niedziela, 17 lutego 2013

Rozdział 8


 "Wiesz, Prosiaczku... miłość jest wtedy... kiedy kogoś lubimy... za bardzo." - Kubuś Puchatek

                      ~Oczami Filipa~
Na spotkanie z Mell przyszedłem o pół godziny za wcześnie.Po prostu nie chciałem się spóźnić. Ubrałem się w:

  Czekałem na ławce przebierając niecierpliwie nogami. W myślach nie miałem nic, a raczej panował tam taki bajzel, że nawet nie wiem co. Co chwila rozglądałem się w poszukiwaniu jej ślicznej twarzy. Muszę przyznać, że się w niej zakochałem. Przynajmniej zauroczyłem. Wiem, to żałosne i banalne. Pragnąć kogoś po zaledwie wymienieniu ze sobą parę słów i uśmiechów. Nie mieć z kimś praktycznie żadnej styczności, żadnych wspomnień, wrażeń, a kochać. Wstydzę się tego sam przed sobą. Boję się tego uczucia. Kiedyś ktoś mnie zranił. Ale Mellodie wydaje się być inna. Margaret też taka się wydawała. No nic, postanowiłem dać porwać się emocjom i teraźniejszości. Nie poddawać się i zapomnieć o przeszłości. Jakoś to będzie. Znów zacząłem się rozglądać. Tym razem moje poszukiwania przyniosły skutek. Szła tam. Była uśmiechnięta, a jej falowane, brązowe włosy, sięgające bioder powiewały luźno wokół niej. Wszystko tworzyło jakąś  niewytłumaczalną magię. Pomachałem do niej, a ona odwzajemniła gest, uśmiechając się jeszcze bardziej promiennie (to się jeszcze tak da?). Podeszła do mnie i usiadła.
- To co będziemy robić ? - spytała melodyjnym, przepełnionym radością głosem.
- Właściwie to nic nie jadłem dzisiaj. Może pójdziemy najpierw do jakiejś kawiarenki, albo fast-fooda, a potem się zobaczy ?
- Świetny pomysł z tym jedzeniem, też nie zjadłam śniadania.
- No to gdzie pójdziemy ?
- Pójdźmy do McDonalda, strasznie dawno tam nie byłam, jakieś pół roku temu...
- To idziemy.
Wstaliśmy z ławki i udaliśmy się w stronę wymienionego miejsca. Zacząłem rozmowę.
- Mieszkasz od urodzenia w Londynie ?
- Nie, najpierw mieszkałam w Holmes Chapel . Przeprowadziłam się tu mając lat 13. A ty od urodzenia mieszkasz w Krakowie, a potem przeprowadziłeś się tutaj ?
- Nie, najpierw mieszkałem nad morzem, potem w Krakowie. Też przeprowadziłem się mając 13 lat.
- Ciekawe, nawet bardzo. Mamy dużo wspólnego.
Doszliśmy do maka i stanieliśmy w kolejce. Dziewczyna zamówiła jedzenie i zaczekała na mnie. Wziąłem swój posiłek i poszliśmy do stolika. Zjedliśmy wszystko w ciszy, ale nie była krępująca. Odłożyliśmy tacki, a dziewczyna poszła jeszcze do łazienki. Korzystając z chwili samotności nerwowo zacząłem przecierać ręce o spodnie. Tak nie spociłem się dawno. Byłem potwornie zdenerwowany. Po chwili moja towarzyszka wróciła.
- To gdzie teraz ?
- Może na kręgle ?
- Bardzo chętnie, to w drogę.
Poszła w stronę wyjścia, a ja za nią. Po drodze opowiadaliśmy sobie kawały i śmieszne sytuacje z życia. Najbardziej rozśmieszyła mnie historia, jak była w kinie na horrorze. Jej koleżanka tak się przestraszyła, że podskoczyła na fotelu wysypując calusieńki popcorn na jakiegoś dziadka, który siedział przed nią. Ogółem droga minęła bardzo szybko i przyjemnie. Weszliśmy do kręgielni i zamówiliśmy tor. Rozpoczęliśmy grę. Wszystko działo się szybko i zabawnie. Mellodie wygrała. Zapłaciłem, wcześniej kłócąc się z dziewczyną, że nie musi mi dokładać. Wyszliśmy z pomieszczenia i bezradnie stanieliśmy na środku chodnika.
- To co teraz ? Jest piękny dzień, porobiłabym coś na zewnątrz.
- Hmmmm... Wiem ! Jedźmy do wesołego miasteczka.
- Jeeeej ! Uwielbiam to miejsce. No to idziemy. Ale czekaj... To dosyć daleko.
- To chodźmy do mnie po auto.
- Dobra. Prowadź.
Udaliśmy się w stronę mojego domu w kompletnej ciszy. Ale ona była przyjemna. Lubiłem ciszę. Nawet nie zauważyłem kiedy doszliśmy pod moje drzwi.
- Może wejdziemy na chwilę do środka ? - byłem całkowicie niepewny.
- Jasne, chętnie.- na szczęście nie pomyślała, że jestem jakiś nienormalny zapraszając do domu prawie nieznaną osobę. Mogła pomyśleć, że chcę ją zgwałcić, czy coś...
W sumie nie miałbym nic przeciwko. Idioto, opanuj się. Wygrzebałem klucze i otworzyłem drzwi. Przepuściłem ją w drzwiach. Rozejrzała się uważnie. Na jej twarzy zagościł uśmiech, to chyba dobrze. Zaprowadziłem ją do salonu.
- Usiądź. - wskazałem na kanapę.
- Ładnie tu masz. Sam to urządzałeś ?
- Tak, a właściwie z małą pomocą, ale pomysł był mój.
- Świetny gust.
- Dziękuję. - zarumieniłem się, cholera - Może chcesz coś do picia ?
- Sok bym prosiła.
Oddaliłem się w stronę kuchni. Dlaczego się zarumieniłem ? Dlaczego przy niej? Porażka... Nalałem jej soku do szklanki, a sobie coli. Poszedłem z powrotem do salonu i podałem naczynie Mell. Uśmiechnęła się i podziękowała. Wypiła, a szklankę postawiła na stoliczku. Zaczekała, aż ja skończę pić i zapytała:
- Jedziemy ?
- Tak. Chodź do auta.
Dziewczyna wstała i poszła za mną. Wsiedliśmy do pojazdu i odjechałem, wcześniej zamykając dom.
- Mogę włączyć radio ? - była raczej speszona
- Jasne.
Kliknęła parę guzików i w aucie rozległy się pierwsze dźwięki piosenki. Mojej ulubionej.
- Moja ulubiona. - powiedzieliśmy razem, a chwilę potem już zaśmiewaliśmy się z przypadku.
W radiu dalej leciało : Hedley - Perfect
- Naprawdę to twoja ulubiona piosenka ?- zapytała z usmiechem.
- Pewnie. - odwzajemniłem jej gest.
Powoli zbliżaliśmy się do celu wycieczki. Zajechałem na parking i spojrzałem na zegarek. Była dokładnie 16:00. Ładnie, spędziliśmy razem 4 godziny, a ja mam wrażenie, że pół godziny. Wysiadłem z samochodu, a moja towarzyszka też. Udaliśmy się w stronę wejścia. Przy kasie znów rozpoczęły się jej gadania, że ona sama za siebie zapłaci itp. Nie słuchałem jej, tylko zapłaciłem za nas oboje. Wraz z leksza urażonym obiektem mych wzruszeń wszedłem na teren parku rozrywki.

