Obudziłam się, czując jak mój brzuch domaga się jedzenia. Oooo, a to nowość. Uchyliłam powieki, orientując się, że leżę w poprzek łóżka, wciąż mając związane włosy i to w dodatku w pokoju... Kogo to pokój? Uniosłam się, na łokciach i rozejrzałam po pomieszczeniu. Jestem w pokoju Nialla? Tylko co ja tu... Ach, no tak! Zasnęłam mu na tym rowerze, jejku, biedak musiał się pewnie wracać po ten drugi na piechotę. A potem jeszcze mnie tu zanosić.
Zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu moich rzeczy. Znalazłam je na półce po drugiej stronie pokoju. Powinnam kupić Niallowi kwiaty za ściągnięcie mi spodni, bo rano nie wyglądałabym za dobrze, gdyby tego nie zrobił. Szybko wciągnęłam je z powrotem i zaczęłam grzebać w torebce. Szybko wydostałam stamtąd telefon i sprawdziłam godzinę. Dopiero po dziewiątej, a on już nie śpi? Jakim prawem? Chwyciłam resztę swoich bzdetów i starając się nie robić hałasów, aby nie zbudzić innych (bo oni pewnie jeszcze śpią), zbiegłam na dół. W kuchni rządził Niall, biegając po całości pomieszczenia i próbując tańczyć do piosenki z radia. Wyglądało to przezabawnie, więc nie mogąc się powstrzymać, wydałam z siebie cichy chichot. Jak na zawołanie, blondyn okręcił się na pięcie, kręcąc przy tym dziwnie biodrami. Zaczęłam się histerycznie śmiać, a on widząc mnie zrobił mega dziwną minę i spalił buraka. Nie mogłam już wytrzymać i leżałam na podłodze, zwijając się ze śmiechu.
-Cieszę się, że panią rozbawiłem, panno Sparks. - powiedział, udając poważnego i pomógł mi wstać z podłogi.
-Wybacz. Chciałam się powstrzymać, ale nie dałam rady, panie Horan.
Farbowany kazał mi usiąść i zaraz po tym podał mi urocze kanapki w kształcie sów i do tego truskawkowe mleko z piankami.
Jego twarz nabrała dumny wyraz. Uśmiechnął się do mnie i zasiadł na przeciwko.
-Lubię jak mówisz do mnie 'Ni'. - stwierdził, lekko się rumieniąc.
-Też to lubię. - zrobił zakłopotaną minę. Chcąc wybawić go z opresji, szybko zmieniłam temat.
-Ty nie jesz? - spytałam biorąc delikatnie do ręki mniejszą sówkę. Ojejku, jakie one urocze.
-Już jadłem. - pokiwał głową.
-To o której ty wstałeś?
-Jakoś przed ósmą...
-Czemu? - dobra, to jest mega dziwne.
-Kopiesz przez sen. - powiedział śmiejąc się cicho.
-Przepraszam. - zrobiłam minkę zbitego psiaka.
-Wiedziałaś?
-Taaa... Ale jakoś mi z głowy wypadło.
Wzięłam pierwszego gryza, machając nogami na wysokim krześle. nagle poczułam atak mdłości, a cały głód zniknął w mgnieniu oka. Pomimo to przegryzłam wszystko z uśmiechem i połknęłam. Zjadłam tak resztę posiłku, ignorując buntowniczy żołądek. Byłam w połowie różowego mleka, kiedy coś z tyłu mnie, wrzasnęło radosnym tonem.
-Mellodie! Skarbie, ty mój! - och, chyba Louis się obudził.
Zaczął szaleńczy bieg poprzez materace w salonie, których wcześniej przez tańczącego Nialla nie zauważyłam.
A może to dlatego, że szłam korytarzem, a nie przez salon? Po chwili czułam, jak ramiona Louisa, oplatają moją szyję i chłopak wtula się we mnie. Przyjemny dreszcz przeszedł moje ciało, a ja poczochrałam przyjaciela po włosach.
-Hejka rozczochrańcu. Dobrze się spało? - spytałam, kiedy wreszcie postanowił mnie puścić i zajął miejsce obok Nialla.
