Rozdział dedykuję osobie, która ''wymusiła'' na mnie powrót (ty już wiesz, że o Tobie piszę).
Gdyby nie ty, pewnie nie odważyłabym się dokończyć tego opowiadania. Dlatego, proszę, odezwij się jeszcze.
Gdyby nie ty, pewnie nie odważyłabym się dokończyć tego opowiadania. Dlatego, proszę, odezwij się jeszcze.
~Oczętami Martyny~
Po pokoju rozprzestrzenił się dobrze znany mi dźwięk dzwoniącego telefonu. Najgorsze jest to, że to mój telefon wydawał ten odgłos. Na ślepo zaczęłam szukać komórki, aż w końcu znalazłam ją pod poduszką z drugiej strony łóżka. Spojrzałam na wyświetlacz i zmarszczyłam brwi widząc imię: Perrie. Przyłożyłam urządzenie do ucha, wcześniej odbierając.
Po pokoju rozprzestrzenił się dobrze znany mi dźwięk dzwoniącego telefonu. Najgorsze jest to, że to mój telefon wydawał ten odgłos. Na ślepo zaczęłam szukać komórki, aż w końcu znalazłam ją pod poduszką z drugiej strony łóżka. Spojrzałam na wyświetlacz i zmarszczyłam brwi widząc imię: Perrie. Przyłożyłam urządzenie do ucha, wcześniej odbierając.
-Słucham? - wychrypiałam do telefonu.
-Cześć! Tutaj Perrie. Obudziłam cię? - zawołał wesoły głos po drugiej stronie?
-Tak ale nie szkodzi. - zapewniłam, z powrotem opadając na poduszki.
-Wybacz, że zrywam cię z łóżka o 7 rano, ale chciałabym się z tobą spotkać. Mogłabyś być w kawiarni na Whitehall koło 9:20? - zaproponowała Perrie.
-Tak. Chętnie się spotkam. - ucieszyłam się na spotkanie.
-Och, to jesteśmy umówione. Do zobaczenia!
-Cześć.
Rozłączyłam się i rzuciłam telefon gdzieś w głąb pościeli, planując przespać się jeszcze z godzinę. Niestety, ''ciche'' poruszanie się Mellodie po domu skutecznie mi to nie
umożliwiało. A kiedy usłyszałam huk, jakby ktoś zrzucił garnek z górnej szafki (zakładam, że tak się właśnie stało) odpuściłam i zeszłam z łóżka. Wychyliłam głowę za framugę.
-Mell! Wszystko okej?! - wrzasnęłam, sprawdzając stan zdrowia przyjaciółki.
-Nic mi się nie stało! Tylko trzeba kupić nową patelnię! - odkrzyknęła mi.
Westchnęłam i biorąc ciuchy weszłam do łazienki. Tam wykonałam podstawowe czynności i splotłam włosy. Zeszłam na dół ale Mellodie już nie było. Miałam nadzieję, że złapię ją jeszcze przed jej wyjazdem do rodziców. Nie lubię, kiedy tam jeździ ale ona mówi, że to nadal jej rodzina i nie może tego tak po prostu olać. Wygrzebałam płatki i miskę z szafki. Zalałam to zimnym mlekiem i zaczęłam leniwie mieszać łyżką pomiędzy chrupkami.
-Cześć. - usłyszałam męski głos obok siebie.
Podskoczyłam na krześle, mocno przestraszona i spojrzałam w stronę głosu.
-Och, cześć. Nie wiedziałam, że tutaj spałeś. - przywitałam Filipa.
Chłopak opadł tuż obok mnie i oparł twarz na dłoniach.
-Obudziła cię Mell, hmm? - spytałam.
-Taaa... Często się przez nią nie wysypiasz?
Zaśmiałam się cicho na wspomnienie pierwszych kilku tygodni.
-Teraz już nie, przestałam reagować na hałasy. Ale przez pierwsze trzy tygodnie chodziłam jak zombie.
-Wiesz, gdzie pojechała Mell? - spytał, nagle zmieniając temat.
-Nie powiedziała ci? Do rodziców. - odparłam.
I wtedy dotarło do mnie, że ona może nie chciała, żeby wiedział.
Mentalny facepalm.
Filip skrzywił się i już wiedziałam, że on też nie lubi jej rodziców.
-Jak się poznałyście? - kolejny raz Filip zmienił temat.
-Och, to dość zabawna historia...
~Perspektywa Perrie~
Weszłam do pomieszczenia i natychmiast otuliło mnie powietrze przepełnione aromatem kawy i ciast. Uśmiechnęłam się na ten dobrze znany mi zapach i zajęłam miejsce w dalekiej części kawiarni, mając nadzieję, że nikt mnie nie rozpozna. Martyna powinna zaraz być.
