środa, 20 listopada 2013

Rozdział 29

Rozdział dedykuję osobie, która ''wymusiła'' na mnie powrót (ty już wiesz, że o Tobie piszę).

Gdyby nie ty, pewnie nie odważyłabym się dokończyć tego opowiadania. Dlatego, proszę, odezwij się jeszcze.
~Oczętami Martyny~
Po pokoju rozprzestrzenił się dobrze znany mi dźwięk dzwoniącego telefonu. Najgorsze jest to, że to mój telefon wydawał ten odgłos. Na ślepo zaczęłam szukać komórki, aż w końcu znalazłam ją pod poduszką z drugiej strony łóżka. Spojrzałam na wyświetlacz i zmarszczyłam brwi widząc imię: Perrie. Przyłożyłam urządzenie do ucha, wcześniej odbierając.
-Słucham?  - wychrypiałam do telefonu.
-Cześć! Tutaj Perrie. Obudziłam cię? - zawołał wesoły głos po drugiej stronie?
-Tak ale nie szkodzi. - zapewniłam, z powrotem opadając na poduszki. 
-Wybacz, że zrywam cię z łóżka o 7 rano, ale chciałabym się z tobą spotkać. Mogłabyś być w kawiarni na Whitehall koło 9:20? - zaproponowała Perrie.
-Tak. Chętnie się spotkam. - ucieszyłam się na spotkanie.
-Och, to jesteśmy umówione. Do zobaczenia!
-Cześć.
Rozłączyłam się i rzuciłam telefon gdzieś w głąb pościeli, planując przespać się jeszcze z godzinę. Niestety, ''ciche'' poruszanie się Mellodie po domu skutecznie mi to nie
umożliwiało. A kiedy usłyszałam huk, jakby ktoś zrzucił garnek z górnej szafki (zakładam, że tak się właśnie stało) odpuściłam i zeszłam z łóżka. Wychyliłam głowę za framugę.
-Mell! Wszystko okej?! - wrzasnęłam, sprawdzając stan zdrowia przyjaciółki.
-Nic mi się nie stało! Tylko trzeba kupić nową patelnię! - odkrzyknęła mi.
Westchnęłam i biorąc ciuchy weszłam do łazienki. Tam wykonałam podstawowe czynności i splotłam włosy.  Zeszłam na dół ale Mellodie już nie było. Miałam nadzieję, że złapię ją jeszcze przed jej wyjazdem do rodziców. Nie lubię, kiedy tam jeździ ale ona mówi, że to nadal jej rodzina i nie może tego tak po prostu olać. Wygrzebałam płatki i miskę z szafki. Zalałam to zimnym mlekiem i zaczęłam leniwie mieszać łyżką pomiędzy chrupkami.
-Cześć. - usłyszałam męski głos obok siebie.
Podskoczyłam na krześle, mocno przestraszona i spojrzałam w stronę głosu.
-Och, cześć. Nie wiedziałam, że tutaj spałeś. - przywitałam Filipa.
Chłopak opadł tuż obok mnie i oparł twarz na dłoniach.
-Obudziła cię Mell, hmm? - spytałam.
-Taaa... Często się przez nią nie wysypiasz?
Zaśmiałam się cicho na wspomnienie pierwszych kilku tygodni.
-Teraz już nie, przestałam reagować na hałasy. Ale przez pierwsze trzy tygodnie chodziłam jak zombie.
-Wiesz, gdzie pojechała Mell? - spytał, nagle zmieniając temat.
-Nie powiedziała ci? Do rodziców. - odparłam.
I wtedy dotarło do mnie, że ona może nie chciała, żeby wiedział.
Mentalny facepalm.
Filip skrzywił się i już wiedziałam, że on też nie lubi jej rodziców.
-Jak się poznałyście? - kolejny raz Filip zmienił temat.
-Och, to dość zabawna historia...

~Perspektywa Perrie~
Weszłam do pomieszczenia i natychmiast otuliło mnie powietrze przepełnione aromatem kawy i ciast. Uśmiechnęłam się na ten dobrze znany mi zapach i zajęłam miejsce w dalekiej części kawiarni, mając nadzieję, że nikt mnie nie rozpozna. Martyna powinna zaraz być.
Nie myliłam się. Nie musiałam długo czekać, a blondynka stała w drzwiach kawiarni i uważnie rozglądała się po pomieszczeniu. W końcu jej wzrok spoczął na mojej twarzy, a ona uśmiechnęła się szeroki i natychmiast ruszyła w moją stronę. Opadła na krzesło na przeciwko.
-Hej. - rzuciła, zaczepiając ramię torby o oparcie krzesła.
-Cześć. Jak się dziś czujesz? - rozpoczęłam podstawowym pytaniem.
-Świetnie. - uśmiechnęła się szeroko. - mam nadzieję, że u ciebie też wszystko w porządku. - odruchowo (chyba) wyrecytowała.
-Tak, tak, oprócz... no wiesz czego, wszystko jest okej. - potwierdziłam.
Podeszła do nas kelnerka. Zamówiłam kubek owocowej herbaty, a Martyna cafe creme.
-Tak, więc... O czym chciałaś porozmawiać? - natychmiast przeszła do rzeczy.
-O... O Zaynie. Po prostu chce mieć pewność to tego, co się zdarzyło tamtego dnia i nocy. - mruknęłam.
Jejku, teraz pewnie myśli, że jestem jakąś rozpaczającą po stracie chłopaka dziewczyną. No dobra, może i jestem, ale to nie znaczy, że wszyscy muszą o tym wiedzieć.
- To zrozumiałe. Sama chciałabym się dowiedzieć. - uśmiechnęła się pokrzepiająco.
Kelnerka postawiła przed nami parujące napoje. Obie natychmiast zapłaciłyśmy, chcąc mieć to z głowy.
-Mogę? - spytała, chcąc się upewnić, że słucham.
-Tak, myślę, że jestem przygotowana psychicznie. - powiedziałam.
Doskonale wiedziałam, że nie jestem gotowa, ale prawda jest taka, że nigdy nie będę. Kochałam go, nadal kocham.
-To był ten sam dzień, kiedy Eleanor zerwała z Louisem. Wstawiali nam nową kanapę, kiedy Mell pobiegła do Lou, rzucając mi tylko portfel, bez żadnego wytłumaczenia. Wieczorem przyszła Megan z Alli i stwierdziły, że przecież trzeba to oblać, no bo jak inaczej. Więc, jak to zwykle one zalały się i zasnęły na kanapie. W sumie one i tak tam zawsze zasypiają, niezależnie od tego,czy są pijane, czy nie. I nagle przyszedł Zayn, jejku nawet nie wiem po co. Spytałam się, czy widział Mellodie, a potem, aby mi pomógł wynieść dziewczyny do pokoju u góry. Jak już je tam zaniósł, to wywaliłam go za drzwi i powiedziałam, że kiedy indziej mu się odwdzięczę. No i on wymyślił, że chce spędzić ze mną dzień. Wiesz, zgodziłam się, no bo co miałam zrobić.Chciał iść na lodowisko ale ja... Ogólnie ujmując: nie mam stamtąd dobrych wrażeń. Więc zawiązał mi opaskę na oczach i zaprowadził na wieżę do skoków na bungee i skoczyliśmy. Na koniec poszliśmy coś zjeść, a potem wymyśliliśmy to wyjście do klubu. No i... resztę już znasz. Po prostu przycisnął mnie do tej ściany, a ja chciałam się wyrwać.Potem wkroczyłaś ty i cóż... Koniec końców na drugi dzień uciekałam przed nim przez okno, bo spotkałam go w kawiarni, a teraz jesteśmy tutaj. - opowiedziała.
Patrzyłam na nią, próbując powstrzymać łzy. Czyli to do niej poszedł w środku nocy, bez większej przyczyny, to z nią spędził cały dzień i skoczył na bungee, to z nią chciał spędzić noc po dobrej imprezie w klubie, nie ze mną. Nie z tą, która go kochała.

-A czy.. Czy on ci się podoba? - spytałam, drżącym głosem.
-Och... Wiesz, prawdę mówiąc, to tak. Zauroczyłam się w nim. - odrzekła niepewnym głosem.
-Zauroczenie? To jeszcze gorsze niż miłość. - mruknęłam.
-Święta prawda. Ale to nie jest tak, że od razy chciałam ci go odbić. Właściwie to nawet o tym nie myślałam. Wiedziałam, że jest zajęty i nie może być mój.
-Nie mam ci nic za złe. Tylko, że myliłaś się w jednej sprawie. Najwyraźniej, pomimo że był zajęty, mógł być twój. - zaśmiałam się smutno.
-Wiesz co? To zwykły dupek, nie warto. Stracić taką dziewczynę jak ty? Boże, dziewczyno twój wygląd jest po prostu rewelacyjny! - krzyknęła Martyna.
-Ty wcale też nie wyglądasz gorzej! - odpłaciłam się.
Obie wybuchłyśmy głośnym śmiechem, przyciągając wzrok innych.

~Mellodie POV~
''Nienawidzę was, i was i ciebie też. I każdego kto stąpa na tej ziemi oprócz mnie.'' ; nuciłam pod nosem, kiedy przechodziłam przez kolejne alejki supermarketu, a złość na rodziców nadal nie ustępowała.
-Cześć Mell! - krzyknęła moja znajoma ze studiów, kiedy mijałyśmy się obok alejki z batonikami.
-Hej Emily! - odpowiedziałam posyłając jej fałszywy uśmiech.
Teraz jej też nienawidzę. Kontynuowałam swoje wrzucanie wszystkich możliwych batonów do wózka, mając nadzieję, że starczy nam to choć na tydzień. Och, jeśli chłopcy znów urządzą u nas maraton filmowy i dorwą się do jedzenia, to raczej nie... Wrzuciłam jeszcze dwa kartoniki.
Obok owoców, kiedy wrzucałam jabłka do reklamówki, poczułam jak ktoś zakrywa dłońmi moje oczy i nastaje ciemność. Natychmiast uderzył we mnie ten przyjemny zapach moich ulubionych, męskich perfum.
-Cześć Niall! - przywitałam blondyna.
Dłonie odsłoniły mi widok na świat. Odwróciłam się, napotykając wzrok błękitnych tęczówek z tymi wesołymi iskierkami.
-Hej Mell. Jak tam zakupy? - zagaił, odbierając ode mnie jabłka i związując ucha jednorazówki w jadną kokardkę.
Spojrzałam na wózek, gdzie oprócz chleba, bułek i owoców leżały same słodycze, mrożone frytki, zapiekanki i pizze, oraz cała masa innych niezdrowych posiłków.
-Dość niezdrowo, a tobie? - odpowiedziałam.
-Wręcz odwrotnie. Co musisz jeszcze wziąć?
-Picie, ser, może jakąś szynkę, no i warzywa.
-Więc ruszajmy. - stwierdził i pchnęliśmy nasze wózki dalej w głąb sklepu.

----------------------------------------
Witam po przerwie. Nie będzie równa 20, kiedy to dodam, ale niespodziewana randka z matematyki lekko się przedłużyła. Może zacznę od pytania, a potem trochę po przynudzam.
  • Jak poznały się Mellodie i Martyna?
Plus:
  • Słuchaliście Midnight Memories?
Ja słuchałam i jest mega. Co do pierwszego pytania: wiem, że w opowiadaniu zaznaczone jest, że poznały się na kursie tanecznym w wakacje, ale mi chodzi o dokładną historię tego zdarzenia. Także powypisujcie mi coś, a na pewno to uwzględnię w opowiadaniu. Chciałabym, aby było też tutaj coś od was. 
Wracając do ''randki'' z matematyką. No może nie tak dosłownie.
Nie mogę wam obiecać regularnych wpisów (co widzicie nawet teraz), bo po prostu nagle może mi coś wyskoczyć w szkole, a ja na prawdę stawiam na pierwszym miejscu naukę. Nie chcę być w przyszłości niewykształconym matołem i staram się o dobre oceny. Oczywiście blog jest dla mnie ważny, ale zawsze będzie na drugim miejscu. No cóż... nie przedłużając. 
Do napisania, miśki.

sobota, 9 listopada 2013

Hej, hej!

Moje miśki. 


Za sprawą pewnej (lekko upartej) osoby postanowiłam wrócić.
Mellodie pozna zakończenie swojej historii, a wy wraz z nią.
Rozdział pojawi się 20 listopada o godzinie dwudziestej. Mam nadzieję, że z chęcią go przeczytacie. Jest już w połowie napisany i jestem jak na razie z niego zadowolona. 


Pewnie zauważyliście nowy szablon. Podoba wam się? Na początku miałam zmienić tylko czcionkę i kolor, ale postanowiłam zaszaleć. Myślałam nad czymś jasnym, ale koniec końców pozostałam przy ciemnych kolorach, jak poprzednio. To nie ja robiłam, wzięłam to ze strony: wioska szablonów.


W międzyczasie możecie załapać ze mną kontakt na asku i instagramie. Możecie też czytać moją twórczość na blogu, który piszę z koleżanką oraz zobaczyć mój charakter na blogu, który założyłam parę dni temu. Zapraszam też do wysłania mi meila na adres: kminka32@o2.pl . Czekam tam na jakieś pytania do bohaterów, czy do mnie tak bardziej osobiście. Możecie też wysłać własne prace, przemyślenie, czy sugestie. Chętnie poczytam i w miarę możliwości odpiszę.
To do następnej środy, miśki.


 -------------------------------------------------------
 Cieszmy się i radujmy!






piątek, 20 września 2013

Wszystko ma swój początek i koniec.