-Bez ciebie to nie tak fajnie... - zrobił smutną minkę, a ja zaśmiałam się cicho.
-Radzę przyzwyczaić się do samotności. - droczyłam się z nim.
Louis zaczął udawać, że strzelił focha i wziął się za robienie śniadania. Wkrótce, zleciała się reszta towarzystwa. Okazało się, że każdy ma tu swoje osobiste miejsce, a ja zajęłam akurat wolne. Wszyscy stwierdzili, że od dziś jest moje, bo ładnie tu pasuję.
-A właściwie, to czemu tu jest tyle materacy? - spytałam wskazując palcem za siebie.
-Właśnie... Moglibyście nas wtajemniczyć? - poparł mnie Niall.
Liam, Zayn i Harry zaczęli się histerycznie śmiać i prawię pozlatywali z krzeseł. Tylko Lou spuścił głowę i lekko się zarumienił. Pierwszy uspokoił się Liam.
-Chodzi o to, że... Hahahahah. Dobra, spokój. Robiliśmy wczoraj... Hahahahaha. Te, no... Hhahahaa. Zawody w robieniu fikołków i... Hahahahahaha. Potem stwierdziliśmy, że trochę twardo na podłodze i z piwnicy wynieśliśmy wszystkie materace, a Lou... Hahahahaha. Jak on... hahahahahaa. Wnosił to do góry...Hahahahahaha. To spadł trzy razy... Hahahahaha. Ze schodów... Hahahahyahahha.
Wszyscy zaczęli z powrotem się śmiać i teraz tylko Louis siedział z zawstydzoną miną.
-Och, Louis... - spojrzałam na niego współczującym wzrokiem.
Spojrzał na mnie spod rzęs i uśmiechnął się.
-Dobra. Ja już lecę. - powiedziałam, uspokajając śmiech.
-No nie...
-Zostań jeszcze chwilę.
-Weź nas nie opuszczaj.
Wszyscy zaczęli marudzić, ale ja zostałam nieugięta. Wepchnęłam im bzdurną historyjkę, że Martyna dawno się ze mną nie kontaktowała i trochę się martwię. W końcu mnie puścili. Oczywiście, to co im powiedziałam, nie było prawdą. Po prostu czułam, że mam 5 minut i będę rzygać. A nie miałam ochoty opowiadać im o moich zaburzeniach odżywiania. Więc po wejściu do domu, biegiem puściłam się na górę i zamykając się w łazience, wypuściłam z siebie całe śniadanie. Co się ze mną do cholery dzieje? Opłukałam twarz i umyłam zęby. Przebrała się w coś wygodnego i ruszyłam na dół. W salonie zastałam Martynę siedzącą na kanapie, wpatrzoną w jeden punkt przed sobą. Widać, że musiała płakać.
-Misiu, co się stało? - spytałam podbiegając do niej i kucając przed nią. Chwyciłam jej drżące palce, między swoje i spojrzałam w jej oczy. Po chwili wylała się z nich, kolejna porcja słonych łez. Natychmiast usiadłam obok niej i przygarnęłam w ramiona. Płakała, wtulona we mnie. W końcu się uspokoiła i opowiedziała mi wszystko. Od dnia z Zaynem, aż po wczorajsze popołudnie.
-Chcesz o tym pogadać? - spytałam.
-Pomilczmy o tym. - odpowiedziała.
Pocałowałam ją w czubek głowy. Leżałyśmy tak w ciszy i nic więcej nie było nam potrzebne. W końcu zasnęłyśmy w swoich objęciach. Obudziłam się, kiedy zegarek wskazywał 14:45. Zaczęłam budzić Martynę.
-Martyś, wstawaj. - mówiłam potrząsając jej drobnym ciałkiem.
-Po co? - spytała, przewracając się na drugi bok, przy okazji miażdżąc mi żebra.
-Wstawaj! Chyba nie myślisz, że pozwolę ci tu siedzieć cały dzień i wypłakiwać oczy? Idziemy... Ymmm... Idziemy na zakupy! Wstawaj!
Martyna pomruczała coś z irytacją i wreszcie, łaskawie otworzyła oczy. Wstała, rozciągając się i ziewając.