Nie myliłam się. Nie musiałam długo czekać, a blondynka stała w drzwiach kawiarni i uważnie rozglądała się po pomieszczeniu. W końcu jej wzrok spoczął na mojej twarzy, a ona uśmiechnęła się szeroki i natychmiast ruszyła w moją stronę. Opadła na krzesło na przeciwko.
-Hej. - rzuciła, zaczepiając ramię torby o oparcie krzesła.
-Cześć. Jak się dziś czujesz? - rozpoczęłam podstawowym pytaniem.
-Świetnie. - uśmiechnęła się szeroko. - mam nadzieję, że u ciebie też wszystko w porządku. - odruchowo (chyba) wyrecytowała.
-Tak, tak, oprócz... no wiesz czego, wszystko jest okej. - potwierdziłam.
Podeszła do nas kelnerka. Zamówiłam kubek owocowej herbaty, a Martyna cafe creme.
-Tak, więc... O czym chciałaś porozmawiać? - natychmiast przeszła do rzeczy.
-O... O Zaynie. Po prostu chce mieć pewność to tego, co się zdarzyło tamtego dnia i nocy. - mruknęłam.
Jejku, teraz pewnie myśli, że jestem jakąś rozpaczającą po stracie chłopaka dziewczyną. No dobra, może i jestem, ale to nie znaczy, że wszyscy muszą o tym wiedzieć.
- To zrozumiałe. Sama chciałabym się dowiedzieć. - uśmiechnęła się pokrzepiająco.
Kelnerka postawiła przed nami parujące napoje. Obie natychmiast zapłaciłyśmy, chcąc mieć to z głowy.
-Mogę? - spytała, chcąc się upewnić, że słucham.
-Tak, myślę, że jestem przygotowana psychicznie. - powiedziałam.
Doskonale wiedziałam, że nie jestem gotowa, ale prawda jest taka, że nigdy nie będę. Kochałam go, nadal kocham.
-To był ten sam dzień, kiedy Eleanor zerwała z Louisem. Wstawiali nam nową kanapę, kiedy Mell pobiegła do Lou, rzucając mi tylko portfel, bez żadnego wytłumaczenia. Wieczorem przyszła Megan z Alli i stwierdziły, że przecież trzeba to oblać, no bo jak inaczej. Więc, jak to zwykle one zalały się i zasnęły na kanapie. W sumie one i tak tam zawsze zasypiają, niezależnie od tego,czy są pijane, czy nie. I nagle przyszedł Zayn, jejku nawet nie wiem po co. Spytałam się, czy widział Mellodie, a potem, aby mi pomógł wynieść dziewczyny do pokoju u góry. Jak już je tam zaniósł, to wywaliłam go za drzwi i powiedziałam, że kiedy indziej mu się odwdzięczę. No i on wymyślił, że chce spędzić ze mną dzień. Wiesz, zgodziłam się, no bo co miałam zrobić.Chciał iść na lodowisko ale ja... Ogólnie ujmując: nie mam stamtąd dobrych wrażeń. Więc zawiązał mi opaskę na oczach i zaprowadził na wieżę do skoków na bungee i skoczyliśmy. Na koniec poszliśmy coś zjeść, a potem wymyśliliśmy to wyjście do klubu. No i... resztę już znasz. Po prostu przycisnął mnie do tej ściany, a ja chciałam się wyrwać.Potem wkroczyłaś ty i cóż... Koniec końców na drugi dzień uciekałam przed nim przez okno, bo spotkałam go w kawiarni, a teraz jesteśmy tutaj. - opowiedziała.
Patrzyłam na nią, próbując powstrzymać łzy. Czyli to do niej poszedł w środku nocy, bez większej przyczyny, to z nią spędził cały dzień i skoczył na bungee, to z nią chciał spędzić noc po dobrej imprezie w klubie, nie ze mną. Nie z tą, która go kochała.
-A czy.. Czy on ci się podoba? - spytałam, drżącym głosem.
-Och... Wiesz, prawdę mówiąc, to tak. Zauroczyłam się w nim. - odrzekła niepewnym głosem.
-Zauroczenie? To jeszcze gorsze niż miłość. - mruknęłam.
-Święta prawda. Ale to nie jest tak, że od razy chciałam ci go odbić. Właściwie to nawet o tym nie myślałam. Wiedziałam, że jest zajęty i nie może być mój.
