piątek, 1 marca 2013

Rozdział 13

~Oczętami Mellodie~
Płakałam tak wtulona w Tomlinsona. Ten delikatnie mnie podniósł i zaniósł na łóżko. Posadził mnie sobie na kolanach, a ja dalej wylewałam hektolitry łez.Chlipiałam już tak z dobre pół godziny i dopiero zaczęłam się uspokajać. Lou cały czas głaskał mnie po głowie i zastanawiałam się, dlaczego ręka mu jeszcze nie zdrętwiała. Byłam przemęczona, a moim ciałem wciąż szturchały urywane szlochy. Zamknęłam przemęczone oczy i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Szłam przez zamarznięte jezioro jedynie w samej krótkiej spódniczce, przewiewnej bluzeczce i balerinkach. Obok mnie kroczył Sebastian. Pomimo, że wokół było zimno i mroczno, ja się nie bałam, ani nie było mi zimno. Przypisywałam to swojej wewnętrznej sile. Kroczyłam tak szczęśliwa i spokojna, gdy nagle Sebastian znikł. Od razu przeszły mnie ciarki od zimna, a serce ogarnęło strach. Zrozumiałam, że to Seba dawał mi siłę i poczucie bezpieczeństwa. Nagle uleciało ze mnie każde dobre uczucie, a została samotność, ból, smutek i strach. Lód zaczął się topić, a ja nie miałam gdzie uciec. Rozpaczliwie wołałam o pomoc, ale nikt nie przychodził. Powoli zatapiałam się w lodowatej wodzie, gdy nagle przybiegł Seba. Pomógł mi i zaprowadził mnie obok wielkiej góry. Weszliśmy na nią i patrzyliśmy w dal. Nagle Seba odwrócił się w moją stronę i położył dłonie na mych ramionach. Wyszeptał: ,,Jesteś najgorszym co mi się przytrafiło'' i popchnął mnie na dół...
- Nieeeeeeee !!! - wydarłam się nagle zbudzona ze snu i poderwałam się do pozycji siedzącej.
Rozejrzałam się zdezorientowana po pokoju i cała się trzęsłam. Na szczęście to był tylko sen, tylko sen, tylko sen... Powtarzałam to jak chandrę. Nie chciałam dopuścić do siebie, że to się stało tylko nie dosłownie. Wciąż cała roztrzęsiona pobiegłam do łazienki. Zdjęłam szybko bluzkę i spodnie i stanęłam przed lustrem. Obejrzałam swoje ciało bardzo dokładnie.Byłam wychudzona, cała w szramach od cięć i siniakach. Wyglądałam tragicznie. Co ten człowiek ze mną robi ? Czemu tu przyszedł, przecież i tak mnie zniszczył... Wpadałam w histerię. Zaczęłam biegać po łazience i krzyczeć na cały głos. Uderzyłam parę razy o ścianę pięściami. Nabiłam parę nowych siniaków waląc się we wszystko co popadnie. Zrzuciłam na podłogę prawie wszystkie kosmetyki i pokopałam je. Uderzyłam w lustro, a te potłukło się na milion kawałeczków. Obróciłam się patrząc w drugie lustro. Zobaczyłam zmęczoną, zapłakaną dziewczynę. W jej oczach był ból i smutek. Oparłam głową o szybę i dałam łzą swobodnie lecieć po policzkach.
Znów obróciłam się dotykając plecami zimnej tafli lustra. Rozejrzałam się wokół i zobaczyłam zdemolowane pomieszczenie. Osunęłam się na zimne kafelki i schowałam głowę w kolanach. Płakałam i nie chciałam nikogo widzieć. Nagle ktoś zapukał w drzwi.
- Melli ? - To na 100% była Martyna, tylko ona dodawała -i na końcu mojego zdrobnienia.
- Nie chcę nikogo widzieć. Zwłaszcza tego dupka.
- Potrzebujesz przytulenia ?
- Nie, ale jak będę potrzebowała to przyjdę do ciebie.
- Trzymaj się, skarbie...
Po chwili jej kroki ucichły, a ja dalej oddałam się swojej rozpaczy. Podniosłam głowę i wzięłam do ręki kawałek lustra. Obracałam go między palcami. Nasze życie i uczucia są tak samo kruche jak to lustro. Wystarczy jedno mocniejsze uderzenie, żeby rozpadło się na kawałki. Ale nie wolno się poddawać, zawsze będzie z nas jakiś pożytek. Ja mogę opisać innym co robiłam w sytuacji, gdy ktoś mnie ranił i wyjaśnić, że pomimo, że wtedy ze świadomością do końca spierdalałam se życie, to dalej to robiłam. To lusterko też mi może pomóc, również niszcząc się do końca. Tak strasznie dawno tego nie robiłam i wcale nie tęskniłam, ale teraz, to co innego... Podniosłam delikatnie dłoń przybliżając ostrze do swojego nadgarstka. Ręka lekko mi drżała, ale byłam zdecydowana. Już po chwili raniłam swoje ciało dając ukojenie duszy. Gdy moja prawa ręka była już cała zakrwawiona zmieniłam ręce i teraz raniłam swoją dominującą rękę.

