusza, piekła nie ma, i powoli czuję jak mój żołądek jest głodny, więc zadowolona, że może coś zjem, nie mogę doczekać się obiadu. Ku mojej uciesze po chwili proszą wszystkich do stołu i dostajemy dania. Filip nagle pojawia się przy moim boku, nie tak bardzo pijany jak się spodziewałam, ale nie tak trzeźwy jak miałam nadzieję i opada na krzesło.
-Szukałem cię. - mówi, przeciągając sylaby.
-Tańczyłam. - odpowiadam.
Brwi mojego chłopaka ściągają się nagle i mruży oczy.
-Z kim? - warczy z zazdrością.
-Nie wiem. Nie było cię, a jakiś facet mnie poprosił, więc poszłam. - tłumaczę.
-Okej. - mruczy, zabierając się za jedzenie.
Z uśmiechem nakładam odrobinę mięsa w sosie i kiedy przykładam go do ust, nagle czuję mdłości i szybo go odsuwam.
-Kochanie, zjedz trochę. Dla mnie. Proszę. - słyszę przy uchu i biorę głęboki oddech.
Przymykając powieki wciskam widelec do ust i hamuję odruch wymiotny. Przełykam i smakuje mi to nawet, ale wciąż coś we mnie nie pozwala mi jeść. Czuję jak Filip muska ustami mój policzek, a ja obiecuję sobie, że pójdę do lekarza.
*jakoś później*
Bycie trzeźwą osobą wśród pijanych, jest dość zabawną sprawą. Siedzę sobie przy stoliku, patrząc jak kilka kolesi tańczy na stole, jakaś babcia udaje, że tańczy, a kilka osób zasnęło opartych o siebie nawzajem. Ktoś nad uchem gada mi jakieś totalne bzdury, więc kiwam tylko głową, udając, że go słucham. Nagle dosłownie znikąd pojawia się Filip zalany i ciągnie mnie na parkiet. Tam nie zważając na to, że leci szybka muzyka, owija ramiona wokół mojej talii, przybliżając mnie do siebie i powoli kiwa nas na boki.
-Powiem ci, że panna młoda to największa suka jaką znam. - plecie.
-Wydawała mi się okej, kiedy z nią rozmawiałam. - odpowiadam, marszcząc brwi.
-Pozory mylą, skarbie. Kiedyś, kiedy jeszcze nie byłem takim sukinsynem, którym byłem przed poznaniem ciebie, byłem w niej szaleńczo zakochany, ale miała chłopaka, więc nie próbowałem jej podrywać, ani nic. I ona to zauważyła. Więc wcisnęła mi, że dla mnie rozstała się z nim. I tak zakochiwałem się w niej jeszcze bardziej, z dnia na dzień byłem jej bardziej oddany. Była moim wszystkim i wszystko było nią. Mówiła, okłamywała mnie, że mnie kocha, a ja mówiłem te słowa ze szczerością. I w pewnym momencie mój kumpel pokazał mi zdjęcie, gdzie obściskiwała się z innym, tym jej byłym, który teraz z resztą jest już jej mężem, ale ja nie chciałem w to uwierzyć. Byłem zbyt zaślepiony miłością do niej i wmawiałem sobie, że to jakieś stare zdjęcie lub ktoś je przerobił. Ale to mi nie dawało spać, ciągle przed oczami miałem to zdjęcie i poszedłem. Poszedłem do niej, pokazałem jej to, a ona... Myślałem, że zaprzeczy. Myślałem, że powie, że nic takiego nie miało miejsce. Ale ona powiedziała mi, że myślała, że szybciej mi przyjdzie znalezienie prawdy. I śmiała mi się w twarz, kiedy mówiła, że nigdy nic do mnie nie czuła , a była ze mną dla zabawy. Że ona i jej chłopak wymyślili to razem dla rozrywki, i myślała, że jestem bardziej inteligenty i że nie dam się tak łatwo otumanić. Bolało. Bałem się przez to miłości, poważnego związku. Bałem się, że kolejna osoba mnie zrani. Znienawidziłem również swoją uczelnię. To na jej korytarzach pierwszy raz ją zobaczyłem, rozmawiałem z nią, to tam się w niej zakochałem, to tam ją po raz pierwszy pocałowałem. Stamtąd wymykaliśmy się do parku i tam wszystko się zaczęło. I to uderza we mnie z całą swoją mocą kiedy idę przez korytarze i mam przed oczami te wszystkie wydarzenia. Dlatego tak nie lubię wspominać szkoły. Ale naprawiłaś mnie i dziękuję ci za to. Pokazałaś mi, że miłość jest możliwa, jeśli trafi się na właściwą osobę. Bardzo cię kocham, Mell. Mocno, na prawdę bardzo mocno cię kocham, skarbie. - zakończył Filip.
I czy to takie dziwne, że miałam łzy w oczach, kiedy o tym usłyszałam. I czy to jakieś nad zwyczajne, że po prostu przytuliłam go z całych sił.
-Też bardzo, bardzo cię kocham, Fifi. - szepnęła do jego ucha, kiedy wciął staliśmy w uścisku.
-Zabierz mnie do domu, proszę. - mruknął w moją skórę.
Chwyciłam jego dłoń i nie żegnając się z nikim wsiedliśmy do auta. Filip wpatrywał się w okno, a ja zastanawiałam się jak ta urocza, śliczna dziewczyna może być taką suką. Jak w ogóle ktokolwiek może być taką żałosną imitacją człowieka. Jak można się tak bawić uczuciami innych. I wtedy to we mnie uderzyło. Przecież ja tyle razy dawałam nadzieję Louisowi, czy Niallowi. Nie jestem głupia, wiem że mnie kochają. A ja dawałam im nadzieję tyle razy. Spędzałam z nimi tyle godzin, tyle intymnych momentów, żeby na koniec być z Filipem, któremu nic nie dałam. Jestem cholerną dziwką.
----------------------------------------------------
I takim oto uroczym akcentem kończę ten rozdział.
Powiem szczerze: męczy mnie pisanie tego. Zwyczajnie męczy.
Potrafię siedzieć godzinami nad pustą stroną i myślę sobie, że nie daję rady. Nie jestem zadowolona z tego opowiadania, nie wydaje mi się wystarczające, zbyt zwyczajne i stereotypowe, nie sprawia mi tej frajdy co kiedyś. 
Jakieś słowa otuchy?
Chciałabym przeczytać coś waszego. Wiem, że niektóre osoby, które regularnie to komentują mają swoje opowiadania, ale ja nie mam czasu, aby to czytać. Ale jeśli wysilicie mi jakiegoś one-shota, będę go mogła przeczytać to nawet kiedy będę jechała autobusem. Nawet jeśli nie piszecie na co dzień i nie czujecie się w tym dobrze, to i tak możecie mi coś wysłać. Przecież każdy wie z czego składa się krótkie opowiadanie, prawda? Nie ważne, czy mi się to spodoba, czy nie. Czy to będzie dobre, czy nie. Czy będą tam błędy, czy nie. I tak się uśmiechnę, bo dostanę coś od was. Więc jeśli macie czas i chęci, proszę, wyślijcie mi coś (to właściwie nie musi być opowiadanie, może to być cokolwiek) na mojego mejla: kminka32@o2.pl
Okej, chcę wam jeszcze złożyć spóźnione życzenia na nowy rok: dużo uśmiechu, przyjaciół, podejmowania dobrych decyzji, więcej zrozumienia i wszystkiego co jeszcze tylko sobie wymarzycie. Bądźcie szczęśliwi, skoro ja nie jestem, to chociaż wy. Wszystkiego dobrego.
Do napisania, miśki.