Początek był, czyli czas na koniec. Czas pożegnać się z opowiadaniem o Mell.
Zawsze powtarzałam, powtarzam i będę powtarzać, że jak już coś zacznę to dokończę to, choćby nie wiem co. Nie kłamię. Tylko że każda droga prowadzi na rozstaje. I ja tutaj właśnie trafiłam. Muszę wybrać.
Dwadzieścia osiem rozdziałów mojego pierwszego opowiadania naznaczyło jakąś część mojego życia. Te 8 miesięcy bardzo mnie zmieniło Może ta strona nie cieszyła się zbytnim zainteresowaniem. Prawie 3000 wejść, 5 obserwatorów w tak długim czasie to nie dużo. Tylko, że ja nie robiłam tego dla kogoś. Robiłam to dla siebie. Bo czułam, że pisanie to coś w czym się odnajdę. I nie myliłam się.
To nie przez brak weny. W mojej głowie kłębi się milion pomysłów na dalszą część. Tylko to nie to co kiedyś.
Te parę miesięcy temu byłam niepozorną, optymistyczną dziewczyną. Ledwo skończyłam 13 lat i chciałam czegoś nowego. Tylko że teraz, kiedy dzieli mnie 3 miesiące do bycia 14-latkom stałam się kimś innym. W moim życiu dużo się zmieniło, coś na lepsze, coś na gorsze. I nie żałuję żadnej decyzji. Bo najwyraźniej był powód, dla którego wybrałam to, a nie coś innego.
Mój ''rozwój'' doskonale widać w archiwum bloga. Na początku jest pełno rozdziałów, potem co raz mniej i mniej. Bo mojej wesołej części robiło się co raz mniej i mniej. Tylko nie na zewnątrz, a w środku. A prawdziwe pisanie pochodzi z serca, prawda?
Może kiedyś wrócę, kończąc to opowiadanie. Może kiedyś doprowadzę Mellodie do ślubnego kobierca z największą miłością życia. Może kogoś po drodze odrzucę, uśmiercę. Może sprawię, że każdy bohater będzie szczęśliwy. Ale możliwe jest też to, że zostawię to tak jak jest. Nie wiem, co będzie jutro.
Ale spokojnie, po co się martwić, przecież to nic straconego. Wciąż idę tą samą drogą, tylko w innym kierunku. Bo przecież jak coś zacznę, to dociągnę to do końca, choćby nie wiem co. Nadal piszę, tylko nie sama. Piszę z dziewczyną, której bloga znalazłam kiedyś przez przypadek w internecie.  I jest mi lepiej, bo mam wsparcie. Bo jest ktoś, kto mnie zawsze zmotywuje. Jeśli ktoś dalej chce czytać moją twórczość, tylko trochę inną, niech zajrzy tutaj: http://bolalo-boli-bedziebolec.blogspot.com/ . A moje bardziej osobiste losy można podpatrywać tu: ask.fm/KamilkaCzuj . I tutaj: http://instagram.com/zwyczajna_ja#.
I ostatnie pytanie: Z kim na końcu miała być Mellodie?
Do napisania, miśki....

sobota, 17 sierpnia 2013

Rozdział 28

~Mellodie POV~
Mój słodki sen o różowych jednorożcach przerwało walenie do drzwi. Zaklęłam pod nosem zastanawiając się, co za idiota mnie budzi. Otworzyłam oczy i podniosłam się na łokciach. Plecy bolały mnie niemiłosiernie. No, na przyszłość będę wiedziała, żeby nie spać w salonie... Dobra, wszyscy wiemy, że i tak będę tam spała. Nie ważne. Pukanie do drzwi rozległo się ponownie, a ja spojrzałam na zegarek. Szósta dwadzieścia?! Kogo tak powaliło na łeb?! Postanowiłam olać moich mało miłych gości i z powrotem opadłam na kanapę. Przekręciłam się na prawy bok i już prawie zasnęłam, kiedy z amoku wyrwały mnie znajome, podniesione głosy. Po chwili zostałam wytrząśnięta na wszystkie strony i doszczętnie rozbudzona. Kiedy uspokoiłam kręcenie się głowy, zobaczyłam przed sobą kłócących się Nialla i Louisa, którzy z rozmachem gestykulowali i robili głupie miny. Patrzyłam na nich i próbowałam cokolwiek wyłapać z ich rozmowy, ale okazało się to niemożliwe.
-Ej, chłopaki... - zaczęłam cichym, schrypniętym głosem.
Odchrząknęłam.
-Ej, chłopaki, obudzicie Martynę. -powiedziałam już normalnym głosem.
Ci dalej się kłócili. No to na cholerę mnie budzili?
-Idioci! - wrzasnęłam.
Chłopacy przestali się kłócić i spojrzeli na mnie.
-Bo ten niedorobek... - zaczął Louis wskazując palcem na blondyna.
-Sam jesteś niedorobiony! - wrzasnął Niall i oboje z powrotem zaczęli się kłócić.
Podczas, gdy ja przyglądałam się ich jakże inteligentnej wymianie zdań na temat życia intymnego ich rodziców, Martyna zdążyła obudzić się, zdrowo przeklnąć tą dwójkę idiotów, odkleić cukierki z włosów i pójść do siebie, dospać. Kiedy w końcu nie wytrzymałam, zaczęłam na nich wrzeszczeć, żeby się uspokoili i mi powiedzieli, dlaczego budzą mnie tak wcześnie, na dodatek wchodząc bez zaproszenia. Lekko przestraszeni moim nagłym wybuchem, opadli na kanapę, robiąc naburmuszone miny. Wyglądali jak pięciolatki, którym ktoś zabrał lizaka.
-O co chodzi? - spytałam wnerwiona całą sprawą, choć nie wiedziałam o co chodzi.
-Ten idi... - zaczął Lou, ale nie dokończył słowa, bo przerwałam mu mrożącym spojrzeniem. - to znaczy Niall, ukradł mi lizaka.
-Nic ci nie ukradłem! - zaprzeczył Niall, tupiąc nogą w parkiet.
-Kłócicie się o lizaka? Serio? Budzicie mnie przed siódmą, bo kłócicie się o debilną landrynkę na patyku? - spytałam ich, nie dowierzając, że istnieje taka głupota.
-To nie był zwykły lizak! - oburzył się marchewkowy potwór.
-No to opowiedz mi, ymmm.... Opowiedz mi historię tego lizaka, Louis.- wzdychnęłam ciężko.
-Wczoraj mieliśmy wieczorem podpisywanie płyt w galerii, ymmm... Nie pamiętam jakiej. Już przy samym końcu podeszła do mnie, taka pięcioletnia, przesłodka dziewczynka. Podpisałem jej płytę, a ta mi dała jeszcze tego lizaka. Był taki duży, w kształcie serca, a przez środek był przeciągnięty biały lukier i to wyglądało, jakby ten lukier spajał obie części tego serca. Powiedziała, że wiem o zerwaniu moim i El i życzy mi, żebym znalazł kogoś, kto spoi moje złamane serce, jak ten lukier w lizaku i se poszła. To było przeurocze, więc nie zjadłem tego lizaka, tylko wcisnąłem go do doniczki w kuchni. Rano schodzę, lizak jest. Potem wszyscy poszli do pokoi i tylko Niall został w kuchni, oferując, że posprząta. Jak wróciłem, blondyna nie było, a lizaka też brak. Wszyscy znamy jego zamiłowanie do słodyczy, więc to po prostu pewne, że mi go ukradł, a nie chce się przyznać. - Louis zakończył swój monolog, podrzucając ręce w geście bez aprobaty i oparł się na kanapie, robiąc obrażoną minę.
-Nic ci do cholery nie ukradłem. - syknął Niall, patrząc zabójczym wzrokiem na Louisa. - Posłuchaj. Posprzątałem w tej kuchni i zwyczajnie wyszedłem, idąc do siebie, żeby się przebrać. Gdybym chciał jakiegoś pieprzonego lizaka, to bym poszedł do sklepu, a nie wyciągał z doniczki w kuchni! - Niall zaczął podnosić głos, więc go szybko uspokoiłam, ruchem dłoni.
-Lou, idź do domu i sprawdź, czy ten lizak zwyczajnie nie leży gdzieś obok, może spadł za tą doniczkę, czy pod parapet. Uspokój się i zastanów, czy może go gdzieś nie przekładałeś. Ni, ty zostań tu jeszcze przez chwilę. - stwierdziłam załamanym głosem. Już wiem o co tu chodzi.
Szatyn, posłał mi mordercze spojrzenie i wyszedł z mieszkania. Niall siedział na kanapie, uchichrany i zadowolony z siebie jak nigdy.
-Schowałeś mu tego lizaka, prawda?
Blondyn spojrzał na mnie zdziwionym wzrokiem. Na prawdę nie wiedział, że tak łatwo go przejrzeć?

~Niall POV~
-Schowałeś mu tego lizaka, prawda? - spytała mnie Mell karcącym tonem.
Zdziwiony spojrzałem na nią. Jak ona mnie łatwo rozgryzła... Ale jak? Przecież nie dałem żadnej wskazówki. Nic. Zero! Jak to możliwe, że ona zna mnie lepiej ode mnie? Jakim cudem jest w stanie odgadnąć każdą moją myśl, bez mojego najmniejszego słowa. Ona jest mi, aż tak pisana, czy ja jestem aż tak przewidywalny? Skłam.
-Pod lodówkę... - mruknąłem.
Co?! Ja wcale nie chciałem tego powiedzieć! Miałem powiedzieć, że na prawdę nie mam nic z tym wspólnego. Spokojnie, z tego jeszcze da się wybrnąć, Horan.
-Po co? - spytała przeszywając mnie spojrzeniem
Powiedz, że nic nie zrobiłeś, powiedz, że nic nie zrobiłeś. Kłam, Horan.
-Chciałem, żebyś usłyszała o tej dziewczynce. Byłem pewny, że tu przylezie, oskarżając mnie o zjedzenie go. A tak byś o niej nie wiedziała. - moje usta mnie zdradzają!
Czemu nie mam nad sobą kontroli?! Niech cię pierun trzaśnie, Mell. Zbyt mocno na mnie działasz.
-Niall. - wzdychnęła, przymykając powieki. - Idź i oddaj mu tego lizaka. - stwierdziła głosem nie znoszącym sprzeciwu.
Byłem już przy drzwiach, kiedy jej drobne paluszki, oplotły moje ramię. Spojrzałem się w jej stronę.
-Mogę pozbierać części, ale nigdy nie będę potrafiła ich skleić. - spuściła wzrok i weszła w głąb mieszkania, zamykając przede mną drzwi.
Co to mogło oznaczać?