-Przecież wiesz, że nie mam kasy. Mam mnóstwo wydatków, zbliża się nowy rok akademicki... - zaczęła marudzić jak baba w ciąży.
-Ale ja mam. Marsz na górę ubrać się. I bez dyskusji. - przerwałam jej, zanim skończyła dobrze otworzyć usta.
Spojrzała na mnie i poczłapała na górę. Ja też szybko wpadłam do garderoby. Wybrałam odpowiednie ciuchy do pogody i rozpuściłam włosy. Zbiegłam na dół, wrzucając do torby potrzebne rzeczy. Tam czekała już na mnie Martyna. Wsiadłyśmy do auta, bo miałyśmy dość daleko do centrum i pojechałyśmy. Na parkingu Martyna miała lekkie problemy z klamką. Otworzyłam tej niedojdzie drzwi. Przy wysiadaniu, potknęła się o własne nogi i gdybym jej nie złapała, to pewnie musiałybyśmy jechać do szpitala ze złamanym nosem. Kiedy w końcu, moja mała fajtłapa ogarnęła tyłek, poszłyśmy do centrum handlowego. W 23439080492379573 sklepie z kolei, kiedy Martyna przymierzała spodnie, nagle wychynęła głowę i poprosiła mnie o pomoc. Ocho, już myślałam, że będzie bezproblemowo. Ja to mam marzenia. Weszłam za nią do kabiny... I wszystko stało się jasne. Martyna pomyliła numery.
-Nie dasz rady tego ściągnąć... - szepnęłam do niej, patrząc się w lustro.
-Nawet we dwie nie damy rady. - dodała, patrząc na mnie krytycznie.
Ale spróbowałyśmy. Prawda jest taka, że te spodnie nigdy z niej nie zejdą. Są jak druga skóra.
-Ale wiesz co? - spytałam zdyszna, ledwo łapiąc oddech.
-Co?
-Całkiem nieźle w nich wyglądasz. Wiesz... Sexy. - zaśmiałyśmy się cicho - tylko następnym razem, patrz na numery. Przecież to powinno wisieć na dziecięcym.
-To co robimy z tym fantem? - spytała rozpaczliwym tonem.
-Jest tu jakiś papierniczy, lub coś ten deseń?
-No, coś by się pewnie znalazło. - odpowiedziała zdezorientowana.
-To już wiem. Bierz resztę rzeczy i idziemy do kasy. - zarządziłam.
Stanęłyśmy przy kasie i położyłyśmy wszystkie rzeczy do kupienia. Kiedy kobieta nam naliczyła, dodałam jej w pośpiechu.
-Jeszcze te spodnie, które koleżanka ma na sobie. - ocho, będzie się działo.
Baba wytrzeszczyła oczy, ale klient nasz pan, więc tylko pokiwała głową. W skrócie: Martyna musiała usiąść na ladzie, potem się na niej położyć, a na koniec zleciała z niej, podczas odpinania zabezpieczeń z końców nogawek. Kiedy zapłaciłam, wyszłyśmy szybkim krokiem ze sklepu, chichrając się jak głupie.
-Teraz trzeba znaleźć sklep, gdzie można kupić nożyczki. - stwierdziłam, rozglądając się w około.
Kiedy wreszcie wpadł mi w oczy papierniczy, popędziłam tam, a za mną ledwo nadążająca Martyna. Szybko kupiłam potrzebny artykuł i zaciągnęłam przyjaciółkę do kabiny w toalecie.
-Trzeba je będzie rozciąć. - powiedziałam, śmiejąc się w duchu z miny mojej towarzyszki.