środa, 20 listopada 2013

Rozdział 29

Rozdział dedykuję osobie, która ''wymusiła'' na mnie powrót (ty już wiesz, że o Tobie piszę).

Gdyby nie ty, pewnie nie odważyłabym się dokończyć tego opowiadania. Dlatego, proszę, odezwij się jeszcze.
~Oczętami Martyny~
Po pokoju rozprzestrzenił się dobrze znany mi dźwięk dzwoniącego telefonu. Najgorsze jest to, że to mój telefon wydawał ten odgłos. Na ślepo zaczęłam szukać komórki, aż w końcu znalazłam ją pod poduszką z drugiej strony łóżka. Spojrzałam na wyświetlacz i zmarszczyłam brwi widząc imię: Perrie. Przyłożyłam urządzenie do ucha, wcześniej odbierając.
-Słucham?  - wychrypiałam do telefonu.
-Cześć! Tutaj Perrie. Obudziłam cię? - zawołał wesoły głos po drugiej stronie?
-Tak ale nie szkodzi. - zapewniłam, z powrotem opadając na poduszki. 
-Wybacz, że zrywam cię z łóżka o 7 rano, ale chciałabym się z tobą spotkać. Mogłabyś być w kawiarni na Whitehall koło 9:20? - zaproponowała Perrie.
-Tak. Chętnie się spotkam. - ucieszyłam się na spotkanie.
-Och, to jesteśmy umówione. Do zobaczenia!
-Cześć.
Rozłączyłam się i rzuciłam telefon gdzieś w głąb pościeli, planując przespać się jeszcze z godzinę. Niestety, ''ciche'' poruszanie się Mellodie po domu skutecznie mi to nie
umożliwiało. A kiedy usłyszałam huk, jakby ktoś zrzucił garnek z górnej szafki (zakładam, że tak się właśnie stało) odpuściłam i zeszłam z łóżka. Wychyliłam głowę za framugę.
-Mell! Wszystko okej?! - wrzasnęłam, sprawdzając stan zdrowia przyjaciółki.
-Nic mi się nie stało! Tylko trzeba kupić nową patelnię! - odkrzyknęła mi.
Westchnęłam i biorąc ciuchy weszłam do łazienki. Tam wykonałam podstawowe czynności i splotłam włosy.  Zeszłam na dół ale Mellodie już nie było. Miałam nadzieję, że złapię ją jeszcze przed jej wyjazdem do rodziców. Nie lubię, kiedy tam jeździ ale ona mówi, że to nadal jej rodzina i nie może tego tak po prostu olać. Wygrzebałam płatki i miskę z szafki. Zalałam to zimnym mlekiem i zaczęłam leniwie mieszać łyżką pomiędzy chrupkami.
-Cześć. - usłyszałam męski głos obok siebie.
Podskoczyłam na krześle, mocno przestraszona i spojrzałam w stronę głosu.
-Och, cześć. Nie wiedziałam, że tutaj spałeś. - przywitałam Filipa.
Chłopak opadł tuż obok mnie i oparł twarz na dłoniach.
-Obudziła cię Mell, hmm? - spytałam.
-Taaa... Często się przez nią nie wysypiasz?
Zaśmiałam się cicho na wspomnienie pierwszych kilku tygodni.
-Teraz już nie, przestałam reagować na hałasy. Ale przez pierwsze trzy tygodnie chodziłam jak zombie.
-Wiesz, gdzie pojechała Mell? - spytał, nagle zmieniając temat.
-Nie powiedziała ci? Do rodziców. - odparłam.
I wtedy dotarło do mnie, że ona może nie chciała, żeby wiedział.
Mentalny facepalm.
Filip skrzywił się i już wiedziałam, że on też nie lubi jej rodziców.
-Jak się poznałyście? - kolejny raz Filip zmienił temat.
-Och, to dość zabawna historia...

~Perspektywa Perrie~
Weszłam do pomieszczenia i natychmiast otuliło mnie powietrze przepełnione aromatem kawy i ciast. Uśmiechnęłam się na ten dobrze znany mi zapach i zajęłam miejsce w dalekiej części kawiarni, mając nadzieję, że nikt mnie nie rozpozna. Martyna powinna zaraz być.
Nie myliłam się. Nie musiałam długo czekać, a blondynka stała w drzwiach kawiarni i uważnie rozglądała się po pomieszczeniu. W końcu jej wzrok spoczął na mojej twarzy, a ona uśmiechnęła się szeroki i natychmiast ruszyła w moją stronę. Opadła na krzesło na przeciwko.
-Hej. - rzuciła, zaczepiając ramię torby o oparcie krzesła.
-Cześć. Jak się dziś czujesz? - rozpoczęłam podstawowym pytaniem.
-Świetnie. - uśmiechnęła się szeroko. - mam nadzieję, że u ciebie też wszystko w porządku. - odruchowo (chyba) wyrecytowała.
-Tak, tak, oprócz... no wiesz czego, wszystko jest okej. - potwierdziłam.
Podeszła do nas kelnerka. Zamówiłam kubek owocowej herbaty, a Martyna cafe creme.
-Tak, więc... O czym chciałaś porozmawiać? - natychmiast przeszła do rzeczy.
-O... O Zaynie. Po prostu chce mieć pewność to tego, co się zdarzyło tamtego dnia i nocy. - mruknęłam.
Jejku, teraz pewnie myśli, że jestem jakąś rozpaczającą po stracie chłopaka dziewczyną. No dobra, może i jestem, ale to nie znaczy, że wszyscy muszą o tym wiedzieć.
- To zrozumiałe. Sama chciałabym się dowiedzieć. - uśmiechnęła się pokrzepiająco.
Kelnerka postawiła przed nami parujące napoje. Obie natychmiast zapłaciłyśmy, chcąc mieć to z głowy.
-Mogę? - spytała, chcąc się upewnić, że słucham.
-Tak, myślę, że jestem przygotowana psychicznie. - powiedziałam.
Doskonale wiedziałam, że nie jestem gotowa, ale prawda jest taka, że nigdy nie będę. Kochałam go, nadal kocham.
-To był ten sam dzień, kiedy Eleanor zerwała z Louisem. Wstawiali nam nową kanapę, kiedy Mell pobiegła do Lou, rzucając mi tylko portfel, bez żadnego wytłumaczenia. Wieczorem przyszła Megan z Alli i stwierdziły, że przecież trzeba to oblać, no bo jak inaczej. Więc, jak to zwykle one zalały się i zasnęły na kanapie. W sumie one i tak tam zawsze zasypiają, niezależnie od tego,czy są pijane, czy nie. I nagle przyszedł Zayn, jejku nawet nie wiem po co. Spytałam się, czy widział Mellodie, a potem, aby mi pomógł wynieść dziewczyny do pokoju u góry. Jak już je tam zaniósł, to wywaliłam go za drzwi i powiedziałam, że kiedy indziej mu się odwdzięczę. No i on wymyślił, że chce spędzić ze mną dzień. Wiesz, zgodziłam się, no bo co miałam zrobić.Chciał iść na lodowisko ale ja... Ogólnie ujmując: nie mam stamtąd dobrych wrażeń. Więc zawiązał mi opaskę na oczach i zaprowadził na wieżę do skoków na bungee i skoczyliśmy. Na koniec poszliśmy coś zjeść, a potem wymyśliliśmy to wyjście do klubu. No i... resztę już znasz. Po prostu przycisnął mnie do tej ściany, a ja chciałam się wyrwać.Potem wkroczyłaś ty i cóż... Koniec końców na drugi dzień uciekałam przed nim przez okno, bo spotkałam go w kawiarni, a teraz jesteśmy tutaj. - opowiedziała.
Patrzyłam na nią, próbując powstrzymać łzy. Czyli to do niej poszedł w środku nocy, bez większej przyczyny, to z nią spędził cały dzień i skoczył na bungee, to z nią chciał spędzić noc po dobrej imprezie w klubie, nie ze mną. Nie z tą, która go kochała.