~Oczętami Mell~
Niech was cholera weźmie i to całe pierdolone One Direction! Po prostu. Grrrr... Czy w całej piątce, tylko Liam jest normalny? Z wściekłością odklejałam cukierki od kanapy i wywalałam je z papierkami do kosza. Kiedy wszystko wyglądało w miarę czysto, zebrałam się na górę i wlazłam pod prysznic. Siedziałam tam z dwie godziny, myśląc nad swoim życiem. Wrócił Sebastian, powtarzając koszmar moje życia. Niedługo rozpoczyna się rok szkolny. Będę miała na głowie egzaminy, które muszę zdać jak najlepiej. Przecież to ostatni rok. Chce zdobyć dobra pracę i wreszcie uwolnić się do końca od rodziców. I pomimo, że prawie ich nie widzę, to i tak jestem od nich w uzależniona finansowo, co mnie dobija. A jakby tego było mało... Zakochałam się. Zakochałam się w trójce chłopaków. I nie kocham ich równo. I pewnie sobie myślicie, że powinnam być z tym, którego kocham najmocniej. Ale to kłamstwo. Bo zranię go. Wiem, że zraniłabym tego uroczego blondaska, darząc go miłością. Bo nie potrafię pokochać do końca. Nie umiem radzić sobie z miłością, bo rzadko ją doświadczam. I co z tego, że na drugim miejscu stoi Lou, skoro on nie potrafiłby przyjąć tej miłości? Skoro nie rozumie czym jest troska, tęsknota i zaufanie? Jeśli nie potrafi starać się o lepsze jutro? A Filip jest najlepszym rozwiązaniem. Bo kocham go. Każdy jego szczegół. Od uroku, przez wady, głupotę, po inteligencję. Kocham te jego zadziorne uśmiechy i urywane zdania. Kocham w nim wszystko, co widzę i tego co nie, też. I wierzę, że on też mnie tak kocha. I wiem, że oboje jesteśmy tacy sami. Tak samo spragnieni uczuć. Wychodząc spod prysznica, natychmiast udałam się do garderoby, naciągając na siebie, pierwsze ciuchy, które wpadły mi pod rękę, zważając na to, że jest chłodno. W rezultacie uzyskałam to, więc w sumie nie jest najgorzej. Miałam zamiar wyjść. Po prostu wyjść i krążyć po mieście bez celu. Może bym się zgubiła i już nigdy nie wróciła do dawnego życia... A tak po za tym, to jutro jest ślub, a ja nie mam żadnego prezentu. Wrzuciłam do torebki portfel, telefon i klucze i zeszłam na dół. Chwyciłam za klamkę i mocno pociągnęłam z rozmachem otwierając drzwi. Zdziwiłam się, kiedy zastałam za nimi Filipa, sięgającego palcem do dzwonka. Przechyliłam głowę, przyglądając się jego minie, kiedy mnie zobaczył.
-Cześć skarbie. - powiedział otwierając ramiona.
Natychmiast znalazłam się w ich mocnym uścisku. Czułam się tam bezpieczna, potrzebna i kochana. I wtedy poczułam, jak bardzo go potrzebuję i jak bardzo tęskniłam, kiedy go nie było.
-Tęskniłam. - szepnęłam w jego koszulkę.
Pachniała płynem do płukania, zmieszanym z jego perfumami i nim samym. Powalająca mieszanka, która uzależniła mnie od siebie i powiedziała, że tylko ona będzie moim kojącym zapachem. Że tylko ona będzie w stanie zaspokoić moje zmysły. Chwilę potem odsunęłam głowę od jego torsu i wspinając się na palce, pocałowałam jego usta. Smakowały czekoladą, trochę gorzko i miały tytoniowy posmak. Odkleiłam się od niego, co spotkało się z jego jękiem niezadowolenia.
-Ej, wracaj tu do mnie. - mruknął i z powrotem wpił się w moje usta. 
Poczułam motylki w moim brzuchu, które pulsowały do serca, po czym rozchodziły się po całym ciele. Nasze wargi łączyły się w czułym pocałunku, jakby był to ostatni raz, kiedy jest to nam dane. Kiedy już skończyliśmy, wtuliłam się w jego ciepłe ciało i wsłuchiwałam się w przyśpieszone bicie serca. Odchyliłam głowę, patrząc w jego brązowe tęczówki.
-Myślałam, że zobaczymy się dopiero jutro przed ślubem. - powiedziałam,robiąc krok w tył.
-Wiem, ale tak jakoś zatęskniłem. Po za tym - przechylił głowę w bok - nie mam prezentu.
-Nie przejmuj się, ja właśnie też teraz po niego idę. - zaśmiałam się i całkiem się oddaliłam.
Chwyciłam jego dłoń i zaczęłam iść w stronę bramki. Wtedy pociągnął mnie za rękę, prowadząc w zupełnie inną stronę. Zdezorientowana, podążyłam na ślepo za nim. Kiedy wreszcie udało mi się, spojrzeć na cel podróży, okazało się, że to jego auto. Filip zaśmiał się cicho, patrząc na moją zdezorientowaną minę. W końcu, wcisnął mnie do samochodu i ruszył z podjazdu. Zatrzymywaliśmy się przy różnych sklepach, robiąc mega zestaw ślubny i doskonale się przy tym bawiąc. Na koniec zawieźliśmy to wszystko do niego i poszliśmy na spacer. W mieście zatrzymaliśmy się w jakimś barze, bo przecież trzeba coś zjeść. No to wpadłam... Siedziałam z głową w menu, myśląc jak wybrnąć z tej sytuacji. Niestety, zanim zdążyłam wymyśleć coś sensownego (na pewno nie będę uciekać przez okno w męskiej jak Martyna), podeszła do nas blond włosa kelnerka. Filip zamówił jakieś coś dziwnego i wtedy uwaga zwróciła się na mnie.
-A ty co chcesz, słońce? - spytał mnie Filip, widząc, że zbytnio nie ogarniam, co tutaj robię.
Odchrząknęłam i spojrzałam na kelnerkę.
-Ja tylko czarną herbatę, poproszę. - powiedziałam, mając nadzieję, że Filip nie sprzeciwi się.
-Poczeka pani chwilę. - zatrzymał kelnerkę Fifi, patrząc na mnie przenikliwym spojrzeniem.
-Jadłaś coś dzisiaj? - spytał po polsku, mając nadzieję, że blondyna nas nie zrozumie.
-Pewnie. Przecież nie mogłabym siedzieć cały dzień bez jedzenia. - skłamałam, czując jak wiruje mi w głowie.
-Kłamiesz. - syknął. - Kiedy ostatni raz coś jadłaś? Szczerze. - jego chłodny ton zmroził mnie do szpiku kości. Nie musiał nawet podnosić tonu, żeby mnie zmusić do prawdy.
-Wczoraj rano, ale i tak potem zwróciłam. - przyznałam się, spuszczając głowę.
-Będą jeszcze trzy naleśniki z czekoladą. - poinformował kelnerkę, zmieniając język na angielski, która prawie natychmiast po tym zniknęła nam z oczu.
-Czemu ty nic nie jesz? - spytał się mnie, podtrzymując konwersację po polsku.
-Nie wiem. Próbuję, ale od razu mi nie dobrze i zwyczajnie nie daję rady. - powiedziałam łamiącym się głosem, czując jak po policzku cieknie mi łza.
Filip natychmiast podniósł rękę, ścierając palcem słoną ciecz i uśmiechnął się do mnie pocieszająco. Złapał moją dłoń, wślizgując swoje palce miedzy moje.
-Wszystko wróci do normy. Obiecuję. - zapewnił mnie i posłał mi swój firmowy uśmiech. Taki na specjalne okazje.
Kiedy w końcu mój chłopak wmusił we mnie 1,5 naleśnika i wypiłam swoją herbatę, udaliśmy się w dalszy ciąg wycieczki. Biegaliśmy po zakątkach Londynu śmiejąc się i wygłupiając. Teraz było już po 22, a ja siedziałam na plecach Filipa, który szedł po moście. Z góry widzieliśmy światła miasta, auta poruszające się po drogach i ludzi szybko zmierzających po pracy do domu i tych, którzy wraz ze znajomymi tłoczyli się do pobliskich klubów i pubów. Każdy z nich miał swoje życie, własne marzenia, problemy, smutki i radości. A ja czerpiąc teraz z życia ile dam radę wczepiałam się w plecy mojego wybranka, czując się najszczęśliwszą osobą na ziemi. Czułam, że nikt nie może mi odebrać tych chwil i one na zawsze pozostaną ze mną. Bo mogą mi odebrać wszystko, ale nigdy nie uda im się zabrać moich wspomnień. Ludzie z przejeżdżających aut, rzucali na nas spojrzenia i zaraz z powrotem ginęli w gąszczu ruchu ulicznego. Piesi przechodzili, zwracając na nas uwagę, albo i nie i przechodzili dalej. Codziennie na ulicach spotykam tysiące osób. Tych młodych i tych starszych. Tych zdrowych i chorych. Pełnych sił i tych już wymęczonych. Skaczących z nogi na nogę i tych na wózkach inwalidzkich. Szczęśliwych i smutnych. W grupie i samotnych. A tak na prawdę, kiedy minę ich nawet ze sto razy, nie zapamiętam ich. Bo oni nic nie wnieśli do mojego życia. Byli tylko kolejną jednostką na Ziemi i w pamięci zostaną nam tylko te twarze, które dały nam cokolwiek do zapamiętania, które dały nam wspomnienia i część swojej historii. Bo tak na prawdę, kiedy w końcu przyjdzie koniec, nie będziemy mogli mieć przy sobie pieniędzy, drogich ciuchów, mieszkania, play station, ani nic z tych rzeczy. Zostaną nam tylko nasze czyny i myśli. Moje przemyślenia, przewał mój chłopak, stawiając mnie na ziemi i przyciskając do barierki. Poczułam jak mocno dociska swoje usta do moich i zachłannie je całuje. Szybko oddałam pieszczotę.
Wróciliśmy do mnie i opadliśmy na kanapę. Była godzina 24 i mocno postanowiłam, że Filip nie będzie wracał sam o tej porze, a nie mogę mu pożyczyć auta, bo rano będę go potrzebowała. Mimo jego zapewnień, że nic mu się nie stanie nakazałam mu zostać u mnie i koniec kropka.Kilka minut przed pierwszą, weszliśmy na górę. Dałam Filipowi koszulkę mojego kuzyna i sama przebrałam się w piżamę. Położyliśmy się i po kilku minutach spaliśmy wtuleni w siebie.

-----------------------------------------
Pa dum tsss! Jest 28, który znowu dzieliłam na dwie części. Jak mówiłam, postaram się dodać 29 przed rokiem szkolnym, ale nie obiecuję. Pytanie:
  • Czy Niall oddał lizaka Louisowi?
Nie musicie mi mówić jakie to pytanie twórcze i inteligentne. Serio, jestem tego ciekawa. Ale jeśli ktoś by jeszcze chciał się mnie o coś zapytać, to macie mojego aska . No i to chyba już. Do napisania, miśki.

wtorek, 13 sierpnia 2013

Rozdział 27

~Oczami Mell~
Obudziłam się, czując jak mój brzuch domaga się jedzenia. Oooo, a to nowość. Uchyliłam powieki, orientując się, że leżę w poprzek łóżka, wciąż mając związane włosy i to w dodatku w pokoju... Kogo to pokój? Uniosłam się, na łokciach i rozejrzałam po pomieszczeniu. Jestem w pokoju Nialla? Tylko co ja tu... Ach, no tak! Zasnęłam mu na tym rowerze, jejku, biedak musiał się pewnie wracać po ten drugi na piechotę. A potem jeszcze mnie tu zanosić.
Zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu moich rzeczy. Znalazłam je na półce po drugiej stronie pokoju. Powinnam kupić Niallowi kwiaty za ściągnięcie mi spodni, bo rano nie wyglądałabym za dobrze, gdyby tego nie zrobił. Szybko wciągnęłam je z powrotem i zaczęłam grzebać w torebce. Szybko wydostałam stamtąd telefon i sprawdziłam godzinę. Dopiero po dziewiątej, a on już nie śpi? Jakim prawem? Chwyciłam resztę swoich bzdetów i starając się nie robić hałasów, aby nie zbudzić innych (bo oni pewnie jeszcze śpią), zbiegłam na dół. W kuchni rządził Niall, biegając po całości pomieszczenia i próbując tańczyć do piosenki z radia. Wyglądało to przezabawnie, więc nie mogąc się powstrzymać, wydałam z siebie cichy chichot. Jak na zawołanie, blondyn okręcił się na pięcie, kręcąc przy tym dziwnie biodrami. Zaczęłam się histerycznie śmiać, a on widząc mnie zrobił mega dziwną minę i spalił buraka. Nie mogłam już wytrzymać i leżałam na podłodze, zwijając się ze śmiechu.
-Cieszę się, że panią rozbawiłem, panno Sparks. - powiedział, udając poważnego i pomógł mi wstać z podłogi.
-Wybacz. Chciałam się powstrzymać, ale nie dałam rady, panie Horan.
Farbowany kazał mi usiąść i zaraz po tym podał mi urocze kanapki w kształcie sów i do tego truskawkowe mleko z piankami. 