-Nie mam ci nic za złe. Tylko, że myliłaś się w jednej sprawie. Najwyraźniej, pomimo że był zajęty, mógł być twój. - zaśmiałam się smutno.
-Wiesz co? To zwykły dupek, nie warto. Stracić taką dziewczynę jak ty? Boże, dziewczyno twój wygląd jest po prostu rewelacyjny! - krzyknęła Martyna.
-Ty wcale też nie wyglądasz gorzej! - odpłaciłam się.
Obie wybuchłyśmy głośnym śmiechem, przyciągając wzrok innych.
~Mellodie POV~
''Nienawidzę was, i was i ciebie też. I każdego kto stąpa na tej ziemi oprócz mnie.'' ; nuciłam pod nosem, kiedy przechodziłam przez kolejne alejki supermarketu, a złość na rodziców nadal nie ustępowała.
-Cześć Mell! - krzyknęła moja znajoma ze studiów, kiedy mijałyśmy się obok alejki z batonikami.
-Hej Emily! - odpowiedziałam posyłając jej fałszywy uśmiech.
Teraz jej też nienawidzę. Kontynuowałam swoje wrzucanie wszystkich możliwych batonów do wózka, mając nadzieję, że starczy nam to choć na tydzień. Och, jeśli chłopcy znów urządzą u nas maraton filmowy i dorwą się do jedzenia, to raczej nie... Wrzuciłam jeszcze dwa kartoniki.
Obok owoców, kiedy wrzucałam jabłka do reklamówki, poczułam jak ktoś zakrywa dłońmi moje oczy i nastaje ciemność. Natychmiast uderzył we mnie ten przyjemny zapach moich ulubionych, męskich perfum.
-Cześć Niall! - przywitałam blondyna.
Dłonie odsłoniły mi widok na świat. Odwróciłam się, napotykając wzrok błękitnych tęczówek z tymi wesołymi iskierkami.
-Hej Mell. Jak tam zakupy? - zagaił, odbierając ode mnie jabłka i związując ucha jednorazówki w jadną kokardkę.
Spojrzałam na wózek, gdzie oprócz chleba, bułek i owoców leżały same słodycze, mrożone frytki, zapiekanki i pizze, oraz cała masa innych niezdrowych posiłków.
-Dość niezdrowo, a tobie? - odpowiedziałam.
-Wręcz odwrotnie. Co musisz jeszcze wziąć?
-Picie, ser, może jakąś szynkę, no i warzywa.
-Więc ruszajmy. - stwierdził i pchnęliśmy nasze wózki dalej w głąb sklepu.
----------------------------------------
Witam po przerwie. Nie będzie równa 20, kiedy to dodam, ale niespodziewana randka z matematyki lekko się przedłużyła. Może zacznę od pytania, a potem trochę po przynudzam.
-Cześć! Tutaj Perrie. Obudziłam cię? - zawołał wesoły głos po drugiej stronie?
-Tak ale nie szkodzi. - zapewniłam, z powrotem opadając na poduszki.
-Wybacz, że zrywam cię z łóżka o 7 rano, ale chciałabym się z tobą spotkać. Mogłabyś być w kawiarni na Whitehall koło 9:20? - zaproponowała Perrie.
-Tak. Chętnie się spotkam. - ucieszyłam się na spotkanie.
-Och, to jesteśmy umówione. Do zobaczenia!
-Cześć.
Rozłączyłam się i rzuciłam telefon gdzieś w głąb pościeli, planując przespać się jeszcze z godzinę. Niestety, ''ciche'' poruszanie się Mellodie po domu skutecznie mi to nie
umożliwiało. A kiedy usłyszałam huk, jakby ktoś zrzucił garnek z górnej szafki (zakładam, że tak się właśnie stało) odpuściłam i zeszłam z łóżka. Wychyliłam głowę za framugę.
-Mell! Wszystko okej?! - wrzasnęłam, sprawdzając stan zdrowia przyjaciółki.
-Nic mi się nie stało! Tylko trzeba kupić nową patelnię! - odkrzyknęła mi.
Westchnęłam i biorąc ciuchy weszłam do łazienki. Tam wykonałam podstawowe czynności i splotłam włosy. Zeszłam na dół ale Mellodie już nie było. Miałam nadzieję, że złapię ją jeszcze przed jej wyjazdem do rodziców. Nie lubię, kiedy tam jeździ ale ona mówi, że to nadal jej rodzina i nie może tego tak po prostu olać. Wygrzebałam płatki i miskę z szafki. Zalałam to zimnym mlekiem i zaczęłam leniwie mieszać łyżką pomiędzy chrupkami.
-Cześć. - usłyszałam męski głos obok siebie.