-A czy.. Czy on ci się podoba? - spytałam, drżącym głosem.
-Och... Wiesz, prawdę mówiąc, to tak. Zauroczyłam się w nim. - odrzekła niepewnym głosem.
-Zauroczenie? To jeszcze gorsze niż miłość. - mruknęłam.
-Święta prawda. Ale to nie jest tak, że od razy chciałam ci go odbić. Właściwie to nawet o tym nie myślałam. Wiedziałam, że jest zajęty i nie może być mój.
-Nie mam ci nic za złe. Tylko, że myliłaś się w jednej sprawie. Najwyraźniej, pomimo że był zajęty, mógł być twój. - zaśmiałam się smutno.
-Wiesz co? To zwykły dupek, nie warto. Stracić taką dziewczynę jak ty? Boże, dziewczyno twój wygląd jest po prostu rewelacyjny! - krzyknęła Martyna.
-Ty wcale też nie wyglądasz gorzej! - odpłaciłam się.
Obie wybuchłyśmy głośnym śmiechem, przyciągając wzrok innych.

~Mellodie POV~
''Nienawidzę was, i was i ciebie też. I każdego kto stąpa na tej ziemi oprócz mnie.'' ; nuciłam pod nosem, kiedy przechodziłam przez kolejne alejki supermarketu, a złość na rodziców nadal nie ustępowała.
-Cześć Mell! - krzyknęła moja znajoma ze studiów, kiedy mijałyśmy się obok alejki z batonikami.
-Hej Emily! - odpowiedziałam posyłając jej fałszywy uśmiech.
Teraz jej też nienawidzę. Kontynuowałam swoje wrzucanie wszystkich możliwych batonów do wózka, mając nadzieję, że starczy nam to choć na tydzień. Och, jeśli chłopcy znów urządzą u nas maraton filmowy i dorwą się do jedzenia, to raczej nie... Wrzuciłam jeszcze dwa kartoniki.
Obok owoców, kiedy wrzucałam jabłka do reklamówki, poczułam jak ktoś zakrywa dłońmi moje oczy i nastaje ciemność. Natychmiast uderzył we mnie ten przyjemny zapach moich ulubionych, męskich perfum.
-Cześć Niall! - przywitałam blondyna.
Dłonie odsłoniły mi widok na świat. Odwróciłam się, napotykając wzrok błękitnych tęczówek z tymi wesołymi iskierkami.
-Hej Mell. Jak tam zakupy? - zagaił, odbierając ode mnie jabłka i związując ucha jednorazówki w jadną kokardkę.
Spojrzałam na wózek, gdzie oprócz chleba, bułek i owoców leżały same słodycze, mrożone frytki, zapiekanki i pizze, oraz cała masa innych niezdrowych posiłków.
-Dość niezdrowo, a tobie? - odpowiedziałam.
-Wręcz odwrotnie. Co musisz jeszcze wziąć?
-Picie, ser, może jakąś szynkę, no i warzywa.
-Więc ruszajmy. - stwierdził i pchnęliśmy nasze wózki dalej w głąb sklepu.

----------------------------------------
Witam po przerwie. Nie będzie równa 20, kiedy to dodam, ale niespodziewana randka z matematyki lekko się przedłużyła. Może zacznę od pytania, a potem trochę po przynudzam.
  • Jak poznały się Mellodie i Martyna?
Plus:
  • Słuchaliście Midnight Memories?
Ja słuchałam i jest mega. Co do pierwszego pytania: wiem, że w opowiadaniu zaznaczone jest, że poznały się na kursie tanecznym w wakacje, ale mi chodzi o dokładną historię tego zdarzenia. Także powypisujcie mi coś, a na pewno to uwzględnię w opowiadaniu. Chciałabym, aby było też tutaj coś od was. 
Wracając do ''randki'' z matematyką. No może nie tak dosłownie.
Nie mogę wam obiecać regularnych wpisów (co widzicie nawet teraz), bo po prostu nagle może mi coś wyskoczyć w szkole, a ja na prawdę stawiam na pierwszym miejscu naukę. Nie chcę być w przyszłości niewykształconym matołem i staram się o dobre oceny. Oczywiście blog jest dla mnie ważny, ale zawsze będzie na drugim miejscu. No cóż... nie przedłużając. 
Do napisania, miśki.

sobota, 9 listopada 2013

Hej, hej!

Moje miśki. 


Za sprawą pewnej (lekko upartej) osoby postanowiłam wrócić.
Mellodie pozna zakończenie swojej historii, a wy wraz z nią.
Rozdział pojawi się 20 listopada o godzinie dwudziestej. Mam nadzieję, że z chęcią go przeczytacie. Jest już w połowie napisany i jestem jak na razie z niego zadowolona. 


Pewnie zauważyliście nowy szablon. Podoba wam się? Na początku miałam zmienić tylko czcionkę i kolor, ale postanowiłam zaszaleć. Myślałam nad czymś jasnym, ale koniec końców pozostałam przy ciemnych kolorach, jak poprzednio. To nie ja robiłam, wzięłam to ze strony: wioska szablonów.


W międzyczasie możecie załapać ze mną kontakt na asku i instagramie. Możecie też czytać moją twórczość na blogu, który piszę z koleżanką oraz zobaczyć mój charakter na blogu, który założyłam parę dni temu. Zapraszam też do wysłania mi meila na adres: kminka32@o2.pl . Czekam tam na jakieś pytania do bohaterów, czy do mnie tak bardziej osobiście. Możecie też wysłać własne prace, przemyślenie, czy sugestie. Chętnie poczytam i w miarę możliwości odpiszę.
To do następnej środy, miśki.


 -------------------------------------------------------
 Cieszmy się i radujmy!






piątek, 20 września 2013

Wszystko ma swój początek i koniec.