-Ojej, Ni, jakie fajne. - pisnęłam z uśmiechem na twarzy.
Jego twarz nabrała dumny wyraz. Uśmiechnął się do mnie i zasiadł na przeciwko.
-Lubię jak mówisz do mnie 'Ni'. - stwierdził, lekko się rumieniąc.
-Też to lubię. - zrobił zakłopotaną minę. Chcąc wybawić go z opresji, szybko zmieniłam temat.
-Ty nie jesz? - spytałam biorąc delikatnie do ręki mniejszą sówkę. Ojejku, jakie one urocze.
-Już jadłem. - pokiwał głową.
-To o której ty wstałeś?
-Jakoś przed ósmą...
-Czemu? - dobra, to jest mega dziwne.
-Kopiesz przez sen. - powiedział śmiejąc się cicho.
-Przepraszam. - zrobiłam minkę zbitego psiaka.
-Wiedziałaś?
-Taaa... Ale jakoś mi z głowy wypadło.
Wzięłam pierwszego gryza, machając nogami na wysokim krześle. nagle poczułam atak mdłości, a cały głód zniknął w mgnieniu oka. Pomimo to przegryzłam wszystko z uśmiechem i połknęłam. Zjadłam tak resztę posiłku, ignorując buntowniczy żołądek. Byłam w połowie różowego mleka, kiedy coś z tyłu mnie, wrzasnęło radosnym tonem.
-Mellodie! Skarbie, ty mój! - och, chyba Louis się obudził.
Zaczął szaleńczy bieg poprzez materace w salonie, których wcześniej przez tańczącego Nialla nie zauważyłam.
A może to dlatego, że szłam korytarzem, a nie przez salon? Po chwili czułam, jak ramiona Louisa, oplatają moją szyję i chłopak wtula się we mnie. Przyjemny dreszcz przeszedł moje ciało, a ja poczochrałam przyjaciela po włosach.
-Hejka rozczochrańcu. Dobrze się spało? - spytałam, kiedy wreszcie postanowił mnie puścić i zajął miejsce obok Nialla.
-Bez ciebie to nie tak fajnie... - zrobił smutną minkę, a ja zaśmiałam się cicho.
-Radzę przyzwyczaić się do samotności. - droczyłam się z nim.
Louis zaczął udawać, że strzelił focha i wziął się za robienie śniadania. Wkrótce, zleciała się reszta towarzystwa. Okazało się, że każdy ma tu swoje osobiste miejsce, a ja zajęłam akurat wolne. Wszyscy stwierdzili, że od dziś jest moje, bo ładnie tu pasuję.
-A właściwie, to czemu tu jest tyle materacy? - spytałam wskazując palcem za siebie.
-Właśnie... Moglibyście nas wtajemniczyć? - poparł mnie Niall.
Liam, Zayn i Harry zaczęli się histerycznie śmiać i prawię pozlatywali z krzeseł. Tylko Lou spuścił głowę i lekko się zarumienił. Pierwszy uspokoił się Liam.
-Chodzi o to, że... Hahahahah. Dobra, spokój. Robiliśmy wczoraj... Hahahahaha. Te, no... Hhahahaa. Zawody w robieniu fikołków i... Hahahahahaha. Potem stwierdziliśmy, że trochę twardo na podłodze i z piwnicy wynieśliśmy wszystkie materace, a Lou... Hahahahaha. Jak on... hahahahahaa. Wnosił to do góry...Hahahahahaha. To spadł trzy razy... Hahahahaha. Ze schodów... Hahahahyahahha.
Wszyscy zaczęli z powrotem się śmiać i teraz tylko Louis siedział z zawstydzoną miną.
-Och, Louis... - spojrzałam na niego współczującym wzrokiem.
Spojrzał na mnie spod rzęs i uśmiechnął się.
-Dobra. Ja już lecę. - powiedziałam, uspokajając śmiech.
-No nie...
-Zostań jeszcze chwilę.
-Weź nas nie opuszczaj.
Wszyscy zaczęli marudzić, ale ja zostałam nieugięta. Wepchnęłam im bzdurną historyjkę, że Martyna dawno się ze mną nie kontaktowała i trochę się martwię. W końcu mnie puścili. Oczywiście, to co im powiedziałam, nie było prawdą. Po prostu czułam, że mam 5 minut i będę rzygać. A nie miałam ochoty opowiadać im o moich zaburzeniach odżywiania. Więc po wejściu do domu, biegiem puściłam się na górę i zamykając się w  łazience, wypuściłam z siebie całe śniadanie. Co się ze mną do cholery dzieje? Opłukałam twarz i umyłam zęby. Przebrała się w coś wygodnego i ruszyłam na dół. W salonie zastałam Martynę siedzącą na kanapie, wpatrzoną w jeden punkt przed sobą. Widać, że musiała płakać.
-Misiu, co się stało? - spytałam podbiegając do niej i kucając przed nią. Chwyciłam jej drżące palce, między swoje i spojrzałam w jej oczy. Po chwili wylała się z nich, kolejna porcja słonych łez. Natychmiast usiadłam obok niej i przygarnęłam w ramiona. Płakała, wtulona we mnie. W końcu się uspokoiła i opowiedziała mi wszystko. Od dnia z Zaynem, aż po wczorajsze popołudnie.
-Chcesz o tym pogadać? - spytałam.
-Pomilczmy o tym. - odpowiedziała.
Pocałowałam ją w czubek głowy. Leżałyśmy tak w ciszy i nic więcej nie było nam potrzebne. W końcu zasnęłyśmy w swoich objęciach. Obudziłam się, kiedy zegarek wskazywał 14:45. Zaczęłam budzić Martynę.
-Martyś, wstawaj. - mówiłam potrząsając jej drobnym ciałkiem.
-Po co? - spytała, przewracając się na drugi bok, przy okazji miażdżąc mi żebra.
-Wstawaj! Chyba nie myślisz, że pozwolę ci tu siedzieć cały dzień i wypłakiwać oczy? Idziemy... Ymmm... Idziemy na zakupy! Wstawaj!
Martyna pomruczała coś z irytacją i wreszcie, łaskawie otworzyła oczy. Wstała, rozciągając się i ziewając.
-Przecież wiesz, że nie mam kasy. Mam mnóstwo wydatków, zbliża się nowy rok akademicki... - zaczęła marudzić jak baba w ciąży.
-Ale ja mam. Marsz na górę ubrać się. I bez dyskusji. - przerwałam jej, zanim skończyła dobrze otworzyć usta.
Spojrzała na mnie i poczłapała na górę. Ja też szybko wpadłam do garderoby. Wybrałam odpowiednie  ciuchy do pogody i rozpuściłam włosy. Zbiegłam na dół, wrzucając do torby potrzebne rzeczy. Tam czekała już na mnie Martyna. Wsiadłyśmy do auta, bo miałyśmy dość daleko do centrum i pojechałyśmy. Na parkingu Martyna miała lekkie problemy z klamką. Otworzyłam tej niedojdzie drzwi. Przy wysiadaniu, potknęła się o własne nogi i gdybym jej nie złapała, to pewnie musiałybyśmy jechać do szpitala ze złamanym nosem. Kiedy w końcu, moja mała fajtłapa ogarnęła tyłek, poszłyśmy do centrum handlowego. W 23439080492379573 sklepie z kolei, kiedy Martyna przymierzała spodnie, nagle wychynęła głowę i poprosiła mnie o pomoc. Ocho, już myślałam, że będzie bezproblemowo. Ja to mam marzenia. Weszłam za nią do kabiny... I wszystko stało się jasne. Martyna pomyliła numery.
-Nie dasz rady tego ściągnąć... - szepnęłam do niej, patrząc się w lustro.
-Nawet we dwie nie damy rady. - dodała, patrząc na mnie krytycznie.
Ale spróbowałyśmy. Prawda jest taka, że te spodnie nigdy z niej nie zejdą. Są jak druga skóra.
-Ale wiesz co? - spytałam zdyszna, ledwo łapiąc oddech.
-Co?
-Całkiem nieźle w nich wyglądasz. Wiesz... Sexy. - zaśmiałyśmy się cicho - tylko następnym razem, patrz na numery. Przecież to powinno wisieć na dziecięcym.
-To co robimy z tym fantem? - spytała rozpaczliwym tonem.
-Jest tu jakiś papierniczy, lub coś ten deseń?
-No, coś by się pewnie znalazło. - odpowiedziała zdezorientowana.
-To już wiem. Bierz resztę rzeczy i idziemy do kasy. - zarządziłam.
Stanęłyśmy przy kasie i położyłyśmy wszystkie rzeczy do kupienia. Kiedy kobieta nam naliczyła, dodałam jej w pośpiechu.
-Jeszcze te spodnie, które koleżanka ma na sobie. - ocho, będzie się działo.
Baba wytrzeszczyła oczy, ale klient nasz pan, więc tylko pokiwała głową. W skrócie: Martyna musiała usiąść na ladzie, potem się na niej położyć, a na koniec zleciała z niej, podczas odpinania zabezpieczeń z końców nogawek. Kiedy zapłaciłam, wyszłyśmy szybkim krokiem ze sklepu, chichrając się jak głupie.
-Teraz trzeba znaleźć sklep, gdzie można kupić nożyczki. - stwierdziłam, rozglądając się w około.
Kiedy wreszcie wpadł mi w oczy papierniczy, popędziłam tam, a za mną ledwo nadążająca Martyna. Szybko kupiłam potrzebny artykuł i zaciągnęłam przyjaciółkę do kabiny w toalecie.
-Trzeba je będzie rozciąć. - powiedziałam, śmiejąc się w duchu z miny mojej towarzyszki.
Już otwierała usta, ale uciszyłam ją ruchem dłoni. Rozpakowałam nożyczki z zabezpieczeń i poszły w ruch. Powoli, uważając, żeby nie uszkodzić skóry przyjaciółki (co wcale nie było takie łatwe, zważając na stopień obcisłości spodni) przecinałam spodnie po szwach od zewnątrz. W końcu, kiedy udało mi się rozciąć obie nogawki, spodnie zleciały na kafelki w łazience. Wygrzebałam z torby dżinsy Martyny i kazałam jej się ubrać, sama wychodząc z kabiny. W końcu dziewczyna wylazła z łazienki i stwierdziłyśmy, że jak na razie wystarczy nam zakupów. Postanowiłyśmy pójść jeszcze do kina. Zostawiłyśmy z 3545313 toreb w przechowalni i poszłyśmy wybrać film. Padło na jakąś komedię. Zakupiłyśmy jeszcze wielkie wiadro popcornu i mega kubek coca-coli dla dwojga i udałyśmy się na salę. Wcale nie chciałam jeść tej prażonej kukurydzy. Od samego zapachu robi mi się niedobrze. Tylko, że z reguły jem to na tony, więc musiałam coś wykombinować. Trafiło mi się miejsce obok jakiegoś grubasa.
Pudło popcornu (my takie kupujemy na 4 osoby i jeszcze zostaje) trzymał w ręce po mojej stronie. I wtedy wpadłam na genialny plan. Z racji tego, że koleś i Martyna byli zapatrzeni w film, nie kontaktując ze światem, co chwila brałam garść kukurydzy z naszego pudła i przesypywałam do wiadra grubasa. Szkoda, że nikt nie zrobił zdjęcia jego miny, kiedy po skończonym filmie miał prawie pełne pudełko popcornu i to zauważył. Na szczęście moja przyjaciółka nic nie spostrzegła i wywalając puste pudełka po przekąskach , wyszłyśmy z kina (które było w galerii swoją drogą). Nagle Martyna zmarszczyła czoło.
-Co jest?
-Patrz, nowy sklep. - powiedziała, kierując rękę na mały sklepik na rogu.
Przyjrzałam się uważniej i zauważyłam spory, różowy szyld: ''Świat cukierków''. Obie uwielbiamy tego typu rzeczy (a kto nie), więc prawie biegiem popędziłyśmy w jego stronę. Okazało się, że w środku jest masa różnokolorowych cukierków w przeróżnych wzorach i smakach. Obładowane tysiącem różnych smaków i rodzajów smakołyków, wzięłyśmy z przechowalni nasze torby. Władowałyśmy to wszystko do bagażnika i pojechałyśmy do domu. W mieszkaniu byłyśmy o 21:30. Zanim to wszystko rozłożyłyśmy, była 22:15. Ocho, zaraz nasz serial. Zgarnęłyśmy parę torebek cuksów i zasiadłyśmy przed telewizorem. Zaczęłyśmy ssać cukierki, które okazały się genialne. Serial się skończył, a my... My zasnęłyśmy na kanapie, bez spodni i z cukierkami na brzuchach, całe w papierkach. 
-----------------------------------------------------
Ten rozdział planowo był o wiele, wiele dłuższy, ale rozdzieliłam go na dwie części. Po prostu zwyczajnie uznałam, że to będzie za długie. Wybaczcie, ale nie mam zielonego pomysłu na pytanie, dlatego, to wy możecie zdać pytanie mi, a ja wam odpowiem. Może być taki układ? Rozdział 28 będzie jeszcze w tym tygodniu, a potem to zbytnio nie wiem, bo wyjeżdżam na półtora tygodnia i początek nowego roku szkolnego. A idę do nowej szkoły, więc nie zbyt genialnie dla mnie. Postaram się jeszcze dodać 29 przed rokiem szkolnym, ale nie obiecuję. To czekam na pytanka!