Podskoczyłam na krześle, mocno przestraszona i spojrzałam w stronę głosu.
-Och, cześć. Nie wiedziałam, że tutaj spałeś. - przywitałam Filipa.
Chłopak opadł tuż obok mnie i oparł twarz na dłoniach.
-Obudziła cię Mell, hmm? - spytałam.
-Taaa... Często się przez nią nie wysypiasz?
Zaśmiałam się cicho na wspomnienie pierwszych kilku tygodni.
-Teraz już nie, przestałam reagować na hałasy. Ale przez pierwsze trzy tygodnie chodziłam jak zombie.
-Wiesz, gdzie pojechała Mell? - spytał, nagle zmieniając temat.
-Nie powiedziała ci? Do rodziców. - odparłam.
I wtedy dotarło do mnie, że ona może nie chciała, żeby wiedział.
Mentalny facepalm.
Filip skrzywił się i już wiedziałam, że on też nie lubi jej rodziców.
-Jak się poznałyście? - kolejny raz Filip zmienił temat.
-Och, to dość zabawna historia...
~Perspektywa Perrie~
Weszłam do pomieszczenia i natychmiast otuliło mnie powietrze przepełnione aromatem kawy i ciast. Uśmiechnęłam się na ten dobrze znany mi zapach i zajęłam miejsce w dalekiej części kawiarni, mając nadzieję, że nikt mnie nie rozpozna. Martyna powinna zaraz być.
Nie myliłam się. Nie musiałam długo czekać, a blondynka stała w drzwiach kawiarni i uważnie rozglądała się po pomieszczeniu. W końcu jej wzrok spoczął na mojej twarzy, a ona uśmiechnęła się szeroki i natychmiast ruszyła w moją stronę. Opadła na krzesło na przeciwko.
-Hej. - rzuciła, zaczepiając ramię torby o oparcie krzesła.
-Cześć. Jak się dziś czujesz? - rozpoczęłam podstawowym pytaniem.
-Świetnie. - uśmiechnęła się szeroko. - mam nadzieję, że u ciebie też wszystko w porządku. - odruchowo (chyba) wyrecytowała.
-Tak, tak, oprócz... no wiesz czego, wszystko jest okej. - potwierdziłam.
Podeszła do nas kelnerka. Zamówiłam kubek owocowej herbaty, a Martyna cafe creme.
-Tak, więc... O czym chciałaś porozmawiać? - natychmiast przeszła do rzeczy.
-O... O Zaynie. Po prostu chce mieć pewność to tego, co się zdarzyło tamtego dnia i nocy. - mruknęłam.
Jejku, teraz pewnie myśli, że jestem jakąś rozpaczającą po stracie chłopaka dziewczyną. No dobra, może i jestem, ale to nie znaczy, że wszyscy muszą o tym wiedzieć.
- To zrozumiałe. Sama chciałabym się dowiedzieć. - uśmiechnęła się pokrzepiająco.
Kelnerka postawiła przed nami parujące napoje. Obie natychmiast zapłaciłyśmy, chcąc mieć to z głowy.
-Mogę? - spytała, chcąc się upewnić, że słucham.
-Tak, myślę, że jestem przygotowana psychicznie. - powiedziałam.
Doskonale wiedziałam, że nie jestem gotowa, ale prawda jest taka, że nigdy nie będę. Kochałam go, nadal kocham.
-To był ten sam dzień, kiedy Eleanor zerwała z Louisem. Wstawiali nam nową kanapę, kiedy Mell pobiegła do Lou, rzucając mi tylko portfel, bez żadnego wytłumaczenia. Wieczorem przyszła Megan z Alli i stwierdziły, że przecież trzeba to oblać, no bo jak inaczej. Więc, jak to zwykle one zalały się i zasnęły na kanapie. W sumie one i tak tam zawsze zasypiają, niezależnie od tego,czy są pijane, czy nie. I nagle przyszedł Zayn, jejku nawet nie wiem po co. Spytałam się, czy widział Mellodie, a potem, aby mi pomógł wynieść dziewczyny do pokoju u góry. Jak już je tam zaniósł, to wywaliłam go za drzwi i powiedziałam, że kiedy indziej mu się odwdzięczę. No i on wymyślił, że chce spędzić ze mną dzień. Wiesz, zgodziłam się, no bo co miałam zrobić.Chciał iść na lodowisko ale ja... Ogólnie ujmując: nie mam stamtąd dobrych wrażeń. Więc zawiązał mi opaskę na oczach i zaprowadził na wieżę do skoków na bungee i skoczyliśmy. Na koniec poszliśmy coś zjeść, a potem wymyśliliśmy to wyjście do klubu. No i... resztę już znasz. Po prostu przycisnął mnie do tej ściany, a ja chciałam się wyrwać.Potem wkroczyłaś ty i cóż... Koniec końców na drugi dzień uciekałam przed nim przez okno, bo spotkałam go w kawiarni, a teraz jesteśmy tutaj. - opowiedziała.
