"Wiesz, Prosiaczku... miłość jest wtedy... kiedy kogoś lubimy... za bardzo." - Kubuś Puchatek
~Oczami Filipa~
Na spotkanie z Mell przyszedłem o pół godziny za wcześnie.Po prostu nie chciałem się spóźnić. Ubrałem się w:
- To co będziemy robić ? - spytała melodyjnym, przepełnionym radością głosem.
- Właściwie to nic nie jadłem dzisiaj. Może pójdziemy najpierw do jakiejś kawiarenki, albo fast-fooda, a potem się zobaczy ?
- Świetny pomysł z tym jedzeniem, też nie zjadłam śniadania.
- No to gdzie pójdziemy ?
- Pójdźmy do McDonalda, strasznie dawno tam nie byłam, jakieś pół roku temu...
- To idziemy.
Wstaliśmy z ławki i udaliśmy się w stronę wymienionego miejsca. Zacząłem rozmowę.
- Mieszkasz od urodzenia w Londynie ?
- Nie, najpierw mieszkałam w Holmes Chapel . Przeprowadziłam się tu mając lat 13. A ty od urodzenia mieszkasz w Krakowie, a potem przeprowadziłeś się tutaj ?
- Nie, najpierw mieszkałem nad morzem, potem w Krakowie. Też przeprowadziłem się mając 13 lat.
- Ciekawe, nawet bardzo. Mamy dużo wspólnego.
Doszliśmy do maka i stanieliśmy w kolejce. Dziewczyna zamówiła jedzenie i zaczekała na mnie. Wziąłem swój posiłek i poszliśmy do stolika. Zjedliśmy wszystko w ciszy, ale nie była krępująca. Odłożyliśmy tacki, a dziewczyna poszła jeszcze do łazienki. Korzystając z chwili samotności nerwowo zacząłem przecierać ręce o spodnie. Tak nie spociłem się dawno. Byłem potwornie zdenerwowany. Po chwili moja towarzyszka wróciła.
- To gdzie teraz ?
- Może na kręgle ?
- Bardzo chętnie, to w drogę.
Poszła w stronę wyjścia, a ja za nią. Po drodze opowiadaliśmy sobie kawały i śmieszne sytuacje z życia. Najbardziej rozśmieszyła mnie historia, jak była w kinie na horrorze. Jej koleżanka tak się przestraszyła, że podskoczyła na fotelu wysypując calusieńki popcorn na jakiegoś dziadka, który siedział przed nią. Ogółem droga minęła bardzo szybko i przyjemnie. Weszliśmy do kręgielni i zamówiliśmy tor. Rozpoczęliśmy grę. Wszystko działo się szybko i zabawnie. Mellodie wygrała. Zapłaciłem, wcześniej kłócąc się z dziewczyną, że nie musi mi dokładać. Wyszliśmy z pomieszczenia i bezradnie stanieliśmy na środku chodnika.
- To co teraz ? Jest piękny dzień, porobiłabym coś na zewnątrz.
- Hmmmm... Wiem ! Jedźmy do wesołego miasteczka.
- Jeeeej ! Uwielbiam to miejsce. No to idziemy. Ale czekaj... To dosyć daleko.
- To chodźmy do mnie po auto.
- Dobra. Prowadź.
Udaliśmy się w stronę mojego domu w kompletnej ciszy. Ale ona była przyjemna. Lubiłem ciszę. Nawet nie zauważyłem kiedy doszliśmy pod moje drzwi.
- Może wejdziemy na chwilę do środka ? - byłem całkowicie niepewny.
- Jasne, chętnie.- na szczęście nie pomyślała, że jestem jakiś nienormalny zapraszając do domu prawie nieznaną osobę. Mogła pomyśleć, że chcę ją zgwałcić, czy coś...
W sumie nie miałbym nic przeciwko. Idioto, opanuj się. Wygrzebałem klucze i otworzyłem drzwi. Przepuściłem ją w drzwiach. Rozejrzała się uważnie. Na jej twarzy zagościł uśmiech, to chyba dobrze. Zaprowadziłem ją do salonu.
- Usiądź. - wskazałem na kanapę.
- Ładnie tu masz. Sam to urządzałeś ?
- Tak, a właściwie z małą pomocą, ale pomysł był mój.
- Świetny gust.
- Dziękuję. - zarumieniłem się, cholera - Może chcesz coś do picia ?
- Sok bym prosiła.
Oddaliłem się w stronę kuchni. Dlaczego się zarumieniłem ? Dlaczego przy niej? Porażka... Nalałem jej soku do szklanki, a sobie coli. Poszedłem z powrotem do salonu i podałem naczynie Mell. Uśmiechnęła się i podziękowała. Wypiła, a szklankę postawiła na stoliczku. Zaczekała, aż ja skończę pić i zapytała:
- Jedziemy ?
- Tak. Chodź do auta.
Dziewczyna wstała i poszła za mną. Wsiedliśmy do pojazdu i odjechałem, wcześniej zamykając dom.
- Mogę włączyć radio ? - była raczej speszona
- Jasne.
Kliknęła parę guzików i w aucie rozległy się pierwsze dźwięki piosenki. Mojej ulubionej.
- Moja ulubiona. - powiedzieliśmy razem, a chwilę potem już zaśmiewaliśmy się z przypadku.