Początek był, czyli czas na koniec. Czas pożegnać się z opowiadaniem o Mell.
Zawsze powtarzałam, powtarzam i będę powtarzać, że jak już coś zacznę to dokończę to, choćby nie wiem co. Nie kłamię. Tylko że każda droga prowadzi na rozstaje. I ja tutaj właśnie trafiłam. Muszę wybrać.
Dwadzieścia osiem rozdziałów mojego pierwszego opowiadania naznaczyło jakąś część mojego życia. Te 8 miesięcy bardzo mnie zmieniło Może ta strona nie cieszyła się zbytnim zainteresowaniem. Prawie 3000 wejść, 5 obserwatorów w tak długim czasie to nie dużo. Tylko, że ja nie robiłam tego dla kogoś. Robiłam to dla siebie. Bo czułam, że pisanie to coś w czym się odnajdę. I nie myliłam się.
To nie przez brak weny. W mojej głowie kłębi się milion pomysłów na dalszą część. Tylko to nie to co kiedyś.
Te parę miesięcy temu byłam niepozorną, optymistyczną dziewczyną. Ledwo skończyłam 13 lat i chciałam czegoś nowego. Tylko że teraz, kiedy dzieli mnie 3 miesiące do bycia 14-latkom stałam się kimś innym. W moim życiu dużo się zmieniło, coś na lepsze, coś na gorsze. I nie żałuję żadnej decyzji. Bo najwyraźniej był powód, dla którego wybrałam to, a nie coś innego.
Mój ''rozwój'' doskonale widać w archiwum bloga. Na początku jest pełno rozdziałów, potem co raz mniej i mniej. Bo mojej wesołej części robiło się co raz mniej i mniej. Tylko nie na zewnątrz, a w środku. A prawdziwe pisanie pochodzi z serca, prawda?
Może kiedyś wrócę, kończąc to opowiadanie. Może kiedyś doprowadzę Mellodie do ślubnego kobierca z największą miłością życia. Może kogoś po drodze odrzucę, uśmiercę. Może sprawię, że każdy bohater będzie szczęśliwy. Ale możliwe jest też to, że zostawię to tak jak jest. Nie wiem, co będzie jutro.
Ale spokojnie, po co się martwić, przecież to nic straconego. Wciąż idę tą samą drogą, tylko w innym kierunku. Bo przecież jak coś zacznę, to dociągnę to do końca, choćby nie wiem co. Nadal piszę, tylko nie sama. Piszę z dziewczyną, której bloga znalazłam kiedyś przez przypadek w internecie.  I jest mi lepiej, bo mam wsparcie. Bo jest ktoś, kto mnie zawsze zmotywuje. Jeśli ktoś dalej chce czytać moją twórczość, tylko trochę inną, niech zajrzy tutaj: http://bolalo-boli-bedziebolec.blogspot.com/ . A moje bardziej osobiste losy można podpatrywać tu: ask.fm/KamilkaCzuj . I tutaj: http://instagram.com/zwyczajna_ja#.
I ostatnie pytanie: Z kim na końcu miała być Mellodie?
Do napisania, miśki....

sobota, 17 sierpnia 2013

Rozdział 28

~Mellodie POV~
Mój słodki sen o różowych jednorożcach przerwało walenie do drzwi. Zaklęłam pod nosem zastanawiając się, co za idiota mnie budzi. Otworzyłam oczy i podniosłam się na łokciach. Plecy bolały mnie niemiłosiernie. No, na przyszłość będę wiedziała, żeby nie spać w salonie... Dobra, wszyscy wiemy, że i tak będę tam spała. Nie ważne. Pukanie do drzwi rozległo się ponownie, a ja spojrzałam na zegarek. Szósta dwadzieścia?! Kogo tak powaliło na łeb?! Postanowiłam olać moich mało miłych gości i z powrotem opadłam na kanapę. Przekręciłam się na prawy bok i już prawie zasnęłam, kiedy z amoku wyrwały mnie znajome, podniesione głosy. Po chwili zostałam wytrząśnięta na wszystkie strony i doszczętnie rozbudzona. Kiedy uspokoiłam kręcenie się głowy, zobaczyłam przed sobą kłócących się Nialla i Louisa, którzy z rozmachem gestykulowali i robili głupie miny. Patrzyłam na nich i próbowałam cokolwiek wyłapać z ich rozmowy, ale okazało się to niemożliwe.
-Ej, chłopaki... - zaczęłam cichym, schrypniętym głosem.
Odchrząknęłam.
-Ej, chłopaki, obudzicie Martynę. -powiedziałam już normalnym głosem.
Ci dalej się kłócili. No to na cholerę mnie budzili?
-Idioci! - wrzasnęłam.
Chłopacy przestali się kłócić i spojrzeli na mnie.
-Bo ten niedorobek... - zaczął Louis wskazując palcem na blondyna.
-Sam jesteś niedorobiony! - wrzasnął Niall i oboje z powrotem zaczęli się kłócić.
Podczas, gdy ja przyglądałam się ich jakże inteligentnej wymianie zdań na temat życia intymnego ich rodziców, Martyna zdążyła obudzić się, zdrowo przeklnąć tą dwójkę idiotów, odkleić cukierki z włosów i pójść do siebie, dospać. Kiedy w końcu nie wytrzymałam, zaczęłam na nich wrzeszczeć, żeby się uspokoili i mi powiedzieli, dlaczego budzą mnie tak wcześnie, na dodatek wchodząc bez zaproszenia. Lekko przestraszeni moim nagłym wybuchem, opadli na kanapę, robiąc naburmuszone miny. Wyglądali jak pięciolatki, którym ktoś zabrał lizaka.
-O co chodzi? - spytałam wnerwiona całą sprawą, choć nie wiedziałam o co chodzi.
-Ten idi... - zaczął Lou, ale nie dokończył słowa, bo przerwałam mu mrożącym spojrzeniem. - to znaczy Niall, ukradł mi lizaka.
-Nic ci nie ukradłem! - zaprzeczył Niall, tupiąc nogą w parkiet.
-Kłócicie się o lizaka? Serio? Budzicie mnie przed siódmą, bo kłócicie się o debilną landrynkę na patyku? - spytałam ich, nie dowierzając, że istnieje taka głupota.
-To nie był zwykły lizak! - oburzył się marchewkowy potwór.
-No to opowiedz mi, ymmm.... Opowiedz mi historię tego lizaka, Louis.- wzdychnęłam ciężko.
-Wczoraj mieliśmy wieczorem podpisywanie płyt w galerii, ymmm... Nie pamiętam jakiej. Już przy samym końcu podeszła do mnie, taka pięcioletnia, przesłodka dziewczynka. Podpisałem jej płytę, a ta mi dała jeszcze tego lizaka. Był taki duży, w kształcie serca, a przez środek był przeciągnięty biały lukier i to wyglądało, jakby ten lukier spajał obie części tego serca. Powiedziała, że wiem o zerwaniu moim i El i życzy mi, żebym znalazł kogoś, kto spoi moje złamane serce, jak ten lukier w lizaku i se poszła. To było przeurocze, więc nie zjadłem tego lizaka, tylko wcisnąłem go do doniczki w kuchni. Rano schodzę, lizak jest. Potem wszyscy poszli do pokoi i tylko Niall został w kuchni, oferując, że posprząta. Jak wróciłem, blondyna nie było, a lizaka też brak. Wszyscy znamy jego zamiłowanie do słodyczy, więc to po prostu pewne, że mi go ukradł, a nie chce się przyznać. - Louis zakończył swój monolog, podrzucając ręce w geście bez aprobaty i oparł się na kanapie, robiąc obrażoną minę.
-Nic ci do cholery nie ukradłem. - syknął Niall, patrząc zabójczym wzrokiem na Louisa. - Posłuchaj. Posprzątałem w tej kuchni i zwyczajnie wyszedłem, idąc do siebie, żeby się przebrać. Gdybym chciał jakiegoś pieprzonego lizaka, to bym poszedł do sklepu, a nie wyciągał z doniczki w kuchni! - Niall zaczął podnosić głos, więc go szybko uspokoiłam, ruchem dłoni.
-Lou, idź do domu i sprawdź, czy ten lizak zwyczajnie nie leży gdzieś obok, może spadł za tą doniczkę, czy pod parapet. Uspokój się i zastanów, czy może go gdzieś nie przekładałeś. Ni, ty zostań tu jeszcze przez chwilę. - stwierdziłam załamanym głosem. Już wiem o co tu chodzi.
Szatyn, posłał mi mordercze spojrzenie i wyszedł z mieszkania. Niall siedział na kanapie, uchichrany i zadowolony z siebie jak nigdy.
-Schowałeś mu tego lizaka, prawda?
Blondyn spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem. Na prawdę nie wiedział, że tak łatwo go przejrzeć?