Patrzyłam na nią, próbując powstrzymać łzy. Czyli to do niej poszedł w środku nocy, bez większej przyczyny, to z nią spędził cały dzień i skoczył na bungee, to z nią chciał spędzić noc po dobrej imprezie w klubie, nie ze mną. Nie z tą, która go kochała.
-A czy.. Czy on ci się podoba? - spytałam, drżącym głosem.
-Och... Wiesz, prawdę mówiąc, to tak. Zauroczyłam się w nim. - odrzekła niepewnym głosem.
-Zauroczenie? To jeszcze gorsze niż miłość. - mruknęłam.
-Święta prawda. Ale to nie jest tak, że od razy chciałam ci go odbić. Właściwie to nawet o tym nie myślałam. Wiedziałam, że jest zajęty i nie może być mój.
-Nie mam ci nic za złe. Tylko, że myliłaś się w jednej sprawie. Najwyraźniej, pomimo że był zajęty, mógł być twój. - zaśmiałam się smutno.
-Wiesz co? To zwykły dupek, nie warto. Stracić taką dziewczynę jak ty? Boże, dziewczyno twój wygląd jest po prostu rewelacyjny! - krzyknęła Martyna.
-Ty wcale też nie wyglądasz gorzej! - odpłaciłam się.
Obie wybuchłyśmy głośnym śmiechem, przyciągając wzrok innych.
~Mellodie POV~
''Nienawidzę was, i was i ciebie też. I każdego kto stąpa na tej ziemi oprócz mnie.'' ; nuciłam pod nosem, kiedy przechodziłam przez kolejne alejki supermarketu, a złość na rodziców nadal nie ustępowała.
-Cześć Mell! - krzyknęła moja znajoma ze studiów, kiedy mijałyśmy się obok alejki z batonikami.
-Hej Emily! - odpowiedziałam posyłając jej fałszywy uśmiech.
Teraz jej też nienawidzę. Kontynuowałam swoje wrzucanie wszystkich możliwych batonów do wózka, mając nadzieję, że starczy nam to choć na tydzień. Och, jeśli chłopcy znów urządzą u nas maraton filmowy i dorwą się do jedzenia, to raczej nie... Wrzuciłam jeszcze dwa kartoniki.
Obok owoców, kiedy wrzucałam jabłka do reklamówki, poczułam jak ktoś zakrywa dłońmi moje oczy i nastaje ciemność. Natychmiast uderzył we mnie ten przyjemny zapach moich ulubionych, męskich perfum.
-Cześć Niall! - przywitałam blondyna.
Dłonie odsłoniły mi widok na świat. Odwróciłam się, napotykając wzrok błękitnych tęczówek z tymi wesołymi iskierkami.
-Hej Mell. Jak tam zakupy? - zagaił, odbierając ode mnie jabłka i związując ucha jednorazówki w jadną kokardkę.
Spojrzałam na wózek, gdzie oprócz chleba, bułek i owoców leżały same słodycze, mrożone frytki, zapiekanki i pizze, oraz cała masa innych niezdrowych posiłków.
-Dość niezdrowo, a tobie? - odpowiedziałam.
-Wręcz odwrotnie. Co musisz jeszcze wziąć?
-Picie, ser, może jakąś szynkę, no i warzywa.
-Więc ruszajmy. - stwierdził i pchnęliśmy nasze wózki dalej w głąb sklepu.
----------------------------------------
Witam po przerwie. Nie będzie równa 20, kiedy to dodam, ale niespodziewana randka z matematyki lekko się przedłużyła. Może zacznę od pytania, a potem trochę po przynudzam.
- Jak poznały się Mellodie i Martyna?
- Słuchaliście Midnight Memories?
Wracając do ''randki'' z matematyką. No może nie tak dosłownie.
Nie mogę wam obiecać regularnych wpisów (co widzicie nawet teraz), bo po prostu nagle może mi coś wyskoczyć w szkole, a ja na prawdę stawiam na pierwszym miejscu naukę. Nie chcę być w przyszłości niewykształconym matołem i staram się o dobre oceny. Oczywiście blog jest dla mnie ważny, ale zawsze będzie na drugim miejscu. No cóż... nie przedłużając.
Do napisania, miśki.