W radiu dalej leciało : Hedley - Perfect
- Naprawdę to twoja ulubiona piosenka ?- zapytała z usmiechem.
- Pewnie. - odwzajemniłem jej gest.
Powoli zbliżaliśmy się do celu wycieczki. Zajechałem na parking i spojrzałem na zegarek. Była dokładnie 16:00. Ładnie, spędziliśmy razem 4 godziny, a ja mam wrażenie, że pół godziny. Wysiadłem z samochodu, a moja towarzyszka też. Udaliśmy się w stronę wejścia. Przy kasie znów rozpoczęły się jej gadania, że ona sama za siebie zapłaci itp. Nie słuchałem jej, tylko zapłaciłem za nas oboje. Wraz z leksza urażonym obiektem mych wzruszeń wszedłem na teren parku rozrywki.
Popędziliśmy na pierwsze kolejki i byliśmy strasznie roześmiani. Ostatnią zabawą był jakiś zjazd wodny. Cali przemoczeni z uśmiechami na ustach kupiliśmy watę cukrową. Ona niebieską, ja zieloną. Usiedliśmy na ławce obżerając się słodkim.
- Wiesz, że przypominasz mi mojego byłego przyjaciela z Polski ?
- Naprawdę ? A dlaczego byłego ?
- Kontakt nam się urwał. Miał na imię Sebastian.
- Szkoda...
- Uczucie wyżerającej tęsknoty za nim sprawiało że z dnia na dzień, stawałam się mniej wyraźna. Bladsza, chudsza, z zanikającym uśmiechem. W przenośni, bo cały ten ból siedział wewnątrz mnie. Kryłam się pod uśmiechem, i ciągłym zabieganiem. To jakby chcieć oszukać czas, i wiedzieć że to całkowicie niemożliwe. Tymczasem ten cały ból, dalej gnieździ się we mnie i z dnia na dzień rozwija się coraz bardziej. Wzbudza tęsknotę- która momentami całkowicie nie pozwala mi oddychać.
Spojrzałem się na nią. Siedziała ze spuszczoną głową, a w oczach miała łzy. Po raz pierwszy ktokolwiek powiedział mi coś tak strasznego. Współczułem jej. Przybliżyłem się do niej i przytuliłem do niej. To jedyne co przyszło mi do głowy jako reakcja. Wtuliła się w mój tors i cicho chlipała. Po chwili podniosła swoją głowę.
- Nie powinnam tego wspominać i się rozczulać. Przepraszam...
- Nie masz za co przepraszać.
Patrzyłem w jej smutne oczy i poczułem przemożną chęć pocałowania jej. Podparłem jej pod brudek swoją dłonią i złączyłem nasze usta. Dziewczyna oddała pocałunek, mocniej wtapiając się w moje usta. Zamroczyłem się chwilą. Jednak Mellodie przerwała pocałunek spuszczając głowę.
- Przepraszam, nie powinienem cię całować. To był taki impuls.
- Nic się nie stało. Ja oddałam pocałunek. Ale to za wcześnie dla mnie.
- Wiem i... - moją wypowiedź przerwał dzwonek telefonu Mell.
Spojrzała na wyświetlacz i przeprosiła mówiąc, że musi odebrać. Odeszła parę kroków i rozpoczęła rozmowę. Słyszałem tylko, że jest prowadzona po polsku, ale o czym mówiła nie miałem pojęcia. Po chwili powróciła do mnie z błyszczącymi oczami.
- Musze już wracać do domu i zapraszam cię do siebie. Poznasz Martynę i pewnych chłopaków. Nie przyjmuję odmowy.
- No dobrze...
Uśmiechnęła się wesoło i podążyła na parking. Otworzyłem auto i drzwi przed nią. Wsiadła i od razu włączyła radio podśpiewując lecące w nim piosenki. Usiadłem za kierownicą i spytałem, gdzie mam jechać. Powiedziała, że mam jechać, a ona mi powie. Zgodziłem się. Po drodze cały czas się śmieliśmy. Dojechaliśmy pod bramę jej domu, który był całkiem spory. Zaparkowałem w jej garażu, bo tak mi kazała. Było tam jeszcze jedno auto, podejrzewam, że jej. Wszedłem z nią do domu.
- Jestem ! - krzyknęła na wstępie.
Poszła w głąb mieszkania, a ja za nią. Doszliśmy jak myślę do salonu. W środku panował ogólny chaos, a pośród niego znajdowała się 5 chłopaków i 1 dziewczyna...
----------------------------------
Wiem, że miałam to dodać wczoraj, ale jakoś mi z głowy wypadło. Przepraszam, za to rozdział 9 dodam jutro, na 1000%. No więc jak się podoba ? A oto pytanko:
- Czy wszyscy się polubią ?
Ogółem to znacie coraz więcej odpowiedzi. No i tak dla wyjaśnienia: to nie była randka. Pozdrawiam i do jutra, mam nadzieje, że posta dodam przed 22 jutro. O ile wgl ktoś to czyta....
Podoba się, podoba! To jak mówiła o tym swoim przyjacielu.. piękne ;/
OdpowiedzUsuńCo do pytania: Myślę, że nie wszyscy...
Nie wiem co więcej mogłabym napisać, więc po prostu lecę czytać nexta ;)