Byłam leworęczna. Zawsze inna od innych z większymi trudnościami. Niby idealna, zawsze uśmiechnięta, ale nieszczęśliwa. Zauważyliście, że osoby najweselsze zawsze mają najwięcej bransoletek ? Jakoś muszą ukryć te rany na swoich nadgarstkach, prawda ? Uśmiech przykrywa duszę, a bransoletki ciało. Nic prostszego,a tak dużo ludzi daje się nabrać, że oni są szczęśliwi. Żałosne... Powoli zaczynałam tracić siłę, a obraz przestawał być wyraźny. Z zewnątrz dobiegały mnie jakieś krzyki, ale nie miałam siły odpowiedzieć. Zamykałam powieki, a ostatnie co usłyszałam to wyważanie drzwi, przeraźliwy krzyk Martyny, uwagi Lou, abym nie zamykała oczu, a potem tylko ciemność.

~Oczami Louisa~
Uśpiłem Mell i poszedłem do siebie. Tego kretyna już nie było, jego szczęście, rozszarpałbym go na milion kawałeczków. Siedziałęm w kuchni od jakiś 3 godzin popijając zimną już kawę. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłem je, a moim oczom ukazał się widok przerażonej Martyny. Zaczęła coś tam krzyczęc o Mell i ciągać mnie za rękę. Nie rozumiałem nic. W końcu w tym całym chaosie złapałem ją za ramiona i kazałem się uspokoić. Dziewczyna spowolniła oddech.
- Co się stało, ale tak na spokojnie... - spytałem opanowanym tonem.
- Lou, bo ona się obudziła i nagle usłyszałam jakieś huki z góry, więc tam poszłam. W środku była Mell, ale nie chciała otwierać. Ja nie wiem co ona może sobie zrobić. W takim stanie jest nieobliczalna, a ja nie mam tyle siły, żeby wyważyć drzwi. Chodź szybko.- była cała roztrzęsiona i zdenerwowana.
Chwyciłem szybko klucze i wybiegłem z mieszkania. Dobiegłem do do dziewczyn, pobiegłem na górę i wszedłem do pokoju Mell. Drzwi od łazienki były zamknięte, a ona nie odzywała się. Wziąłem rozpęd i walnąłem w drzwi. Nawiasy ustąpiły, a ja wbiegłem do pomieszczenia. Wszędzie walały się kosmetyki i odłamki lustra. Natomiast w rogu leżała skulona Mellodie z całymi zakrwawionymi nadgarstkami. Pobiegłem do niej, a Martyna zadzwoniła po pogotowie. Mówiłem do niej, żeby nie zamykała oczy, ale ona tylko delikatnie się uśmiechnęła, a potem zasnęła. Mam nadzieję, że nie na zawsze...

---------------------------------------
Możecie mnie zabić. Ten rozdział jest krótki, beznadziejny i wgl porażka. Dziś jest ogółem jakiś pechowy dzień. Jeśli to czytasz, w co wątpię, to przepraszam cię, że to jest jakaś beznadzieja. Nowy rozdział w niedzielę,a teraz pytanko:
  • Czy Mell poradzi sobie w dalszym życiu ?
  • Co wydarzy się w szpitalu ?
No i tutaj zdradziłam, że następny rozdział będzie miał akcję w szpitalu. Pech... Mam nadzieję, że jutro wypocznę i będzie spoko. Pozdrawiam i całuję. Do niedzieli misiaczki !

1 komentarz:

  1. Nie waż się tak nawet mówić że ci nie wyszedł!! Masz talent kochana ;*

    OdpowiedzUsuń