Już otwierała usta, ale uciszyłam ją ruchem dłoni. Rozpakowałam nożyczki z zabezpieczeń i poszły w ruch. Powoli, uważając, żeby nie uszkodzić skóry przyjaciółki (co wcale nie było takie łatwe, zważając na stopień obcisłości spodni) przecinałam spodnie po szwach od zewnątrz. W końcu, kiedy udało mi się rozciąć obie nogawki, spodnie zleciały na kafelki w łazience. Wygrzebałam z torby dżinsy Martyny i kazałam jej się ubrać, sama wychodząc z kabiny. W końcu dziewczyna wylazła z łazienki i stwierdziłyśmy, że jak na razie wystarczy nam zakupów. Postanowiłyśmy pójść jeszcze do kina. Zostawiłyśmy z 3545313 toreb w przechowalni i poszłyśmy wybrać film. Padło na jakąś komedię. Zakupiłyśmy jeszcze wielkie wiadro popcornu i mega kubek coca-coli dla dwojga i udałyśmy się na salę. Wcale nie chciałam jeść tej prażonej kukurydzy. Od samego zapachu robi mi się niedobrze. Tylko, że z reguły jem to na tony, więc musiałam coś wykombinować. Trafiło mi się miejsce obok jakiegoś grubasa.
Pudło popcornu (my takie kupujemy na 4 osoby i jeszcze zostaje) trzymał w ręce po mojej stronie. I wtedy wpadłam na genialny plan. Z racji tego, że koleś i Martyna byli zapatrzeni w film, nie kontaktując ze światem, co chwila brałam garść kukurydzy z naszego pudła i przesypywałam do wiadra grubasa. Szkoda, że nikt nie zrobił zdjęcia jego miny, kiedy po skończonym filmie miał prawie pełne pudełko popcornu i to zauważył. Na szczęście moja przyjaciółka nic nie spostrzegła i wywalając puste pudełka po przekąskach , wyszłyśmy z kina (które było w galerii swoją drogą). Nagle Martyna zmarszczyła czoło.
-Co jest?
-Patrz, nowy sklep. - powiedziała, kierując rękę na mały sklepik na rogu.
Przyjrzałam się uważniej i zauważyłam spory, różowy szyld: ''Świat cukierków''. Obie uwielbiamy tego typu rzeczy (a kto nie), więc prawie biegiem popędziłyśmy w jego stronę. Okazało się, że w środku jest masa różnokolorowych cukierków w przeróżnych wzorach i smakach. Obładowane tysiącem różnych smaków i rodzajów smakołyków, wzięłyśmy z przechowalni nasze torby. Władowałyśmy to wszystko do bagażnika i pojechałyśmy do domu. W mieszkaniu byłyśmy o 21:30. Zanim to wszystko rozłożyłyśmy, była 22:15. Ocho, zaraz nasz serial. Zgarnęłyśmy parę torebek cuksów i zasiadłyśmy przed telewizorem. Zaczęłyśmy ssać cukierki, które okazały się genialne. Serial się skończył, a my... My zasnęłyśmy na kanapie, bez spodni i z cukierkami na brzuchach, całe w papierkach.
-----------------------------------------------------
Ten rozdział planowo był o wiele, wiele dłuższy, ale rozdzieliłam go na dwie części. Po prostu zwyczajnie uznałam, że to będzie za długie. Wybaczcie, ale nie mam zielonego pomysłu na pytanie, dlatego, to wy możecie zdać pytanie mi, a ja wam odpowiem. Może być taki układ? Rozdział 28 będzie jeszcze w tym tygodniu, a potem to zbytnio nie wiem, bo wyjeżdżam na półtora tygodnia i początek nowego roku szkolnego. A idę do nowej szkoły, więc nie zbyt genialnie dla mnie. Postaram się jeszcze dodać 29 przed rokiem szkolnym, ale nie obiecuję. To czekam na pytanka!
Boski:-* co się dzieje Mell?<3
OdpowiedzUsuńOch... To cześć opowiadania, ale obiecałam, więc masz. Ona ma po prostu dużo na głowie. Wiesz, zakochała się w trójce chłopaków, a może wybrać tylko jednego i na dodatek uważa, że skrzywdzi tego, którego kocha najmocniej, więc jest z innym. Rodzice się nią nie przejmują, a zaraz zaczyna ostatni rok studiów. Powraca koszmar jej życia i chodzi tu o stres. To jest taki pierwszy stopień do depresji, ale nie trzeba się martwić. Zaraz jej przejdzie. No może nie tak zaraz, ale przeżyje. Jej psychika sobie nie radzi, przez co nie może jeść.
Usuń