środa, 20 lutego 2013

Rozdział 10

                                        ~Perspektywa Lou~
- Ale jak to ? - byłem roztrzęsiony.
- Louis, normalnie. To co było między nami po prostu wygasło. Ja... Ja poznałam kogoś i to chyba on jest dla mnie odpowiedniejszy. Ty cały czas masz napięty grafik i brak czasu dla mnie.
- Ale ja cię kocham...
- Przykro mi. To żegnaj Lou.
Odeszła, a ja wciąż stałem w drzwiach próbując wszystko zrozumieć. Eleanor mnie zostawiła. Tak po prostu, zerwała ze mną, raniąc każdą część mnie. Czemu ona to zrobiła ? Znalazła se innego... No tak, nigdy nie miałem dla niej czasu. Przecież starałem się jak mogłem. Szybko zamknąłem drzwi, w których wciąż stałem po rozmowie z El i pobiegłem do swojego pokoju. Czemu akurat teraz wszyscy gdzieś poleźli ? Mamy wolne, więc Niall poleciał do rodziny, Harry do LA, Zayn jest z Perrie, a Liam z Daniell. Ja miałem ten czas spędzić z Eleanor. Nie chcę być sam. Czemu wszyscy zostawili mnie akurat wtedy, kiedy potrzebuję ich najbardziej ? A skąd mieli widzieć, że moja kochana mnie zostawi. Muszę coś zrobić, jeśli będę sam, w końcu coś sobie zrobię. Tylko do kogo zwrócić się o pomoc ? Mellodie. Jedyna osoba, która przychodzi mi do głowy. Nie znam jej długo, a ona mnie też nie, ale jest jedyną rzeczą, której teraz pragnę. Sięgnąłem po telefon i wybrałem numer.
                                                   *Rozmowa*
- Tak słucham ?
- Mellodie, to ty ?
- A kto inny ? Louis ty płaczesz ?
W tle słychać było pokrzykiwania Martyny: 'w prawo, no jeszcze kroczek, o tu' . Pewnie wnoszą im nową kanapę. One se prowadzą normalne życie, a ja cierpię. Jak one tak mogą ?
- Halo, Lou, jesteś tam ?
- Co ? Tak, tak jestem... - w tym momencie pociągnąłem nosem.
- Płaczesz ? Lou, co się stało ?
- Mell, bo ja, bo... Możesz do mnie przyjść, nie chcę być sam, a chłopaków nie ma...
- Czekaj tam na mnie. Zaraz będę. Ubieram coś na nogi i lecę.
- Tylko nie pukaj i tak nie jestem w stanie ci otworzyć. Jestem u góry. Chyba zgadniesz, który pokój.
- Już biegnę.
I tylko głośne piii, piii, piii...
                                              *Koniec*
Leżąc na łóżku telefon jakoś mi wypadł z rąk, a ja sam obróciłem się na bok, podkuliłem nogi i zacząłem głośno szlochać. Niech ona już przyjdzie, niech Mell już tu będzie. Zostawiła mnie, już nie będę mógł wdychać jej zapachu, smakować jej ust, chwytać za ciepłą rękę. Nie będę mógł cieszyć się nią. Ani nawet jej widywać. Eleanor, moja El, mój skarb, jedyna osoba, którą kochałem tak mocno, tak cholernie nieprzerwanie. Czemu nie mogę dalej cieszyć się jej obecnością ? Czemu ktoś chce mi ją odebrać ? A może to i lepiej... Chłopcy nigdy jej nie lubili, mówili, że nie jest mnie warta. Ale ja ją kochałem. Usłyszałem otwieranie i zamykanie drzwi na dole, a potem tylko szybki bieg, najpierw po panelach, potem po schodach i już ten ktosiek był na górze. Pewnie Mellodie, tylko ona tak stawiała kroki. Skąd ja to wiem ? Nie mam pojęcia.
- Louis, jesteś tu ? Martwię się. - usłyszałem jej aksamitny głosik.
Wtedy coś we mnie pękło. Rozbeczałem się jak małe dziecko . Wtuliłem głowę w poduszkę, ale Mell i tak posłyszała gdzie jestem. Zaraz usłyszałem jej szybki krok na korytarzu i popchnięcie drzwi od mojego pokoju. Podeszła szybko do łóżka i usiadła obok mnie. Poczułem jej ciepłe ręce na swoich plecach i miarowe pocieranie ich.
- Loui, co się stało ?
Ja tylko odwróciłem się w jej stronę i położyłem głowę na jej kolanach, wtulając się w nią, jak małe dziecko do matki. Ona objęła mnie ramieniem i przygarnęła do siebie. Byłem jej za to wdzięczny, jak nikomu innemu. Czułem się wtedy bezpieczny. Chlipałem w jej koszulkę, a ta tylko mocniej mnie przytulała.
- Gdzie są chłopcy ?
- Z dziewczynami, u rodziny, na wyjazdach. Mamy wolne.
- A ty co miałeś robić ? - spytała jakbyśmy właśnie wracali z pikniku.
- Miałem spotkać się z Eleanor. - tutaj zacząłem głośniej szlochać.
- I co się stało, że jej tu nie ma ? - czyli obrała inny sposób dowiedzenia się, dlaczego jestem w stanie krytycznym.
- Ona przyszła.
- No to czemu poszła ?
- Bo ona przyszła, żaby, żeby... Mell, ona ze mną zerwała. - tutaj podniosłem głowę do góry i rzuciłem się na dziewczynę. Wtopiłem głowę w jej zagłębienie na szyi i płakałem jak małe dziecko.
- Ona powiedziała, że znalazła kogoś innego i już mnie nie kocha i że nigdy nie miałem dla niej czasu. - wydukałem przez łzy.