~Niall POV~
-Schowałeś mu tego lizaka, prawda? - spytała mnie Mell karcącym tonem.
Zdziwiony spojrzałem na nią. Jak ona mnie łatwo rozgryzła... Ale jak? Przecież nie dałem żadnej wskazówki. Nic. Zero! Jak to możliwe, że ona zna mnie lepiej ode mnie? Jakim cudem jest w stanie odgadnąć każdą moją myśl, bez mojego najmniejszego słowa. Ona jest mi, aż tak pisana, czy ja jestem aż tak przewidywalny? Skłam.
-Pod lodówkę... - mruknąłem.
Co?! Ja wcale nie chciałem tego powiedzieć! Miałem powiedzieć, że na prawdę nie mam nic z tym wspólnego. Spokojnie, z tego jeszcze da się wybrnąć, Horan.
-Po co? - spytała przeszywając mnie spojrzeniem
Powiedz, że nic nie zrobiłeś, powiedz, że nic nie zrobiłeś. Kłam, Horan.
-Chciałem, żebyś usłyszała o tej dziewczynce. Byłem pewny, że tu przylezie, oskarżając mnie o zjedzenie go. A tak byś o niej nie wiedziała. - moje usta mnie zdradzają!
Czemu nie mam nad sobą kontroli?! Niech cię pierun trzaśnie, Mell. Zbyt mocno na mnie działasz.
-Niall. - wzdychnęła, przymykając powieki. - Idź i oddaj mu tego lizaka. - stwierdziła głosem nie znoszącym sprzeciwu.
Byłem już przy drzwiach, kiedy jej drobne paluszki, oplotły moje ramię. Spojrzałem się w jej stronę.
-Mogę pozbierać części, ale nigdy nie będę potrafiła ich skleić. - spuściła wzrok i weszła w głąb mieszkania, zamykając przede mną drzwi.
Co to mogło oznaczać?