piątek, 9 sierpnia 2013

Rozdział 26


 ~Oczami Martynki~
Obudziłam się pod wpływem krzyków dochodzących z dołu. Zmarszczyłam brwi nie rozpoznając głosów. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. O ironio, nie dość, że nie wiem u kogo, to jeszcze nie wiem gdzie... Ale to raczej normalne. Ogarnij dupę, idiotko.Zmarszczyłam brwi, siadając na łóżku i rozglądając się po pokoju w poszukiwaniu zegarka. Znalazłam go na ścianie na przeciwko łóżka i przeżyłam szok, gdy zobaczyłam godzinę czternastą. Czemu ja tak długo spałam i nie dość, że nie w swoim łóżku, to jeszcze nie w swoim domu? Skupiłam się, sięgając pamięcią wstecz, próbując sobie przypomnieć wczorajszy wieczór. Pamiętam, że poszłam na imprezę. Och, no tak. Mell i Filip są razem. Jak słodko! Ale ja nie o tym chciałam mówić. Mam skłonności do dygresji*1. No i co na tej imprezie... Ach, no tak, namolny Harry. Jaki on był denerwujący. W ogóle mnie nie spuszczał z oka. Nawet do łazienki za mną poszedł, bo bym mu jeszcze przez okno uciekła. W sumie to miałam taki plan, ale się nie udało, bo... Znowu, kurwa?! Więc właściwie mało wypiłam, bo nawet nie miałam kiedy przez pana Nie-uciekniesz-bo-zaciągnę-cię-za-nogi-Harrego. Powinnam wszystko pamiętać, no ale trzeba się zastanowić, a nie marudzić, że są za małe okna w łazienkach do szybkiej ucieczki i zanim się przeciśniesz, to taki idiota Styles cię stamtąd wyciągnie za nogi. Czyli, że potem mieliśmy wracać, ale Zayn chciał jeszcze ze mną zatańczyć i... Ach, no tak. Jestem w domu Perrie. O kurwa... I co ja teraz zrobię? Jestem w domu prawdopodobnie już byłej dziewczyny, której chłopak mi się podoba i próbował mnie wczoraj, a właściwie to dziś z samego rana pocałować. Na dodatek ktoś u niej jest. Ale się wkopałam... Dobra, ale przecież nie będę tu siedzieć cały dzień. Wstałam, zauważając, że jestem w czyjejś piżamie. Aaa... To ta z szafki, co mi pokazała Perrie. Pomyślałam żeby się przebrać, ale jak sobie przypomniałam o tej niewygodnej wczorajszej sukience, to postanowiłam zostać w piżamie. Jest 654647646958471235896476768574687444463875775987 razy wygodniejsza. Wyszłam na korytarz i rozejrzałam się. Że też nie uważałam jak mnie tu prowadziła i nie pamiętam drogi. Zauważyłam zakręt i mając nadzieję, że za nim są schody podążyłam swoimi stopami w tamtą stronę. Wychyliłam głowę zza róg i rozejrzałam się uważnie. Korytarz ciągnie prosto. Tuptusiałam dalej, a moje stopy robiły się coraz chłodniejsze. Przy końcu korytarza znalazłam  kolejny skręt, a tuż za nim schody, za to na przeciwko mnie były drzwi. I to nie takie jak inne pokoje. Te były przybrudzone czymś brązowym, dawno zeschniętym, klamka była mocno przetarta, były białe, lekko zżółknięte. Reszta charakteryzowała się szałową nieużywalnością i błyszczącym, ciemnym brązem. Sięgnęłam dłonią po klamkę. 'Nie powinnaś'. 'Mi ciebie też miło słyszeć, Mieciu.' 'Doskonale wiesz, że zaglądanie do tajemniczych pokoi, kończy się dla ciebie źle'. 'Oj, to był jedyny raz. Zamknij się już Mietek'.
Otworzyłam drzwi. Wiem, wiem, nie powinnam, to sprawy prywatne, nie musicie mi robić pogawędek moralnym, o tym, że Mietek ma rację. Zajrzałam do środka i zmrużyłam oczy. Był to bardzo mocno oświetlony pokój, a ja zdążyłam się przyzwyczaić do półmroku korytarza. Znalazłam się w... WTF?! Pracownia garncarska?! W prawy rogu było koło garncarskie, a na wprost mnie chyba z tysiąc różnych garnków, figurek, wazonów. Matko Różowa, tego to się nie spodziewałam.Szybko zamknęłam drzwi. Przynajmniej znam jedną z pasji tej dziewczyny. Szybko skierowałam się do schodów i powoli, bezgłośnie skierowałam się na dół. Na szczęście, tutaj rozmieszczenie pokoi pamiętałam. Przeszłam korytarzem do końca i wychyliłam głowę za framugę salonu. Perrie siedziała z zapłakanymi oczyma na kanapie, a wokół niej panoszyła się jakaś trójka dziewczyn. Czy właśnie widzę przed sobą całe Little Mix? Wow... Wyszłam trochę dalej i nabrałam powietrza w płuca.
-Hej... - wydusiłam cicho.
Nagle cztery pary oczu zostały na mnie sprowadzone. Wysiliłam się na jakiś kiepski uśmiech, a one zmierzyły mnie wzrokiem.
-To ona? - spytała Jade patrząc na mnie potępiającym wzrokiem.
Ratujcie mnie, bo ona zaraz mnie pożre wzrokiem. Perrie lekko pokiwała głowa na tak, a cała reszta zerwała się z miejsca i do mnie podbiegła. Zaczęły mnie obchodzić w okół, dotykać policzków, warg, włosów. Czułam się jak jakiś nowy eksponat w muzeum, który oceniają konserwatorzy.
-Dziewczyny, przestańcie. - zareagowała Pezz, widząc moją speszoną minę. 
Uśmiechnęłam się do niej z wdzięcznością, a ona tylko klepnęła kanapę, dając mi znak, abym usiadła obok niej. Szybki krokiem przemierzyłam pomieszczenie i opadłam na kanapę.
-Która godzina? - spytałam.
-Za dziesięć 15. - poinformowała mnie Jesy.
Prawie godzinę włóczyłam się po korytarzu?! Ale jaki on długi i w ogóle. Ale one chyba tu trzy wszystkie cztery mieszkają... Ale nawet jak na 4 osoby to jakoś duży ten dom. W sumie... Dobra, ja i Mell wcale nie mamy o wiele mniejszego. Plus te ukryte pokoje itp.
-Wiecie co... Ja już się muszę zbierać. - stwierdziłam, podnosząc się z kanapy.
-Nie chcesz żadnego śniadania? - spytała Leigh-Anne.
-Coś czuję, że mój żołądek nie będzie tym zachwycony. Zjem w domu. - powiedziałam i ruszyłam w stronę wyjścia z... Salonu? Pokoju do odpoczynku? Cholera wie czego. Wbiegłam do góry, w pokoju przebrałam się w swoje ciuchy, chwyciłam szpilki w rękę i zgarnęłam swoje rzeczy do torebki. Jakimś cudem wepchnęłam jeszcze do niej piżamę, żeby ją wyprać i trzymając telefon w dłoni, już bez błądzenia zeszłam na dół. Weszłam z powrotem do pokoju, gdzie siedziały dziewczyny i uśmiechnęłam się do nich.
-Ładna sukienka. - pochwaliła mnie Jade.
Uśmiechnęłam się do niej dziękując i zwróciłam się do blondynki. 
- Perrie, dasz mi swój numer, bo chciałabym z tobą jeszcze potem pogadać?
- Właśnie miałam spytać o to samo. Daj telefon, wpiszę ci. - odpowiedziała Pezz i wyciągnęła rękę.
Podałam jej moją niebieską nokię, a ona szybko wpisała mi 9 cyferek, podpisują je: ''Perrie*_*''.  Uśmiechnęłam się widząc tą przedziwną minkę. Pożegnałam się z dziewczynami i wyszłam z mieszkania. Wcisnęłam słuchawki do uszu, puszczając na telefonie Eda Sheerana. Spokojnie przemierzałam ulice Londynu, zmierzając ku mieszkaniu. Po drodze postanowiłam wpaść do kawiarni, ponieważ mój żołądek powoli wracał do życia. Weszłam do przytulnego pomieszczenia, zwijając słuchawki i wciskając je do kieszeni kurtki. Usiadłam w najbardziej oddalonym stoliku, chwytając kartę. Po chwili podeszła do mnie kelnerka, z miłym uśmiechem. Zamówiłam cafe creme*2 i naleśniki, płacąc od razu.
Nie lubię potem wołać kelnerki trzysta razy, prosząc o rachunek. Nie musiałam czekać długo, a przede mną pojawiły się trzy naleśniki z twarogiem i kawa. Zajęłam się jedzeniem. Byłam już w połowie dania, kiedy zabrzmiał dzwonek oznajmiający przybycie nowych klientów. Odwróciłam wzrok w stronę drzwi i zamarłam. Do kawiarni wszedł Harry... Harry z Zaynem. Ja to mam szczęście, nie ma co. Jednym łykiem dopiłam kawę, wcisnęłam resztę naleśnika do buzi, zebrałam swoje bzdety i przemknęłam do toalety. Wychyliłam głowę, sprawdzając gdzie zajęli miejsca. O ironio, tuż obok wyjścia. Głupi ma zawsze szczęście, nie? Nie miałam zamiaru, przechodzić obok nich i być narażona na rozmowę z moim prześladowcą i zdradliwym idiotą. Ale też nie chce mi się siedzieć w kiblu, Bóg wie ile. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym jak na razie utknęłam. Zauważyłam okno. Całkiem spore. Przecisnęłabym się. ''Nie będziesz ich mogła cały czas unikać.'' ''Mieciu, to moje życie. Wolę później, niż wcześniej.'' ''Jeszcze wspomnisz moje słowa'' ''Och, cicho, bo cię wywalę z głowy.'' Już podchodziłam bliżej, kiedy drzwi otworzyły się z hukiem. Gwałtownie odwróciłam się, przez co prawie upadłam, zważając na to, że byłam w szpilkach. Do środka wparowała chyba jakaś kolonia. Z 15 dziewczyn ustawiło się w kolejce i rozpoczęło błyskotliwą dyskusję. Co najśmieszniejsze, po polsku. Czy one na prawdę myślą, że ich nie rozumiem i nie mam pojęcia, że gadają o rodzajach podpasek. Och, ale co się dziwić. Mają maksymalnie 13 lat, a większość mniej. No cóż, są ciekawe, niedoświadczone i... O czym ja myślę?! Nagle jedna z nich przerwała to jakże wciągającą rozmowę, zupełnie innym tematem.
-Ej, a wam też się wydaje, że tam obok drzwi siedzą Harry i Zayn z One Direction? - spytała rudowłosa, chowając głowę do środka i przymykając drzwi.
Reszta nagle rzuciła się do drzwi i wystawiała głowy, przepychając się, aby lepiej widzieć.
-To oni! To na prawdę oni!
-OMG! Zaraz zemdleję!
-Nie wierzę! No normalnie nie wierzę!
-Mam zawał!
-Umieram! O Boże, umieram!
W tym całym zamieszaniu, jakoś udało mi się przepchnąć do wyjścia, a następnie skryć się za ścianą. Coś mi się wydaje, że te dziewczyny zbyt szybko nie wyjdą z tej łazienki. Mam tylko jedno wyjście. Męska... Przemknęłam wąskim korytarzem i znalazłam się przy wejściu do męskiej toalety. Raz się żyje, co nie? Weszłam szybko do pomieszczenia. Przy pisuarach stało 2 gości w zielonych, wysokich kapeluszach. Dodatkowo mieli na sobie białe t-shirty i zielone spodenki na szelkach. Serio? Zjazd leprekaunów (nie wiem jak to odmienić, chodzi o mniej więcej to)? Spojrzeli na mnie, rozszerzając oczy ze zdziwienia. Uśmiechnęłam się do nich, szybko zmierzając do okna na końcu toalety. Otworzyłam je. Zostawiłam na podłodze torebkę i szpilki i wdrapałam się do góry. Wyskoczyłam przez okno, nie zważając na wpatrzonych we mnie karłów. Wychyliłam się sięgając po buty, kiedy nagle zaczął dzwonić mi telefon. Zaklęłam pod nosem w ojczystym języku, zderzając się z jeszcze większym zdziwieniem karłów. No tak. Wchodzi dziewczyna do męskiego, wyskakuje przez okno i gada w jakimś dziwnym języku. Normalka... Wyjęłam telefon z torebki i wisząc z głową w dole, rozpoczęłam rozmowę z Meg. Ona też se zawsze znajdzie odpowiedni moment na ploteczki.
-Cześć Megan. - rozpoczęłam po angielsku. Myślałam, że tym karłom, oczy ze zdziwienia wyjdą z orbit.
-Hejka. Mam nadzieję, że zbytnio nie przeszkadzam w uciekaniu przed kłopotami.
-Ja i kłopoty? Nigdy.
-Wiesz, że zaczęłam z Ally zapisywać wszystko do zeszytów. W sensie, twoje pakowanie się w kłopoty.
-Serio? - zacięłam się w połowie drogi do szpilek. - I ile już tego jest?
-Trzy bruliony A4.
-Och, to sporo. Wiesz, ja teraz zbytnio nie mogę gadać. Oddzwonię, oki?
-Do usłyszenia.
Rozłączyłam się i mając w dłoni torebkę, szpilki i telefon, zjechałam na dół. Podciągnęłam się na rękach i uśmiechnęłam do skrzatów.
-Zamkniecie za mnie okno? Byłabym wdzięczna. - puściłam im oczko i opuściłam się na ziemię.
Nałożyłam szpilki, chwyciłam torebkę i ruszyłam do domu, ignorując przenikliwe spojrzenia przechodniów.
-------------------------------------------
*1 dygresja - odejście od głównego tematu narracji i rozwijanie w jej obrębie innych tematów luźno lub nawet nie związanych z utworem
*2 Cafe creme -  napar kawowy z lekko parzonym mlekiem
 -------------------------------------------
Pytaniaaaaaaaaaa:
  • Jakie relacje zawiążą się pomiędzy Perrie a Martyną?
  • Co myślicie o Mietku, mieszkającym w głowie Martyny?
No to taki dłuższy rozdział. Przynajmniej mam takie wrażenie. Niedługo (9.08) dodam do zakładki: 'bohaterowie' resztę Little Mix. Ale już raczej zbiorowo, bo one będą się tylko przemykały przez opowiadanie. To do napisania, miśki.
 

wtorek, 23 lipca 2013

Rozdział 25

~Perspektywa Mell~
Horan był zdziwiony moją nadmierną czepliwością do jego ciała, ale szybko się namyślił i przygarnął mnie w swoje silne ramiona. Kiedy wreszcie pozwoliłam mu rozluźnić uścisk, on otworzył mi drzwi, a kiedy weszłam do samochodu, zamknął je. Zwykły gest, ale i tak Niall robi się coraz bardziej uroczy w moich oczach. Kiedyś Filip, wraz z Louisem próbowali mi wytłumaczyć, że chłopak ma być męski, a nie uroczy, czy słodki. Najbardziej ich wnerwiało, jak powtarzałam, że z tymi zawziętymi minami wyglądają słodko. Ale ja i tak zostałam przy swoim. Nawet nie zdążyłam zauważyć, że ruszyliśmy, a już byliśmy na autostradzie i śpiewaliśmy piosenki z radia, maksymalnie go przekrzykując. Czekaj, czekaj... Autostrada?!
-Ni... Gdzie my jedziemy? - spytałam swojego towarzysza.
Mój głos był już lekko schrypnięty, od nadmiernego wykrzykiwania tekstów.
-Jesteśmy już niedaleko zobaczysz. - odpowiedział spokojnym tonem.
Wjechaliśmy na jakąś polną drogę, zagłębiając się coraz głębiej w las. Kiedy dojechaliśmy na miejsce była równo 17:00. Miałam wrażenie, że minęło niecałe 10 minut... Wysiadłam z auta, w ostatniej sekundzie wyprzedzając Nialla, który już sięgał po klamkę od drzwi pasażera. Kiedy on zdążył wysiąść?
- Mam nadzieję, że lubisz jeździć rowerem... - powiedział niepewny siebie chłopak.
Rozejrzałam się wokół siebie. Byliśmy na jakimś zadupiu , skąd on do cholery chce wziąć rower?
- Lubię, lubię. Ale skąd ty chcesz tu wytrzasnąć rower? - spytała trochę zdezorientowana.
Niall wskazał palcem na coś ponad jego samochodem. Spojrzałam we wskazane miejsce. Do dachu były zamontowane dwa rowery. Gratuluję spostrzegawczości, Sparks. poczułam, że moje policzki robią się czerwone. Niall zaśmiał się cicho i znowu nie wiem kiedy ściągnął oba rowery. Wsiadłam na jeden z nich i pojechałam tuż za nim. Po drodze opowiadaliśmy śmieszne historie ze swojego życia i wymyślaliśmy piosenki, o idiotycznych tekstach. Nasz zespół nazwaliśmy: ''szalone bambusy''. Mam nadzieję, że to zostanie między nami.  Kiedy w końcu się zatrzymaliśmy znalazłam się nad jeziorem. Słońce leniwie grzało ostatnimi promieniami i mogłam zauważyć uśmiech Nialla, kiedy patrzył w moje rozmarzone oczy. W oddali zauważyłam jakiegoś chłopaka. Zmrużyłam oczy zastanawiając się, kto wszedł w moje idealne popołudnie ze swoim tłustym tyłkiem.
- Chodź. - powiedział Ni, ciągnąc mnie za rękę.
Podchodząc bliżej stopniowo rozpoznawałam sylwetkę Harry'ego. WTF?! A obok niego. Obok niego leżał walec napompowany do połowy powietrzem. To chyba coś jak kula wodna, tylko na dwie osoby. Nie myliłam się. Zostałam wepchnięta do środka z Niallem, Harry dopompował powietrze i zniknął. Jakim cudem, oni tak szybko chodzą? Wturlaliśmy się do wody i zaczęliśmy szaleńczy bieg na drugą stronę jeziora. Skończyło się na tym, że zmęczeni dryfowaliśmy na spokojnej tafli jeziora grając w 20 pytań. Skończyło się na chyba z tysiącu. Kiedy w końcu jakimś cudem wydostaliśmy się z tego dziadostwa, słońce już zaszło, a wokół nas panował półmrok. Z lekkiej oddali zauważyłam płomienie. Lekko przestraszona, skierowałam swój wzrok na chłopaka.
- Niall, tam się chyba coś pali.
- Wiem. I ma się palić, głuptasie. - stwierdził, uśmiechając się.
Niepewnym krokiem ruszyłam za blondynem. Moim oczom ukazało się ognisko. Ale fajnie!!! Boże, zachowuję się jak 5-latka. Usiedliśmy przy ognisku, a Niall wziął gitarę do ręki. Reaktywacja ''szalonych bambusów''? Siedząc przy ognisku, w całkowitym mroku dookoła nas, całkowicie przejrzałam swoje uczucia. Stanowczo, kocham zbyt wiele osób, raniąc przy tym siebie.
- Dziękuję, że to dla mnie zrobiłeś, Ni. Najlepszy wieczór w moim życiu. Jesteś najlepszy. - wyszeptałam, opierając głowę o jego ramię.