I wtedy zacząłem robić się zły, tyle czasu zmarnowałem dla niej, tak bardzo się starałem. Poświęciłem dla niej czas, coś co nigdy nie wróci.
- A wiesz co jest najgorsze ?
- Hmmm ?
- To, że poświęciłem dla niej tyle czasu. Zmarnowałem go.
- Lou, nie możesz tak mówić.
- Mogę, zraniła mnie. Jest gorszą osobą w moim życiu.
- Louis, nie mów tak, to kłamstwo. Byłeś szczęśliwy w momentach z nią, kiedy jeszcze nie wiedziałeś, że cię zostawi ? Była przyczyną twojego uśmiechu, szczęścia ?
- No tak...
- Czyli, nie zmarnowałeś tego czasu, wtedy byłeś szczęśliwy. Bolało jak powiedziała, że już cie nie chce ? Myślisz, że będziesz za nią tęsknił ?
- Okropnie bolało, dalej boli. Ja już za nią tęsknie.
- Widzisz: nie można tęsknić za kimś, kto był bezwartościowy. Skoro boli cię to, że ona cię nie chce musi dużo dla ciebie znaczyć, a to świadczy o tym, że wnosiła dużo dobrego do twojego życia. Nie można tęsknić, ani rozpaczać za coś co od zawsze sprawia nam ból. Tobie nie można niczego zarzucić, ale jej też nie. Była z tobą szczera. Bez żadnych kłamstw powiedziała ci, dlaczego z tobą zrywa. Mogła cię okłamywać, cały czas z tobą być, ale też z kimś inny. Ona cię nie zdradziła, tylko najpierw z tobą zerwała, żeby być z kimś innym. Powiedziała dlaczego to robi, więc nie możesz jej nic zarzucać. Dała ci szczęście i była wierna. To nic złego. I wiem że to cię boli. Nie będę kłamała: będzie bolało jeszcze długo i raczej o niej szybko nie zapomnisz. Wiesz trudno zapomnieć o kimś kto dał Ci tak dużo do zapamiętania. Ale wspomnia są dobre. Czas nie leczy ran. Czas pomaga nam przerodzić smutek w tęsknotę. Ale z czasem ta tęsknota zniknie, a ty otworzysz serce, już odnowione, pełne miłości, czekające na kogoś kto go zapragnie. I może następna osoba też cię zrani, ale nie warto się poddawać. Ten ból ma nas naszykować do tego, aby na koniec być z kimś, kto nas będzie bezgranicznie kochał i nie da skrzywdzić.
- Dlaczego kochamy najmocniej wtedy, gdy miłość umiera?
- Bo miłość jest uczuciem. Ono nie pyta się o dobry moment. Po prostu przychodzi i już.
- Dziękuję.
Cały czas moczyłem ciało dziewczyny. Ona jest taka dobra, inna niż wszyscy. Nie zna mnie, jest zwykłą znajomą, a słysząc, że coś jest nie tak, pomimo swoich spraw przyszła do mnie. Mogła równie dobrze powiedzieć, że nie ma czasu. Nie mógłbym jej nic zarzucić, bo nie jest moją przyjaciółką, ani nawet koleżanką. Na dodatek tak umiejętnie mi wszystko powiedziała. Wiedziała, że gadanina typu:,, Musisz o niej zapomnieć'',czy: ,,Niedługo ci przejdzie'', lub:   ,, Twój płacz i ból nic nie pomogą'' jeszcze bardziej zabolą. Nie kłamała, przeciwnie, powiedziała coś co mogło mnie jeszcze bardziej zranić, ale było prawdziwe. Nie kłamała, że wszystko się ułoży, przeciwnie powiedziała, że będzie strasznie boleć. Nie powiedziała, że El to świnia i nie jestem jej wart, przeciwnie powiedziała, że ona jest dobra i nie mogę mówić o niej złego słowa. I zrobiła najlepszą rzecz jaką mogła zrobić. Nie wygłaszała jakiś tandetnych pocieszeń, tylko coś prawdziwego i na miejscu. To takie dziwne. Przyszła do praktycznie nieznajomego chłopaka i jest z nim w ciężkich chwilach. Nie ma tu moich przyjaciół, rodziny, tylko jakaś nowo poznana dziewczyna, która równie dobrze mogła mnie olać. Uniosłem głowę, żeby spojrzeć jej w oczy. Nasze twarze i wargi momentalnie się do siebie zbliżyły. Jak do pocałunku, którego szczerze mówiąc w tamtym momencie zapragnąłem. Rozpłynąłem się w jej oczach, a nasze czoła i nosy już się stykały. Swoją dłonią trzymałem jej pod bródek . Gdy już miałem musnąć jej usta, ona odwróciła głowę.
- Wiesz co ? Może ty się lepiej prześpij. Dużo płakałeś. Powinieneś zregenerować siły.
- Nie dam rady zasnąć.
- Masz może jakieś tabletki ?
- Tak, są w kuchni.
- Pójdę po nie, zaczekaj.
Wstała i poszła na dół. Po pięciu minutach przyszła z tabletką i sokiem. Łyknąłem co mi dała i położyłem się do łóżka.
- Dobranoc Lou.
- Dobranoc.
Już miała wyjść z pokoju, kiedy ją zatrzymałem.
- Mell ?
- Słucham ? - odwróciła głowę w moją stronę.
- Zostań ze mną, proszę nie zostawiaj mnie.
- Dobrze.
Wróciła do mnie i położyła się obok. Przykryłem ją kołdrą i wtuliłem się w jej ciało. Prochy, które łyknąłem zaczynały powoli działać. Po chwili odpłynąłem wsłuchując się w rytmiczne bicie serca Mell.
 ‘’Patrzał w jej oczy i po raz pierwszy zrozumiał, co to jest szczęście.’’