~Oczętami Mell~
Niech was cholera weźmie i to całe pierdolone One Direction! Po prostu. Grrrr... Czy w całej piątce, tylko Liam jest normalny? Z wściekłością odklejałam cukierki od kanapy i wywalałam je z papierkami do kosza. Kiedy wszystko wyglądało w miarę czysto, zebrałam się na górę i wlazłam pod prysznic. Siedziałam tam z dwie godziny, myśląc nad swoim życiem. Wrócił Sebastian, powtarzając koszmar moje życia. Niedługo rozpoczyna się rok szkolny. Będę miała na głowie egzaminy, które muszę zdać jak najlepiej. Przecież to ostatni rok. Chce zdobyć dobra pracę i wreszcie uwolnić się do końca od rodziców. I pomimo, że prawie ich nie widzę, to i tak jestem od nich w uzależniona finansowo, co mnie dobija. A jakby tego było mało... Zakochałam się. Zakochałam się w trójce chłopaków. I nie kocham ich równo. I pewnie sobie myślicie, że powinnam być z tym, którego kocham najmocniej. Ale to kłamstwo. Bo zranię go. Wiem, że zraniłabym tego uroczego blondaska, darząc go miłością. Bo nie potrafię pokochać do końca. Nie umiem radzić sobie z miłością, bo rzadko ją doświadczam. I co z tego, że na drugim miejscu stoi Lou, skoro on nie potrafiłby przyjąć tej miłości? Skoro nie rozumie czym jest troska, tęsknota i zaufanie? Jeśli nie potrafi starać się o lepsze jutro? A Filip jest najlepszym rozwiązaniem. Bo kocham go. Każdy jego szczegół. Od uroku, przez wady, głupotę, po inteligencję. Kocham te jego zadziorne uśmiechy i urywane zdania. Kocham w nim wszystko, co widzę i tego co nie, też. I wierzę, że on też mnie tak kocha. I wiem, że oboje jesteśmy tacy sami. Tak samo spragnieni uczuć. Wychodząc spod prysznica, natychmiast udałam się do garderoby, naciągając na siebie, pierwsze ciuchy, które wpadły mi pod rękę, zważając na to, że jest chłodno. W rezultacie uzyskałam to, więc w sumie nie jest najgorzej. Miałam zamiar wyjść. Po prostu wyjść i krążyć po mieście bez celu. Może bym się zgubiła i już nigdy nie wróciła do dawnego życia... A tak po za tym, to jutro jest ślub, a ja nie mam żadnego prezentu. Wrzuciłam do torebki portfel, telefon i klucze i zeszłam na dół. Chwyciłam za klamkę i mocno pociągnęłam z rozmachem otwierając drzwi. Zdziwiłam się, kiedy zastałam za nimi Filipa, sięgającego palcem do dzwonka. Przechyliłam głowę, przyglądając się jego minie, kiedy mnie zobaczył.
-Cześć skarbie. - powiedział otwierając ramiona.
Natychmiast znalazłam się w ich mocnym uścisku. Czułam się tam bezpieczna, potrzebna i kochana. I wtedy poczułam, jak bardzo go potrzebuję i jak bardzo tęskniłam, kiedy go nie było.
-Tęskniłam. - szepnęłam w jego koszulkę.
Pachniała płynem do płukania, zmieszanym z jego perfumami i nim samym. Powalająca mieszanka, która uzależniła mnie od siebie i powiedziała, że tylko ona będzie moim kojącym zapachem. Że tylko ona będzie w stanie zaspokoić moje zmysły. Chwilę potem odsunęłam głowę od jego torsu i wspinając się na palce, pocałowałam jego usta. Smakowały czekoladą, trochę gorzko i miały tytoniowy posmak. Odkleiłam się od niego, co spotkało się z jego jękiem niezadowolenia.
-Ej, wracaj tu do mnie. - mruknął i z powrotem wpił się w moje usta. 
Poczułam motylki w moim brzuchu, które pulsowały do serca, po czym rozchodziły się po całym ciele. Nasze wargi łączyły się w czułym pocałunku, jakby był to ostatni raz, kiedy jest to nam dane. Kiedy już skończyliśmy, wtuliłam się w jego ciepłe ciało i wsłuchiwałam się w przyśpieszone bicie serca. Odchyliłam głowę, patrząc w jego brązowe tęczówki.
-Myślałam, że zobaczymy się dopiero jutro przed ślubem. - powiedziałam,robiąc krok w tył.
-Wiem, ale tak jakoś zatęskniłem. Po za tym - przechylił głowę w bok - nie mam prezentu.
-Nie przejmuj się, ja właśnie też teraz po niego idę. - zaśmiałam się i całkiem się oddaliłam.
Chwyciłam jego dłoń i zaczęłam iść w stronę bramki. Wtedy pociągnął mnie za rękę, prowadząc w zupełnie inną stronę. Zdezorientowana, podążyłam na ślepo za nim. Kiedy wreszcie udało mi się, spojrzeć na cel podróży, okazało się, że to jego auto. Filip zaśmiał się cicho, patrząc na moją zdezorientowaną minę. W końcu, wcisnął mnie do samochodu i ruszył z podjazdu. Zatrzymywaliśmy się przy różnych sklepach, robiąc mega zestaw ślubny i doskonale się przy tym bawiąc. Na koniec zawieźliśmy to wszystko do niego i poszliśmy na spacer. W mieście zatrzymaliśmy się w jakimś barze, bo przecież trzeba coś zjeść. No to wpadłam... Siedziałam z głową w menu, myśląc jak wybrnąć z tej sytuacji. Niestety, zanim zdążyłam wymyśleć coś sensownego (na pewno nie będę uciekać przez okno w męskiej jak Martyna), podeszła do nas blond włosa kelnerka. Filip zamówił jakieś coś dziwnego i wtedy uwaga zwróciła się na mnie.
-A ty co chcesz, słońce? - spytał mnie Filip, widząc, że zbytnio nie ogarniam, co tutaj robię.
Odchrząknęłam i spojrzałam na kelnerkę.
-Ja tylko czarną herbatę, poproszę. - powiedziałam, mając nadzieję, że Filip nie sprzeciwi się.
-Poczeka pani chwilę. - zatrzymał kelnerkę Fifi, patrząc na mnie przenikliwym spojrzeniem.
-Jadłaś coś dzisiaj? - spytał po polsku, mając nadzieję, że blondyna nas nie zrozumie.
-Pewnie. Przecież nie mogłabym siedzieć cały dzień bez jedzenia. - skłamałam, czując jak wiruje mi w głowie.
-Kłamiesz. - syknął. - Kiedy ostatni raz coś jadłaś? Szczerze. - jego chłodny ton zmroził mnie do szpiku kości. Nie musiał nawet podnosić tonu, żeby mnie zmusić do prawdy.
-Wczoraj rano, ale i tak potem zwróciłam. - przyznałam się, spuszczając głowę.
-Będą jeszcze trzy naleśniki z czekoladą. - poinformował kelnerkę, zmieniając język na angielski, która prawie natychmiast po tym zniknęła nam z oczu.
-Czemu ty nic nie jesz? - spytał się mnie, podtrzymując konwersację po polsku.
-Nie wiem. Próbuję, ale od razu mi nie dobrze i zwyczajnie nie daję rady. - powiedziałam łamiącym się głosem, czując jak po policzku cieknie mi łza.
Filip natychmiast podniósł rękę, ścierając palcem słoną ciecz i uśmiechnął się do mnie pocieszająco. Złapał moją dłoń, wślizgując swoje palce miedzy moje.
-Wszystko wróci do normy. Obiecuję. - zapewnił mnie i posłał mi swój firmowy uśmiech. Taki na specjalne okazje.
Kiedy w końcu mój chłopak wmusił we mnie 1,5 naleśnika i wypiłam swoją herbatę, udaliśmy się w dalszy ciąg wycieczki. Biegaliśmy po zakątkach Londynu śmiejąc się i wygłupiając. Teraz było już po 22, a ja siedziałam na plecach Filipa, który szedł po moście. Z góry widzieliśmy światła miasta, auta poruszające się po drogach i ludzi szybko zmierzających po pracy do domu i tych, którzy wraz ze znajomymi tłoczyli się do pobliskich klubów i pubów. Każdy z nich miał swoje życie, własne marzenia, problemy, smutki i radości. A ja czerpiąc teraz z życia ile dam radę wczepiałam się w plecy mojego wybranka, czując się najszczęśliwszą osobą na ziemi. Czułam, że nikt nie może mi odebrać tych chwil i one na zawsze pozostaną ze mną. Bo mogą mi odebrać wszystko, ale nigdy nie uda im się zabrać moich wspomnień. Ludzie z przejeżdżających aut, rzucali na nas spojrzenia i zaraz z powrotem ginęli w gąszczu ruchu ulicznego. Piesi przechodzili, zwracając na nas uwagę, albo i nie i przechodzili dalej. Codziennie na ulicach spotykam tysiące osób. Tych młodych i tych starszych. Tych zdrowych i chorych. Pełnych sił i tych już wymęczonych. Skaczących z nogi na nogę i tych na wózkach inwalidzkich. Szczęśliwych i smutnych. W grupie i samotnych. A tak na prawdę, kiedy minę ich nawet ze sto razy, nie zapamiętam ich. Bo oni nic nie wnieśli do mojego życia. Byli tylko kolejną jednostką na Ziemi i w pamięci zostaną nam tylko te twarze, które dały nam cokolwiek do zapamiętania, które dały nam wspomnienia i część swojej historii. Bo tak na prawdę, kiedy w końcu przyjdzie koniec, nie będziemy mogli mieć przy sobie pieniędzy, drogich ciuchów, mieszkania, play station, ani nic z tych rzeczy. Zostaną nam tylko nasze czyny i myśli. Moje przemyślenia, przewał mój chłopak, stawiając mnie na ziemi i przyciskając do barierki. Poczułam jak mocno dociska swoje usta do moich i zachłannie je całuje. Szybko oddałam pieszczotę.
Wróciliśmy do mnie i opadliśmy na kanapę. Była godzina 24 i mocno postanowiłam, że Filip nie będzie wracał sam o tej porze, a nie mogę mu pożyczyć auta, bo rano będę go potrzebowała. Mimo jego zapewnień, że nic mu się nie stanie nakazałam mu zostać u mnie i koniec kropka.Kilka minut przed pierwszą, weszliśmy na górę. Dałam Filipowi koszulkę mojego kuzyna i sama przebrałam się w piżamę. Położyliśmy się i po kilku minutach spaliśmy wtuleni w siebie.

-----------------------------------------
Pa dum tsss! Jest 28, który znowu dzieliłam na dwie części. Jak mówiłam, postaram się dodać 29 przed rokiem szkolnym, ale nie obiecuję. Pytanie:
  • Czy Niall oddał lizaka Louisowi?
Nie musicie mi mówić jakie to pytanie twórcze i inteligentne. Serio, jestem tego ciekawa. Ale jeśli ktoś by jeszcze chciał się mnie o coś zapytać, to macie mojego aska . No i to chyba już. Do napisania, miśki.