~Oczkami Nialla~
'I to miał być najlepszy wieczór w twoim życiu. Tego wieczoru powinnaś zostać moja.' Niestety zamiast tych słów, przygarnąłem ją bliżej do swojego ciała. Jak cudownie czuć ciepło jej ciała, obok swojego. Szkoda, że nie będzie mi to dane na co dzień.
-Idziemy już? - spytała sennym głosem.
-Tylko zgaszę ognisko. - odpowiedziałem jej.
Lekko skinęła głową, wypuszczając mnie ze swoich ramion. Mógłbym zostać w nich na zawsze. Jak już zadbałem o bezpieczeństwo lasu, wraz z przysypiającą Mell udałem się w stronę rowerów. Jeśli wsadzę ją na rower, będę odpowiadał przed sądem za morderstwo, więc wzięłam ją na ręce, a następnie przerzuciłem na plecy. Ona waży niebezpiecznie mało... Dziewczyna automatycznie obwiązała swoimi udami, moje biodra, a rękoma szyję i oparła głowę o moje ramię.
-Niall, odstaw mnie. Jestem ciężka.
Zignorowałem ją siadając na siodełku. Moja towarzyszka była zmuszona usiąść z tyłu na bagażniku.
-Ni, pojadę sama. Przecież nie zostawimy tak tu tego roweru. Daj mi zejść. - zaczęła się zsuwać z miejsca, więc szybko ją pociągnęłam z powrotem i oplotłem jej ręce wokół mojego brzucha.
-Zostawimy. - zarządziłem ignorując motylki spowodowane jej dotykiem.
Reagowałem na nią nawet przez bluzkę. Gdy byliśmy przy samochodzie Mellodie spała już słodko wtulona w moje plecy. Jej oddech był miarowy i spokojny. Położyłem ją na tylnych siedzeniach, a ona zwinęła się w kłębek. Wróciłem się piechotą po drugi rower i wróciłem już na nim. Dziewczyna dalej spała, więc zamontowałem dwuśladowce na dachu i siadłem przed kierownicę. Uruchomiłem pojazd, mając na uwadze bezpieczeństwo najlepszej osoby świata, aktualnie śpiącej na tyłach moje auta. Mojego auta, a nie jakiegoś cholernego Filipa. Poczułem się z tą świadomością trochę lepiej, niż wcześniej. Wjeżdżając na podjazd, spojrzałem na zegarek. Była1:30. Chwyciłem Mellodie w ramiona, niosąc ją do mojego pokoju. Ściągnąłem jej spodnie i nakryłem kołdrą. Sam zrobiłem to samo i po chwili zasypiałem wtulając się w ciało mojego największego skarbu. Szkoda, że nie tylko mojego.

---------------------------------------
Jest godzina 1:15, w moich głośnikach leci BSE, a ja skończyłam ten rozdział. Idę spać, ale najpierw pytanie. Takie trochę od rzeczy:
  • Jak wrażenia po obejrzeniu teledysku do Best Song Ever? 
Miłego dnia, spania, cy wieczoru, miśki.

sobota, 20 lipca 2013

Rozdział 24

~Oczętami Mell~
Ooohhh... Moja biedna głowa. Koniec z piciem... Czekaj, czekaj. Co ja pomyślałam? Ugh, już okłamuję sama siebie. Alkohol jest zbyt fajny, żeby go nie pić. Bynajmniej... Bynajmniej coś mnie przygniata. Uchyliłam powiekę i zobaczyłam na sobie rozwalonego Filipa. Zrzuciłam go sobie z brzucha i podreptałam do łazienki (okazało się, że jesteśmy w moim pokoju). Tam ściągnęłam ciuchy i weszłam pod ciepły prysznic. Zmyłam z siebie cały brud i wyszłam spod ciepłej wody. Wykonałam wszystko co musiałam i wyszłam z łazienki. Filip spał rozłożony w poprzek łóżka, ręce i głowa zwisały mu poza łóżko, a nogi był dziwnie wykręcone w oddzielne strony. Zaśmiałam się cicho widząc ten obraz. Zeszłam na dół wchodząc bosymi stopami na zimne panele w kuchni i zaparzyłam sobie kawę. Spojrzałam na kalendarz i zmarszczyłam brwi widząc jakąś dopiskę obok dzisiejszego dnia. Podeszłam i wytężyłam wzrok. Na małym kwadraciku przeznaczonym dla mnie (miejsce na dopisanie różnych bzdetów wraz z Martyną dzieliłyśmy na pół. Lewa część moja, prawa jej) widniał wypisany starannym, ładnym pismem: Niall, 16:00. I może uznałabym to za pomyłkę, gdyby nie wyszło, po głębszych oględzinach, że to moje pismo. W głowie przemajaczyło mi, że rzeczywiście się z nim umawiałam jakiś tydzień temu. Spojrzałam na zegarek. Godzina 12:30. Trzeba zrobić pobudkę, ale jeszcze nie wiem kogo budzić. Wytężyłam umysł przypominając sobie, z kim wczoraj wracałam. W sumie nie było tylko Zerrie i Martysi. Ale ich trójka wracała oddzielnie. Narobiłam mega dużo kanapek ze wszystkim  po kolei. Wzięłam ze sobą 7 butelek wody i tabletek przeciwbólowych i ruszyłam do walki ze śpiochami. Weszłam do pierwszego pokoju gościnnego i ucieszyłam się, że nie muszę szukać dalej. Cała szóstka spała w jednym łóżku. No prawie... Niall leżał rozłożony ''na szczupaka'' na skos, w druga stronę na jego plecach położył się Louis. Ally i Meg leżały tylko ciałem na pozostałej przestrzeni po bokach łóżka, a nogi miały oparte o ziemię. Liam spał na podłodze, a głowę miał na łydkach Ally. Natomiast Harry leżał po drugiej stronie w podobnej pozycji do Liama, tylko że na nogach Megan. To raczej wyglądało na jakiś projekt szalonego artysty, niż spanie po pijaku, ale niech im będzie. Tylko jak ja mam ich obudzić? I wtedy wpadł mi do głowy pewien pomysł. Pobiegłam do pokoju obok i wyjęłam z kartonu interesującą mnie rzecz. W ręku trzymając trąbkę (pozostałość po urodzinach Alisy) przygotowywałam się na potworny hałas. Nacisnęłam odpowiednie miejsce i momentalnie w całym domu rozległo się głośne trąbienie. Wszyscy gwałtownie zerwali się. Alisa straciła równowagę i usiadła na głowie Liama, tłumiąc jego krzyk. Megan skuliła kolana, więc głowa Harrego poleciała do góry opadając po chwili na twardą podłogę. Niall zerwał się na nogi, więc Louis spadł prosto na Ally, która ledwo zeszła z Liama powalając ich obu na podłogę. A raczej na brzuch Liasia. Biedaczyna. Nagle zza framugi mojego pokoju wyłonił się biegiem Filip z na pół ściagniętą skarpetką i roztrzepanymi włosami, ledwo wykręcając we framudze drzwi. Rzucił się na mnie, wyrywając z dłoni przedmiot tworzący hałas i wszyscy odetchnęli z ulgą. Po chwili zauważyli na podłodze butelki z wodą, z tabletką na każdej nakrętce. Rzucili się na nie i zaspokoili swoje pragnienia.
- Śniadanie na stole! - krzyknęłam schodząc ze schodów.
Cała chmara mini zombi ruszyła za mną pociągłym tempem. Usiedli przy stole i zaczęli skubać śniadanie. Myślałam, że będą jedli całą wieczność, ale w sumie szybko im poszło. Ja pomimo ponaglającego spojrzenia Filipa nie zjadłam nic. Po prostu nie słuchałam jak ględził, że przecież wczoraj też nic nie ruszyłam i powinnam cokolwiek coś przełknąć. Może i miał rację, ale... Ja nie czułam głodu. i trochę mnie to martwiło, ale to pewnie przejściowe. Po śniadaniu wszyscy stopniowo wychodzili z mieszkania, a kiedy wreszcie udało mi się wywalić Filipa zostałam sama w wielkim domu. Czułam się wolna. Godzina 14:00. Za dwie godziny wychodzę z Niallem do... Dobra, nie wiem gdzie. Jak go spytałam po śniadaniu wzruszył ramionami i powiedział, że coś wymyślimy. Wyciągnęłam z lodówki resztkę sałatki i usiadłam z widelcem w ręce nad nią.
Patrzyłam się posępnym wzrokiem na trochę warzyw, jakby zabiły mi najbliższą osobę, a przecież chciały tylko pomóc. Pokręciłam widelcem
w kapustce, podziubałam ją widelcem i zakręcałam jak makaron spaghetti. W końcu nałożyłam ją na sztuciec i podniosłam do ust. Rozchyliłam wargi i wrzuciłam pierwszą porcję. Przegryzłam raz i automatycznie wezbrały się we mnie mdłości. Wyplułam to co miałam w buzi do śmieci, a resztę z powrotem włożyłam do lodówki. Była dobra, ale jakoś nie mogę jeść. Spojrzałam na zegarek w jadalnio-kuchni i odkryłam, że moje mierzenia się z sałatką zajęło mi godzinę i 15 minut. Szybko zerwałam się z krzesła i popędziłam przez schody, korytarz, swój pokój, aż wreszcie wpadłam do własnej garderoby. Jak dobrze, że nie miewam problemów z ciuchami. Szybko zgarnęłam zestaw i przebrałam się. Do torebki wrzuciłam chusteczki, telefon i portfel, a do ręki wzięłam klucze. Usłyszałam trąbienie z zewnątrz budynku, więc zbiegłam po schodach. Uchyliłam firankę i zauważyłam Nialla opartego o swoje czarne auto. Wybiegłam z mieszkania, zamknęłam je na klucz i przytuliłam się na przywitanie z uroczym blondynem.

------------------------------------------------------
Wiem, jakoś słabo mi idzie pisanie. pytanko:
  • Co potoczy się dalej w związku z brakiem apetytu Mell?
Teraz są wakacje, więc pewnie napiszę więcej. Do napisania, miśki. Kocham. ;)

wtorek, 11 czerwca 2013

Rozdział 23

~Oczami Martynki~
    Oczywiście ja prawie ostatnia wychodziłam z domu. Za mną był tylko Harry. Reszta siedziała już w taksówkach. Już byłam jedną nogą na zewnątrz, kiedy zostałam pociągnięta do środka.
-Czekaj. - usłyszałam cichy szept Harrego tuż przy swoim uchu.
Nie, nie chciałam czekać. Chciałam od niego uciec. On mi nie umożliwia zapomnienia. Zapomnienia, że przecież jest cholernie gorący i mnie pociąga. Ja tego nie chciałam. Nie mogłabym się z nim związać. Nie, na pewno nie z nim.
-Co chcesz? - spytałam wrzeszcząc na cały dom.
Chłopak gwałtownie odsunął się ode mnie. No i o to mi chodziło.
-Czemu krzyczysz?
-A czemu ty szepczesz?
Chłopak popatrzył się na mnie jak na idiotkę. Westchnął i z powrotem się do mnie przysunął. Zesztywniałam. Uparty jest.
-Jesteś mi wciąż winna przysługę. - powietrze z jego ust wylądowało wprost na moich. Byłam zmuszona je wciągnąć.
Wypuściłam je, a on je wciągnął. Czy on chce mi wmówić, że oddychamy jednym powietrzem? Nie no...
-A co chcesz? - czy to nie było zbyt oczywiste?
Żeby mnie nie całował, żeby mnie nie całował, żeby mnie nie całował, oby mnie nie...
-Spędź ten cały wieczór ze mną.
No i kurwa zapeszyłam...
-Ale czemu chcesz go spędzić akurat ze mną? - wyszeptałam. Co? Wyszeptałam?!
-Bo jesteś mi winna przysługę.
Przysunął się jeszcze bliżej. Swoje rozchylone usta wcisnął między moje. Jednak mnie nie pocałował. Stał tak z drżącymi wargami tuż przy oich. Czekał na mój ruch.



