środa, 6 marca 2013

Rozdział 14

~Oczkami Lou~
- Pogotowie zaraz będzie. - szepnęła Martyna i osunęła się po ścianie.
Nie no ! Brakowało tu tylko jeszcze jednej zemdlałej dziewczyny. Tylko kto mi może pomóc. Chłopaki zniknęli nie wiadomo gdzie, a nie mam numeru do Ally, ani Meg. Inne osoby nie mieszkają w pobliżu. Teraz to zadzwoniłbym nawet do tego całego Filipa, co prawda nienawidzę kolesia, ale pomoc by się przydała. Niestety, on wyjechał do Polski, do rodziny. W sumie widziałem go tylko raz w życiu. Czyli zostałem sam... Co ja mam robić ? Przecież Mell zaraz mi się tu wykrwawi. Rozejrzałem się po łazience. W kącie leżała koszulka Mellodie. Chwyciłem ją i rozerwałem na dwa paski. Jeden mocno owinąłem wokół lewego nadgarstka, a drugi wokół prawego. Twarz mojej przyjaciółki była przeraźliwie blada, a usta sine. Sprawdziłem tętno drżącymi dłońmi, modląc się, żeby było. Przyłożyłem palce i... było. Gdyby go zabrakło pewnie i ja bym zemdlał. Nie minęło dużo czasu, a usłyszałem głośne wycie karetki. Usiadłem obok Mell i oparłem głowę o ścianę. Sam powoli zamknąłem powieki.

~Paczadełkami Martyny~
W oczy zaczęło świecić mi mocne światło. Uchyliłam delikatnie powieki, ale po chwili je zamknęłam, ponieważ poraziła mnie biel pomiszczenia, w którym spałam. Dlaczego ja nie śpię u siebie w pokoju ? Gdzie ja jestem. Ponownie otworzyłam oczy. Trochę nimi pomrugałam i rozejrzałam się po sali. Byłam w szpitalu... Tylko skąd ja się tu wzięłam ? A no tak ! Mell no wiecie, co zrobiła, ja zadzwoniłam po karetkę, a potem zemdlałam. Mam bardzo małą odporność psychiczną. Powinnam jakoś się wzmocnić. Ciekawe co z Mellodie. Chciałabym wstać i jej poszukać, ale jestem podłączona do kroplówki, a nie umiem jej zdjąć z wieszaczka, a lepiej nie próbować znając mój talent. Mam nadzieję, że chociaż Lou nad wszystkim zapanował. Wątpię, żeby Mell próbowała się zabić. To raczej był niezamierzony efekt. Pomimo wszystko ona jest bardzo silna i potrafiłaby poradzić sobie z nowym problemem. Do mojego pokoju weszła młodziutka pielęgniarka.Uśmiechnęła się do mnie, co odwzajemniłam.
- Jak się czujesz ? - spytała miłym tonem.
- Dobrze, nawet bardzo. Pierwszy raz od dłuższego czasu jestem wyspana. - powiedziałam i głośno nabrałam powietrza.
- Nie dziwię się. Spałaś z 20 godzin. - zaśmiała się cicho.
- Dosyć dużo... A wiesz co z moją przyjaciółką ? - spytałam.
- Ta co miała próbę samobójczą i przyjechała z tobą karetką ? Był jeszcze z wami taki chłopak... - ależ ona delikatna.
- Tak, to ona.
- Jeszcze się nie obudziła. Wprowadziliśmy ją w śpiączkę farmakologiczną. Obudzi się za jakieś 3 dni. Chłopak z tego co wiem też jeszcze śpi.
- Jak to ? To Lou też zemdlał ?
- Tak. Pewnie byłaś pierwsza i nie pamiętasz.
- Czy ja bym mogła odwiedzić Mellodie ? Albo chociaż Louisa ?
- Pewnie. Poczekaj, za jakieś 3 minuty skończy się kroplówka. Odłączę i możesz iść, gdzie chcesz. Na terenie szpitala oczywiście. O 14 jest obiad masz jakieś 2 godziny. - zaczęła majstrować przy kroplówce. Po chwili byłam wolna. Podziękowałam i ruszyłam w stronę drzwi. Jednak w połowie się odwróciłam z powrotem do pielęgniarki.
- Przepraszam, a na jakich salach leżą ? - spytałam lekko zawstydzona.
- Chłopak na 102, na tym samym piętrze, a dziewczyna o dwa wyżej na 320. - odparła obojętnie.
- Dziękuję. - odpowiedziałam szorstko i ruszyłam najpierw do Lou.
Pomyślałam, że jeśli się już obudził, to chwilę z nim pogadam, a jak nie, to pójdę do Mell. Doszłam pod 102. Uchyliłam lekko drzwi. Louis leżał na łóżku, a jego oczy były przymknięte. Spał... Szkoda. Później tu jeszcze zajrzę. Zamknęłam drzwi. Znalazłam i weszłam do windy. Byłam na I piętrze. Kliknęłam numerek III, a winda ruszyła. Zatrzymała się, a ja wysiadłam. Poszłam w głąb korytarza. Rozglądałam się za numerkiem 320. Znalazłam. Drżącą dłoń położyłam na klamce. Wzięłam głęboki wdech i weszłam. Mellodie byłam cała w jakiś bandażach i opatrunkach. Leżała bezwładnie na poduszkach i miała podłączoną kroplówkę. Jej twarz była przeraźliwie blada. Włosy związano w jakiegoś tandetnego warkocza. Miałam wrażenie, że jest nieżywa. Gdyby nie to, że jej klatka piersiowa równomiernie się podnosiła i upadała, pewnie zrobiłabym zamieszanie, że ona nie żyje. Na trzęsących nogach podeszłam i usiadłam obok łóżka. Złapałam jej wątłą dłoń i gadałam do niej. O wszystkim. Że pogoda jakaś brzydka. Że pewnie obiad będzie nie dobry. Że tu mają kiepski wystrój. Że jak by miała zamiar się budzić, to niech powoli otwiera oczy. Aż w końcu wybuchnęłam płaczem i nawrzeszczałam na nią. Że złamała obietnicę, że obiecała już tego nie robić. Oparłam głowę o jej brzuch i pozwoliłam swobodnie płynąć łzą...

------------------------------------
Taaa... Wiem. Najpierw przedłużam terminy, a teraz wyjeżdżam wam z taką beznadzieją. Nawet obrazka żadnego nie ma. Możecie mnie zbić, o ile ktoś to czyta. Rozdział 15 jutro. Pytanko:
  • Kogo Martyna spotka w szpitalu ?
Możecie spodziewać się każdego, tylko nie ich. Będą to 2 grupki. Jedna jest łatwa do odgadnięcia, ale druga nie. Koniec tej beznadziejnej gadaniny. Pozdrawiam. Do jutra, miśki.

1 komentarz:

  1. nie gadaj, świetny.
    •Ally i Meg oczywiście
    • hmhmn może Filip wróci? Albo Zayn, Harry, Louis i Liam...

    OdpowiedzUsuń