wtorek, 13 sierpnia 2013

Rozdział 27

~Oczami Mell~
Obudziłam się, czując jak mój brzuch domaga się jedzenia. Oooo, a to nowość. Uchyliłam powieki, orientując się, że leżę w poprzek łóżka, wciąż mając związane włosy i to w dodatku w pokoju... Kogo to pokój? Uniosłam się, na łokciach i rozejrzałam po pomieszczeniu. Jestem w pokoju Nialla? Tylko co ja tu... Ach, no tak! Zasnęłam mu na tym rowerze, jejku, biedak musiał się pewnie wracać po ten drugi na piechotę. A potem jeszcze mnie tu zanosić.
Zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu moich rzeczy. Znalazłam je na półce po drugiej stronie pokoju. Powinnam kupić Niallowi kwiaty za ściągnięcie mi spodni, bo rano nie wyglądałabym za dobrze, gdyby tego nie zrobił. Szybko wciągnęłam je z powrotem i zaczęłam grzebać w torebce. Szybko wydostałam stamtąd telefon i sprawdziłam godzinę. Dopiero po dziewiątej, a on już nie śpi? Jakim prawem? Chwyciłam resztę swoich bzdetów i starając się nie robić hałasów, aby nie zbudzić innych (bo oni pewnie jeszcze śpią), zbiegłam na dół. W kuchni rządził Niall, biegając po całości pomieszczenia i próbując tańczyć do piosenki z radia. Wyglądało to przezabawnie, więc nie mogąc się powstrzymać, wydałam z siebie cichy chichot. Jak na zawołanie, blondyn okręcił się na pięcie, kręcąc przy tym dziwnie biodrami. Zaczęłam się histerycznie śmiać, a on widząc mnie zrobił mega dziwną minę i spalił buraka. Nie mogłam już wytrzymać i leżałam na podłodze, zwijając się ze śmiechu.
-Cieszę się, że panią rozbawiłem, panno Sparks. - powiedział, udając poważnego i pomógł mi wstać z podłogi.
-Wybacz. Chciałam się powstrzymać, ale nie dałam rady, panie Horan.
Farbowany kazał mi usiąść i zaraz po tym podał mi urocze kanapki w kształcie sów i do tego truskawkowe mleko z piankami. 