 Jednak ja nie byłam w stanie nic zrobić. Stałam tak sparaliżowana. W końcu odsunęłam go od siebie, napotykając jego rozczarowane oczy i przytaknęłam głową. Czym szybciej odwróciłam się na pięcie i wyszłam z mieszkania. Wsiadłam do taksówki, a zaraz po tym Harry. Zabierzcie mnie stąd...

*kilka godzin później*
Całą imprezę przetańczyłam z Hazzą, ale teraz jest 4 rano, a ja się zbieram z resztą do domu. Alkohol trochę na burzył mi w głowie, ale jeszcze stoję o własnych nogach. Tłoczyliśmy się do wyjścia przez ludzi, którzy mimo później godziny wciąż tu byli i było ciasno. Zostawiali tylko Zayn i Perrie. Poczułam czyjeś zaciśnięte palce na moim nadgarstku. Gwałtownie odwróciłam głowę. Zobaczyłam za sobą Zayna.
-Zatańcz ze mną. - powiedział przekrzykując hałas klubu.
-Chciałam już iść do domu. Wszyscy się już zbierają, nie chcę wracać sama.- odpowiedziałam, choć coś w mojej głowie mówiło co innego.
-Wrócisz ze mną i Pezz. Odprowadzimy ją, a potem pójdziemy do siebie.
-No nie wiem...
-Proszę.
-No dobra.
Chłopak uśmiechnął się wesoło i pociągnął w wir tańca. Wesoło skakaliśmy w rytm muzyki. Przy drugiej piosence stanął bliżej mnie i położył swoje ręcę na moich biodrach. Przecież nie mogłam na to pozwolić. Chwyciłam jego dłonie i zaczęłam kręcić pod nimi piruety, majtać na wszystkie strony. Wyglądaliśmy jak pięciolatki na zabawie karnawałowej w przedszkolu. Zdezorientowany partner błądził za mną oczyma, aż w końcu nie wytrzymał i mnie uspokoił. Chwycił za dłoń i pociągnął w stronę jakiegoś kąta. Chciałam stanąć w miejscu, ale on był za silny. W końcu przycisnął mnie do jakiejś ściany, ręce ułożył nad moją głową i niebezpiecznie się zbliżał. Zatrzymałam go napierając dłońmi na jego brzuch, lecz ten zabrał je ze swojego ciała, żeby przycisnąć je swoimi opierającymi się na mojej tali. Już miał wpoić swoje usta w moje, kiedy szybko się wyrwałam i go odepchnęłam.
-Zayn! Ty masz dziewczynę! - wykrzyczałam na niego zła.
- Właśnie Zayn. I wcale nie jest po drugiej stronie klubu jak myślałeś.
Spojrzeliśmy w stronę dochodzącego głosu. stałam tam smutno-wściekła Perrie. Chłopak zrobił dwa kroki w tył.
- Nie wierzę. Jeszcze godzinę temu twierdziłeś, że mnie kochasz. A teraz? Dziewczyna którą prawdopodobnie chciałeś przelecieć przypomina ci, że masz dziewczynę? Myślałam, że ty będzie mi wierny, a nie osoba, którą znam od kilku godzin i nie zamieniłam z nią 3 zdań. Jesteś żałosny, słyszysz? Żałosny! - wykrzyczała, a łzy spływały po jej policzkach.
Po chwili zaczęła wybiegać z klubu. Zayn stał wpatrując się we mnie i czekając chyba na cofnięcie czasu. Ale ja nie mogłam tak tego zostawić. Ona nie może  w takim stanie sama wracać do domu. Przebiegłam obok Zayna, odsuwając go na bok i pobiegłam za blondynką. Doścignęłam ją tuż przy wyjściu i zatrzymałam.
-Czekaj. Nie możesz sama wracać, coś ci się może stać. Wiem, że on zachował się jak dupek, wiem, że chcesz teraz zniknąć, ale wiem też, że teraz nie jesteś w stanie myśleć. Odprowadzę cię, dobrze?
Perrie patrzyła się na mnie przez chwilę, a potem pokiwała głową na zgodę. Chwyciłam jej dłoń i poszłyśmy w stronę jej mieszkania. Cały czas panowała cisza przerywana tylko stukotem szpilek o bruk. Ciągle trzymałam jej dłoń. To był taki gest wsparcia. W końcu zatrzymaliśmy się pod jej domem. Odwróciła się do mnie i patrzyła prosto w oczy. Jej były załzawione i czerwone.
-Dlaczego to zrobiłaś? Przecież mnie nie znasz. - spytała łamliwym głosem.
-Wiesz, nie jestem dziwką. To że nie znam dziewczyny danego chłopaka, nie oznacza, że mogę się z nim lizać na prawo i lewo. Uprawnia mnie do tego tylko to, że nie wiem, iż on ma dziewczynę, albo po prostu jest wolny. - odpowiedziałam.
-Ale dlaczego mnie odprowadziłaś, czemu zwyczajnie nie olałaś? Większość osób by za mną nie poszła, a ty poszłaś.
-Nie wiem. Po prostu poczułam, że nie mogę cię zostawić samej. Idź już do domu, prześpij się i rano zastanów. To dobrze ci zrobi.
-Nie mogę teraz ciebie zostawić, nie pozwolę żebyś wracała sama. Zostań u mnie na noc.
Popatrzyłam na nią. Chyba ma rację, nie powinnam iść sama. Skinęłam głową i poszłam za nią. Wskazała mi pokój, podziękowałam, umyłam się i poszłam spać. Co prawda jest już przed szóstą, ale to dla mnie noc.

-----------------------------------
Nie widzę sensu pisania, dlaczego to idzie tak wolno. Sama nie znam powodu. Myślałyście, że Fifi zdradzi Mell? Była zdrada, ale nie ta co myślałyście. Wiecie, Mell i Filip są ze sobą krótko, nie mogę ich ze sobą od razu skłócić. Mogę wam powiedzieć, że przez całe opowiadanie Mellodie i Filip pokłócą się tylko raz. A teraz kolejne pytanie:
  • Co się stanie z Zerrie? 
To do napisania. W następny rozdziale Niall i Mell. Potem ślub, na który Fifi idzie z Mell i na nim ważna informacja, a potem zobaczycie. Za dużo wam zdradzam...

piątek, 17 maja 2013

Rozdział 22

~Oczami Martynki~
   Wszyscy wpatrywali się w ich złączone palce. Policzki bruneta przybrały czerwony kolor. Za to jego (chyba) dziewczyna stała wyluzowana, jak gdyby nigdy nic. Uśmiechnęła się triumfująco.
- Jesteśmy razem od jakiś... Czekaj policzę. - tu zrobiła chwilę przerwy - Od jakiś 5-7 godzin. - spojrzała się na swojego (już nie chyba, tylko na pewno) chłopaka, który aktualnie miał bordowe policzki i uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco.
 Okej... Sytuacja wyglądała tak: Filip spalił buraka, Mellodie była z siebie cholernie zadowolona, Liam przypatrywał im się z uśmiechem, Megan była szczęśliwa, Ally zdziwiona, Perrie była uśmiechnięta, Zayn śmiał się jak głupi do sera, Harry patrzał się podejrzliwie na Lou. Przeniosłam wzrok na niego. Wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać, a może nawet i zabić. Niall wcale nie lepiej. Dobra, potem to rozpracuję. Jako pierwsza podeszłam, a raczej podbiegłam do Mell i rzuciłam jej się na szyję.
- Nareszcie. - wyszeptałam do jej ucha.
- Też się cieszę. Nawet bardzo. - odpowiedziała mi też szeptem.
 Potem zostałam odepchnięta przez resztę i każdy po kolei ich przytulał, gratulował. Ale chwila... Ona przecież jest moja... Była moja.
  Staliśmy już przed klubem, wcześniej wychodząc z jakoś dziwnie ciasnych taksówek. Trzeba zrobić naradę bojową. Plan jest prosty. Znaczy nie doszliśmy o tego wyjścia łatwo. Po serii krzyków, kłótni i fochów ustaliliśmy, że rozdzielamy się na grupki i idziemy gdzie chcemy. Ja idę z Meg, Ally i Harrym. Mell idzie z Fifim. Zayn z Perrie. No i Niall, Lou i Liam razem. Wreszcie pogodzeni weszliśmy do ciemnego pomieszczenia. Poczułam dym papierosowy, alkohol i to czego potrzebowałam... Dobrą zabawę.
 
~Oczętami Mell~
   Tany, tany, bum, cyk, cyk. Imprezka się kręci, oj się kręci. Wypiłam już... Ile ja wypiłam tych kolorowych drinków? Cholera, nie wiem. Ale wiem, że dużo.  Och, widzę na horyzoncie kolesia z kolejną porcją niebieskich, magicznych napojów. Och, jak miło.Wzięłam jedną szklankę i wypiłam. Wychaczyłam wzrokiem Meg i Ally. Pocałowałam Fifiego w policzek i podążyłam w ich stronę. Jednak w środku drogi ktoś pociągnął mnie za rękę i wylądowałam w innej stronie klubu. Zostałam porwana w wir tańca i po chwili doszło do mnie kto mnie właściwie porwał. Spojrzałam na uśmiechniętą twarz Lou i cała panika ze mnie zeszła. Uśmiechnęłam się i zaczęłam z nim tańczyć. Jedną piosenkę, drugą trzecią, cały czas w miłym milczeniu, aż w połowie czwartej ktoś krzyknął: odbijamy i znalazłam się w ramionach Nialla. No to tańczymy dalej. Jakoś po drugiej piosence przetańczonej z Niallem poleciała wolna melodia. Chłopak objął mnie w tali, ja zarzuciłam mu ręce na szyję i kołysaliśmy się w rytm piosenki.
- Jak to się stało? - spytał mnie przyjaciel.
- Co? - nie ogarniałam.
- No z Filipem. Jak się poznaliście, kiedy się zakochałaś, jak zaczęliście być razem? - wybełkotał. Był już podpity, zresztą ja też.
- Ymm... Poznaliśmy się podczas jakiegoś tam konkursu muzycznego organizowanego przez mojego ojca. Najpierw się spóźnił, a potem wpadł na mnie pod sceną i musiał zanosić mnie do szpitala. Spotykaliśmy się, on musiał wyjechać na dłużej do Polski. Gadaliśmy przez skype, telefon, facebooka. Jak odbierałam go z lotniska dziś, a może już wczoraj to spędziliśmy cały dzień razem. A na koniec jakoś tak wyszło, że zostaliśmy parą. Wiesz jak go pierwszy raz zobaczyłam to uznałam, że jest samolubnym, rozpieszczonym dupkiem. - położyłam głowę na jego ramię i cicho się zaśmiałam.
- Nie przepadam za nim, wiesz?
- Nie musisz. Przecież to nie ty masz z nim chodzić, spędzać z nim dużo czasu, tylko ja. Ja... Ja go chyba nawet kocham Niall.
- Chyba?
- Nie wszystko jest takie proste. - wypuściłam gorące powietrze przez nos wprost na szyję chłopaka.
Zadrżał. Piosenka się skończyła.Wywinęłam się z przyjemnego uścisku przyjaciela i poszłam w stronę dziewczyn. Puścili akurat coś żywszego więc popadłam w otchłań imprezowania.  Światła migały, grała głośna muzyka, wokół tłum ludzi, a ja skakałam wraz z przyjaciółkami w rytm muzyki.


---------------------------------------------------
Byłam święcie przekonana, że minęły jakieś dwa tygodnie od dodania mojego ostatniego postu, a tu ponad miesiąc. Cholera by to jedna wzięła. Pytanko:
  • Koniec imprezy skończy się na...?
To tyle. Nexta dodam, mam nadzieję szybko.