----------------------------------------
Wybaczcie, ten rozdział wyszedł mi tragicznie, fatalnie i wgl porażka. Następny dodam chyba 22.02 . No to pozdrawiam i jeszcze pytanko:
  • Czemu Mell odwróciła głowę ?
  • Czemu Mell poświęciła tyle czasu prawie nieznajomemu chłopakowi ?
No to to na tyle. Do piątku misiaczki .!


2 komentarze:

  1. WIADOMOŚĆ DO AMY-MICHELLE HORAN!
    Nie wiem czy cię złapałam, ale jeśli tak to: proszę, idź spać, nie chcę żebyś się spóźniła lub chodziła jak zombi, resztę przeczytasz jutro.

    OdpowiedzUsuń
  2. 1. Bo nie chcę się w nim rozkochać?
    2. Bo jednak coś dla niej znaczy?
    Ogólnie, to proszę nie kłam! Rozdział wyszedł genialnie, a to: "Wiesz trudno zapomnieć o kimś kto dał Ci tak dużo do zapamiętania. Ale wspomnia są dobre. Czas nie leczy ran. Czas pomaga nam przerodzić smutek w tęsknotę. Ale z czasem ta tęsknota zniknie, a ty otworzysz serce, już odnowione, pełne miłości, czekające na kogoś kto go zapragnie. I może następna osoba też cię zrani, ale nie warto się poddawać. Ten ból ma nas naszykować do tego, aby na koniec być z kimś, kto nas będzie bezgranicznie kochał i nie da skrzywdzić." jest takie prawdziwe, że prawie płaczę!
    Uwielbiam tego bloga!!
    /Leniwa Amy-Michelle Horan, której nie chce się dzisiaj logować na konto.

    OdpowiedzUsuń