-Ojej, Ni, jakie fajne. - pisnęłam z uśmiechem na twarzy.
Jego twarz nabrała dumny wyraz. Uśmiechnął się do mnie i zasiadł na przeciwko.
-Lubię jak mówisz do mnie 'Ni'. - stwierdził, lekko się rumieniąc.
-Też to lubię. - zrobił zakłopotaną minę. Chcąc wybawić go z opresji, szybko zmieniłam temat.
-Ty nie jesz? - spytałam biorąc delikatnie do ręki mniejszą sówkę. Ojejku, jakie one urocze.
-Już jadłem. - pokiwał głową.
-To o której ty wstałeś?
-Jakoś przed ósmą...
-Czemu? - dobra, to jest mega dziwne.
-Kopiesz przez sen. - powiedział śmiejąc się cicho.
-Przepraszam. - zrobiłam minkę zbitego psiaka.
-Wiedziałaś?
-Taaa... Ale jakoś mi z głowy wypadło.
Wzięłam pierwszego gryza, machając nogami na wysokim krześle. nagle poczułam atak mdłości, a cały głód zniknął w mgnieniu oka. Pomimo to przegryzłam wszystko z uśmiechem i połknęłam. Zjadłam tak resztę posiłku, ignorując buntowniczy żołądek. Byłam w połowie różowego mleka, kiedy coś z tyłu mnie, wrzasnęło radosnym tonem.
-Mellodie! Skarbie, ty mój! - och, chyba Louis się obudził.
Zaczął szaleńczy bieg poprzez materace w salonie, których wcześniej przez tańczącego Nialla nie zauważyłam.
A może to dlatego, że szłam korytarzem, a nie przez salon? Po chwili czułam, jak ramiona Louisa, oplatają moją szyję i chłopak wtula się we mnie. Przyjemny dreszcz przeszedł moje ciało, a ja poczochrałam przyjaciela po włosach.
-Hejka rozczochrańcu. Dobrze się spało? - spytałam, kiedy wreszcie postanowił mnie puścić i zajął miejsce obok Nialla.
-Bez ciebie to nie tak fajnie... - zrobił smutną minkę, a ja zaśmiałam się cicho.
-Radzę przyzwyczaić się do samotności. - droczyłam się z nim.
Louis zaczął udawać, że strzelił focha i wziął się za robienie śniadania. Wkrótce, zleciała się reszta towarzystwa. Okazało się, że każdy ma tu swoje osobiste miejsce, a ja zajęłam akurat wolne. Wszyscy stwierdzili, że od dziś jest moje, bo ładnie tu pasuję.
-A właściwie, to czemu tu jest tyle materacy? - spytałam wskazując palcem za siebie.
-Właśnie... Moglibyście nas wtajemniczyć? - poparł mnie Niall.
Liam, Zayn i Harry zaczęli się histerycznie śmiać i prawię pozlatywali z krzeseł. Tylko Lou spuścił głowę i lekko się zarumienił. Pierwszy uspokoił się Liam.
-Chodzi o to, że... Hahahahah. Dobra, spokój. Robiliśmy wczoraj... Hahahahaha. Te, no... Hhahahaa. Zawody w robieniu fikołków i... Hahahahahaha. Potem stwierdziliśmy, że trochę twardo na podłodze i z piwnicy wynieśliśmy wszystkie materace, a Lou... Hahahahaha. Jak on... hahahahahaa. Wnosił to do góry...Hahahahahaha. To spadł trzy razy... Hahahahaha. Ze schodów... Hahahahyahahha.
Wszyscy zaczęli z powrotem się śmiać i teraz tylko Louis siedział z zawstydzoną miną.
-Och, Louis... - spojrzałam na niego współczującym wzrokiem.
Spojrzał na mnie spod rzęs i uśmiechnął się.
-Dobra. Ja już lecę. - powiedziałam, uspokajając śmiech.
-No nie...
-Zostań jeszcze chwilę.
-Weź nas nie opuszczaj.
Wszyscy zaczęli marudzić, ale ja zostałam nieugięta. Wepchnęłam im bzdurną historyjkę, że Martyna dawno się ze mną nie kontaktowała i trochę się martwię. W końcu mnie puścili. Oczywiście, to co im powiedziałam, nie było prawdą. Po prostu czułam, że mam 5 minut i będę rzygać. A nie miałam ochoty opowiadać im o moich zaburzeniach odżywiania. Więc po wejściu do domu, biegiem puściłam się na górę i zamykając się w  łazience, wypuściłam z siebie całe śniadanie. Co się ze mną do cholery dzieje? Opłukałam twarz i umyłam zęby. Przebrała się w coś wygodnego i ruszyłam na dół. W salonie zastałam Martynę siedzącą na kanapie, wpatrzoną w jeden punkt przed sobą. Widać, że musiała płakać.
-Misiu, co się stało? - spytałam podbiegając do niej i kucając przed nią. Chwyciłam jej drżące palce, między swoje i spojrzałam w jej oczy. Po chwili wylała się z nich, kolejna porcja słonych łez. Natychmiast usiadłam obok niej i przygarnęłam w ramiona. Płakała, wtulona we mnie. W końcu się uspokoiła i opowiedziała mi wszystko. Od dnia z Zaynem, aż po wczorajsze popołudnie.
-Chcesz o tym pogadać? - spytałam.
-Pomilczmy o tym. - odpowiedziała.
Pocałowałam ją w czubek głowy. Leżałyśmy tak w ciszy i nic więcej nie było nam potrzebne. W końcu zasnęłyśmy w swoich objęciach. Obudziłam się, kiedy zegarek wskazywał 14:45. Zaczęłam budzić Martynę.
-Martyś, wstawaj. - mówiłam potrząsając jej drobnym ciałkiem.
-Po co? - spytała, przewracając się na drugi bok, przy okazji miażdżąc mi żebra.
-Wstawaj! Chyba nie myślisz, że pozwolę ci tu siedzieć cały dzień i wypłakiwać oczy? Idziemy... Ymmm... Idziemy na zakupy! Wstawaj!
Martyna pomruczała coś z irytacją i wreszcie, łaskawie otworzyła oczy. Wstała, rozciągając się i ziewając.
-Przecież wiesz, że nie mam kasy. Mam mnóstwo wydatków, zbliża się nowy rok akademicki... - zaczęła marudzić jak baba w ciąży.
-Ale ja mam. Marsz na górę ubrać się. I bez dyskusji. - przerwałam jej, zanim skończyła dobrze otworzyć usta.
Spojrzała na mnie i poczłapała na górę. Ja też szybko wpadłam do garderoby. Wybrałam odpowiednie  ciuchy do pogody i rozpuściłam włosy. Zbiegłam na dół, wrzucając do torby potrzebne rzeczy. Tam czekała już na mnie Martyna. Wsiadłyśmy do auta, bo miałyśmy dość daleko do centrum i pojechałyśmy. Na parkingu Martyna miała lekkie problemy z klamką. Otworzyłam tej niedojdzie drzwi. Przy wysiadaniu, potknęła się o własne nogi i gdybym jej nie złapała, to pewnie musiałybyśmy jechać do szpitala ze złamanym nosem. Kiedy w końcu, moja mała fajtłapa ogarnęła tyłek, poszłyśmy do centrum handlowego. W 23439080492379573 sklepie z kolei, kiedy Martyna przymierzała spodnie, nagle wychynęła głowę i poprosiła mnie o pomoc. Ocho, już myślałam, że będzie bezproblemowo. Ja to mam marzenia. Weszłam za nią do kabiny... I wszystko stało się jasne. Martyna pomyliła numery.
-Nie dasz rady tego ściągnąć... - szepnęłam do niej, patrząc się w lustro.
-Nawet we dwie nie damy rady. - dodała, patrząc na mnie krytycznie.
Ale spróbowałyśmy. Prawda jest taka, że te spodnie nigdy z niej nie zejdą. Są jak druga skóra.
-Ale wiesz co? - spytałam zdyszna, ledwo łapiąc oddech.
-Co?
-Całkiem nieźle w nich wyglądasz. Wiesz... Sexy. - zaśmiałyśmy się cicho - tylko następnym razem, patrz na numery. Przecież to powinno wisieć na dziecięcym.
-To co robimy z tym fantem? - spytała rozpaczliwym tonem.
-Jest tu jakiś papierniczy, lub coś ten deseń?
-No, coś by się pewnie znalazło. - odpowiedziała zdezorientowana.
-To już wiem. Bierz resztę rzeczy i idziemy do kasy. - zarządziłam.
Stanęłyśmy przy kasie i położyłyśmy wszystkie rzeczy do kupienia. Kiedy kobieta nam naliczyła, dodałam jej w pośpiechu.
-Jeszcze te spodnie, które koleżanka ma na sobie. - ocho, będzie się działo.
Baba wytrzeszczyła oczy, ale klient nasz pan, więc tylko pokiwała głową. W skrócie: Martyna musiała usiąść na ladzie, potem się na niej położyć, a na koniec zleciała z niej, podczas odpinania zabezpieczeń z końców nogawek. Kiedy zapłaciłam, wyszłyśmy szybkim krokiem ze sklepu, chichrając się jak głupie.
-Teraz trzeba znaleźć sklep, gdzie można kupić nożyczki. - stwierdziłam, rozglądając się w około.
Kiedy wreszcie wpadł mi w oczy papierniczy, popędziłam tam, a za mną ledwo nadążająca Martyna. Szybko kupiłam potrzebny artykuł i zaciągnęłam przyjaciółkę do kabiny w toalecie.
-Trzeba je będzie rozciąć. - powiedziałam, śmiejąc się w duchu z miny mojej towarzyszki.
Już otwierała usta, ale uciszyłam ją ruchem dłoni. Rozpakowałam nożyczki z zabezpieczeń i poszły w ruch. Powoli, uważając, żeby nie uszkodzić skóry przyjaciółki (co wcale nie było takie łatwe, zważając na stopień obcisłości spodni) przecinałam spodnie po szwach od zewnątrz. W końcu, kiedy udało mi się rozciąć obie nogawki, spodnie zleciały na kafelki w łazience. Wygrzebałam z torby dżinsy Martyny i kazałam jej się ubrać, sama wychodząc z kabiny. W końcu dziewczyna wylazła z łazienki i stwierdziłyśmy, że jak na razie wystarczy nam zakupów. Postanowiłyśmy pójść jeszcze do kina. Zostawiłyśmy z 3545313 toreb w przechowalni i poszłyśmy wybrać film. Padło na jakąś komedię. Zakupiłyśmy jeszcze wielkie wiadro popcornu i mega kubek coca-coli dla dwojga i udałyśmy się na salę. Wcale nie chciałam jeść tej prażonej kukurydzy. Od samego zapachu robi mi się niedobrze. Tylko, że z reguły jem to na tony, więc musiałam coś wykombinować. Trafiło mi się miejsce obok jakiegoś grubasa.
Pudło popcornu (my takie kupujemy na 4 osoby i jeszcze zostaje) trzymał w ręce po mojej stronie. I wtedy wpadłam na genialny plan. Z racji tego, że koleś i Martyna byli zapatrzeni w film, nie kontaktując ze światem, co chwila brałam garść kukurydzy z naszego pudła i przesypywałam do wiadra grubasa. Szkoda, że nikt nie zrobił zdjęcia jego miny, kiedy po skończonym filmie miał prawie pełne pudełko popcornu i to zauważył. Na szczęście moja przyjaciółka nic nie spostrzegła i wywalając puste pudełka po przekąskach , wyszłyśmy z kina (które było w galerii swoją drogą). Nagle Martyna zmarszczyła czoło.
-Co jest?
-Patrz, nowy sklep. - powiedziała, kierując rękę na mały sklepik na rogu.
Przyjrzałam się uważniej i zauważyłam spory, różowy szyld: ''Świat cukierków''. Obie uwielbiamy tego typu rzeczy (a kto nie), więc prawie biegiem popędziłyśmy w jego stronę. Okazało się, że w środku jest masa różnokolorowych cukierków w przeróżnych wzorach i smakach. Obładowane tysiącem różnych smaków i rodzajów smakołyków, wzięłyśmy z przechowalni nasze torby. Władowałyśmy to wszystko do bagażnika i pojechałyśmy do domu. W mieszkaniu byłyśmy o 21:30. Zanim to wszystko rozłożyłyśmy, była 22:15. Ocho, zaraz nasz serial. Zgarnęłyśmy parę torebek cuksów i zasiadłyśmy przed telewizorem. Zaczęłyśmy ssać cukierki, które okazały się genialne. Serial się skończył, a my... My zasnęłyśmy na kanapie, bez spodni i z cukierkami na brzuchach, całe w papierkach. 
-----------------------------------------------------
Ten rozdział planowo był o wiele, wiele dłuższy, ale rozdzieliłam go na dwie części. Po prostu zwyczajnie uznałam, że to będzie za długie. Wybaczcie, ale nie mam zielonego pomysłu na pytanie, dlatego, to wy możecie zdać pytanie mi, a ja wam odpowiem. Może być taki układ? Rozdział 28 będzie jeszcze w tym tygodniu, a potem to zbytnio nie wiem, bo wyjeżdżam na półtora tygodnia i początek nowego roku szkolnego. A idę do nowej szkoły, więc nie zbyt genialnie dla mnie. Postaram się jeszcze dodać 29 przed rokiem szkolnym, ale nie obiecuję. To czekam na pytanka!