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Rozdział 21

~Oczami Martyny~
I po co ja obiecywałam wynagrodzenie ? Mogłam mu wtedy podziękować i wywalić za drzwi. Ale nie... To przecież jest chamskie, a ja jestem miła. Muszę się zmienić. Ale obiecałam, więc teraz muszę wstać. Zegarek na ścianie kuł w oczy godziną 7:20, powodując jeszcze większą chęć pójścia spać. Westchnęłam i zsunęłam się z łóżka. Podniosłam się z podłogi, rozcierając bolący łokieć poszłam do garderoby. Wzięłam ciuchy i zniknęłam w łazience. To co zwykle. Umyłam się, uczesałam itp. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że  zatrzasnęłam się w łazience, a Mell przed 15 minutami wyszła z domu.Czyli jestem sama w zamkniętej łazience, a za 45 minut mam się spotkać z Zaynem. Popchnęłam jeszcze parę razy drzwi, ale nie ustąpiły. Chwila... Przecież mam telefon ! Szybko chwyciłam za komórkę. Jedyną drogą wyjścia są chłopcy, bo mieszkają najbliżej. Najpierw zadzwonię do Liama. Odebrał, był chętny do pomocy, ale nie było go w Londynie... No nic. Teraz do Nialla. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci, czwarty, piąty, sekretarka. Przymknęłam powieki i wybrałam kolejny numer. Tym razem do Lou. Ma wyłączony telefon. Został mi Zayn i Harry. Do Zayna nie, bo jeszcze zażyczy sobie dodatkowe wynagrodzenie, więc pozostał mi Hazz. Chłopak z chęcia postanowił mi pomóc i już po 3 minutach pukał w drzwi łazienki.
- Halo ! Martyna, jesteś tam ? - wykrzyczał.
- Nie... Spuściłam się w kiblu. - powiedziałam z nutką ironii. Chłopak zachichotał cicho.
- Ach. To ja idę. Pa. - usłyszałam stukot butów.
- Czekaj ! Uwolnij mnie, proszę...
- A co będę z tego miał ?
- Co tam sobie wymarzysz. Tylko uwolnij mnie, błagam.
- Zgoda. Pchaj drzwi, a ja pociągnę i spróbuję wcisnąć kartkę pomiędzy framugę, żeby przepchała zamek.
Oparłam dłonie na drzwiach i naparłam na nie. Harry pociągnął klamką. Coś zgrzytnęło, chrupnęło i już leciałam pozbawiona podpórki. Już myślałam, że będę miała złamany nos, kiedy ktoś mnie złapał. Hazz postawił mnie na nogi. Zbliżył się do mnie niebezpiecznie.
- Co z moją nagrodą ? Należy się też za złapanie i uchronienie przed upadkiem. - wymruczał mi do ucha.
W tym samym momencie spojrzałam na zegarek. Wskazywał na 8:00, czyli za piętnaście minut mam być w kawiarni. Odsunęłam się od Lokowatego.
- Kiedy indziej. Jestem prawie spóźniona. Paa ! - wypowiedziałam i łapiąc torebkę wybiegłam z pokoju.
- Ej ! Ale gdzie ty się tak spieszysz ?! - usłyszałam Harrego.
- Do chłopaka.- wykrzyczałam i wybiegłam z domu.
Mogłam mu powiedzieć, że do Zayna, ale jeszcze by stwierdził, że w takim razie, on może być powodem spóźnienia. A tak... Dał mi spokój. Ewidentnie chciał mnie pocałować, ale ja nie chciałam całować jego. Dobra, potem to przemyślę. Stanęłam przed miejscem spotkania 2 minuty przed czasem. Weszłam do pomieszczenia. W środku unosił się przyjemny zapach herbat i kawy, a w tle słychać było spokojną muzykę. Zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu Zayna. Siedział w najbardziej zaciemnionym kącie kafejki, z dala od wścibskich spojrzeń ludzi. Szybkim krokiem podążyłam w jego stronę i po chwili opadłam na krzesło obok niego. Posłał mi roześmiane spojrzenie.
- Już myślałem, że się spóźnisz. - zaśmiał się cicho.
- Ja też. A co cię tak śmieszy ?
- Ty. Masz śmieszną minę.
I wtedy skumałam się, że wciąż mam na twarzy przerażoną minę sprzed prawie pocałunku z Harrym. Szybko ją zmieniłam i uśmiechnęłam się wesoło.
- To co robimy ? - spytałam.
- Zobaczysz... - uśmiechnął się tajemniczo i wstał.
Wyszliśmy z knajpki na świeże powietrze. Przeszliśmy dwie ulice i stanęliśmy przed... O kurwa.
Stanęliśmy przed lodowiskiem. No i teraz mamy mały problem. Swojego czasu (jakiś miesiąc przed poznaniem chłopaków) wraz z Mell, Meg i Ally przyszłyśmy tu na łyżwy. Skończyło się to tragicznie, bo wjechałam w bandę, a ta się przewróciła. I nie byłoby problemy, gdyby nie to, że kiedy Mell pomagała mi wstać, to sama się przewróciła. Za sobą pociągnęła Ally, Ally pociągnęła Megan, Meg jakiegoś chłopaka, chłopak dziewczynę, dziewczyna koleżankę i tak dalej, aż w końcu poleciało całe lodowisko. Jak by tego było mało Mell wywaliła się na tą przewróconą bandę i złamała ją na pół. Skończyło się zepsutą bandą, 5 złamaniami, 3 straceniami przytomności, 2 wstrząsami mózgu, wezwaniem karetki i zakazem wejścia na lodowisko, dla mnie i Mell. Pewnie u każdego innego skończyłoby się to 4 przewróceniami, siniakami i śmiechem. Ale cóż... My to mamy talent.
- Zayn... Ja tam nie mogę wejść.
Chłopak posłał mi zdziwione spojrzenie, a potem zaczął się śmiać.
- Co? Czemu? Nie umiesz jeździć, czy się boisz? - zapytał kpiąco.
- Nie... Kiedyś miałam tu małą przygodę i nie mogę tam wejść.
- Jaką przygodę? W sumie, to nie chcę wiedzieć. Ale w takim układzie, zamykasz oczy i dajesz się poprowadzić. - śmiesznie poruszył brwiami.
- Dobra niech będzie. Prowadź. - zamknęłam oczy i podałam mu dłoń.
Niepewnie złapał ją i zaczął mnie prowadzić. Szliśmy i szliśmy i szliśmy i tak cały czas. W końcu wsadził mnie do jakiegoś auta (chyba taksówki) i pojechaliśmy. Jechaliśmy i jechaliśmy i jechaliśmy i jechaliśmy i jechaliśmy i jechaliśmy i jechaliśmy i jechaliśmy i jechaliśmy i jechaliśmy i jechaliśmy i jechaliśmy i jechaliśmy i jechaliśmy i jechaliśmy i jechaliśmy i jechaliśmy i jechaliśmy i jechaliśmy i wysiedliśmy z samochodu. Zostałam zaprowadzona do jakiegoś ciasnego pomieszczenia, które okazało się być windą. I znowu jazda... Wyszliśmy z niej i stanęliśmy na świeżym powietrzu.
- Możesz otworzyć oczy. - powiedział Zayn.
Uchyliłam powieki i zobaczyłam... O rzesz w dupę wieloryba. Stoję właśnie na wieży do skoków na bungee. Nieciekawie... Przecież to Mell jest miłośniczką takich rzeczy, a nie ja. Ale przecież mu nie powiem, że nie skoczę. Wdech i wydech, wdech i wydech. Spokojnie. Zaczęto nas przypinać jakimiś pasami. Okazało się, że skaczemy we dwoje. Stanęliśmy przy krawędzi. 1, boję się, 2, zabierzcie mnie stąd, 3, lecimy...!


Dziękowałam sobie samej, że związałam włosy w kłosa, bo inaczej i ja i Zayn bylibyśmy przez nie atakowani. Byłam sobie wdzięczna, że nie nałożyłam makijażu, bo inaczej, to pewnie byłby już rozmazany. Byłam zadowolona, że założyłam spodnie, a nie spódniczkę. Za to byłam na siebie wściekła, że skoczyłam właśnie z nim. Nasze ciała dotykały się w każdym calu. Mieliśmy złączone dłonie i czułam jego oddech na swojej skórze. Wyczuwałam jego najmniejszy ruch. Jego wesoły krzyk mieszał się z moim okrzykiem przerażenia tworząc harmonijną całość.  I może byłoby to bardzo przyjemne i romantyczne gdyby nie to, że on ma dziewczynę. Dziewczynę, którą podobno kocha ponad życie, jest z nią szczęśliwy i ma zamiar taki pozostać. Ale przecież to nie nią prowadził przez pół Londynu za rękę, to nie nią doprowadza do przyjemnych zawałów serca, to nie ona teraz z nim leci w powietrzu.Normalny, zajęty chłopak zażyczyłby sobie w zamian za pomoc drinka, pomocy z dziewczyną, ewentualnie buziaka w policzek. Ale on. On zażyczył sobie całego dnia ze mną. Nie... To nie jest w żadnym sensie normalne.

~parę godzinek później~
Siedzieliśmy w knajpce na przeciwko siebie. On zawzięcie jadł jakiegoś burgera, a ja leniwie mieszałam słomką w soku pomarańczowym. W lewo, w prawo, w lewo, w prawo, prosto, na skos, i...
- Na pewno nie jesteś głodna? - mój taniec słomki przerwał jego głęboki głos.
- Nie. Gdybym była to bym zamówiła coś.
- Na przykład co?
- Ymm... Pewnie jakąś surówkę. Albo przetłuszczone frytki. Zależy na co miałabym ochotę.
- A na co masz ochotę teraz?
- Na dobrą imprezę i przelotny romans. - podniosłam wzrok na jego oczy.
I wtedy coś mnie kopnęło. Powiedziałabym, że prosto w serce. Moje mięśnie brzucha się ścisnęły, aby za chwilę rozepchały je tak zwane motylki. Rytm serca przyśpieszył, a oddech stał się nierównomierny. Czułam jak krew pulsuje w moich żyłach, a nogi drżą z podekscytowania. No chyba kurwa nie... Zauroczyłam się w tym zjebanym, ale cholernie przystojnym chłopaku, który zachowuje się co najmniej dziwnie. 'To nie zauroczenie, to miłość.' 'Och, Mietek. Zamknij ryj'. 'Podświadomość nie ma ryja...' 'No to zamknij to co ty se tam masz. Lepiej znam się na własny uczuciach, niż ty Mieciu mój drogi.'' Zakończyłam rozmowę z podstępnym głosikiem w mojej głowie. Zawsze się pojawia, kiedy mam wątpliwości. No dobra, dobra, ale gdzie do cholery Zayn ?! Rozejrzałam się po knajpie w poszukiwaniu towarzysza. Zauważyłam go przy ladzie. Czy on będzie coś jeszcze jadł ? No nie... Chciałam już iść do domu, zaparzyć herbatkę i obejrzeć jakiś denny serial, lub wyciągnąć Mell do klubu, a muszę tu z nim siedzieć i czekać aż jaśnie pan zje swoje żarcie. Po chwili usiadł obok mnie i postawił przede mną surówkę z frytkami.
- Zjesz to, zbieramy ekipę i lecimy do jakiegoś klubu. Smacznego. - puścił mi oczko.
Zajęłam się swoim jedzeniem, nie mając na nie najmniejszej ochoty, ale przy nim mój głos tracił wartość, pewność siebie nie istniała i gdyby kazałby mi skoczyć z mostu, pewnie bym to zrobiła. Cóż, takie uroki pociągania fizycznego. Powściągliwie zjadłam swój posiłek i poszliśmy do domu. Zayn powiedział, że weźmie chłopaków. Ja zadzwoniłam po Ally i Meg. Teraz muszę do Mell. Ma jeszcze zabrać ze sobą Fifiego. No dobra. Pierwszy, drugi, trzeci sygnał...
*Rozmowa*
- Halo? - odebrał... Filip?!
- Cześć. Ekhmm... Nie wiesz przypadkiem gdzie Mell?
- W kuchni. A co? Kazała odebrać i przkażać sobie wiadomość.
- No, okej. Idziemy, to znaczy: ja, Ally, Meg i całe 1D do klubu i pomyśleliśmy, że może pójdziecie z nami...
- Klub? Wiesz, chcieliśmy... - przerwał mu głos Mell: ,,Klub ?! Jedziemy!''
- To jak?
- Wiesz, nie mam nic do gadania. Jedziemy. Gdzie i o której? - spytał zrezygnowany.
- U nas o 22:00. Czekamy.
- Do zobaczenia. - zakończył rozmowę.
*Koniec rozmowy*
Zaczęłam się szykować. Po pół godzinie w domu była już Mell, żeby się przebrać. Dziesięć przed 22:00 wszyscy byli zebrani u nas w salonie. Dodatkowo Zayn zaprosił Perrie. Czułam się w jej towarzystwie trochę krępująco, bo zauroczyłam się w jej chłopaku. Każdy prezentował się dosyć dobrze. Ja byłam ubrana w to, Mell w to, Ally w to, Meg w to, Pezz w to (i wyglądała 100 razy lepiej niż ja). Chłopaki byli ubrani jak na co dzień. Filip miał to, Harry to, Lou to (i dziwnie patrzył się na Mell), Niall to (kolejny gapiący się na Mellodie), Liam to, a Zayn to (mrrr...). Trochę dziwnie, bo wszystkie dziewczyny oprócz Mell były w sukienkach, ale on jak to ona. Zero, ale to zero kobiecości. Ale i tak podrywa każdego. Do dziś nie wiem jak to robi. Rozejrzałam się jeszcze raz po wszystkich nie zważając na ich rozmowy i śmiechy. Napotkałam wzrokiem złączone palce Mellodie i Filipa. O jak słodko. Czekaj, czekaj... What, kurwa, co?! Zachłysnęłam się powietrzem i wszyscy na mnie spojrzeli.
- Mell, Fifi, czy my o czymś nie wiemy ? - wydukałam przez wargi.
Wszyscy spojrzeli w ich stronę, a następnie na złączone dłonie...

-------------------------------------------
Po pierwsze: wiem, że tragedia. Po drugie: wiem, że strasznie długo go pisałam. Po trzecie: same nudy. No dobra. Następny postaram się napisać w tempie ekspresowym. Za jakieś trzy dni powinien być. Ostatnio miałam natłok nauki, obowiązków itp. Dodatkowo nie miałam humoru. Każdy ma gorszy okres, nie? Pytanie:
  • Jakie zawiążą się relacje pomiędzy Martyną, a Perrie?
Dodatkowo jutro dodam nową bohaterkę, czyli Pezz. Następny rozdział będzie o samej imprezie. Jak na razie pozdrawiam. Plus... Za całkiem nie długo dowiecie się dlaczego Fifi nie lubi szkoły i bał się zakochać. Do napisania.