Popędziliśmy na pierwsze kolejki i byliśmy strasznie roześmiani. Ostatnią zabawą był jakiś zjazd wodny. Cali przemoczeni z uśmiechami na ustach kupiliśmy watę cukrową. Ona niebieską, ja zieloną. Usiedliśmy na ławce obżerając się słodkim. 
- Wiesz, że przypominasz mi mojego byłego przyjaciela z Polski ?
- Naprawdę ? A dlaczego byłego ?
- Kontakt nam się urwał. Miał na imię Sebastian.
- Szkoda...
-  Uczucie wyżerającej tęsknoty za nim sprawiało że z dnia na dzień, stawałam się mniej wyraźna. Bladsza, chudsza, z zanikającym uśmiechem. W przenośni, bo cały ten ból siedział wewnątrz mnie. Kryłam się pod uśmiechem, i ciągłym zabieganiem. To jakby chcieć oszukać czas, i wiedzieć że to całkowicie niemożliwe. Tymczasem ten cały ból, dalej gnieździ się we mnie i z dnia na dzień rozwija się coraz bardziej. Wzbudza tęsknotę- która momentami całkowicie nie pozwala mi oddychać.
Spojrzałem się na nią. Siedziała ze spuszczoną głową, a w oczach miała łzy. Po raz pierwszy ktokolwiek powiedział mi coś tak strasznego. Współczułem jej. Przybliżyłem się do niej i przytuliłem do niej. To jedyne co przyszło mi do głowy jako reakcja. Wtuliła się w mój tors i cicho chlipała. Po chwili podniosła swoją głowę.
- Nie powinnam tego wspominać i się rozczulać. Przepraszam...
- Nie masz za co przepraszać. 
Patrzyłem w jej smutne oczy i poczułem przemożną chęć pocałowania jej. Podparłem jej pod brudek swoją dłonią i złączyłem nasze usta. Dziewczyna oddała pocałunek, mocniej wtapiając się w moje usta. Zamroczyłem się chwilą. Jednak Mellodie przerwała pocałunek spuszczając głowę.
- Przepraszam, nie powinienem cię całować. To był taki impuls.
- Nic się nie stało. Ja oddałam pocałunek. Ale to za wcześnie dla mnie.
- Wiem i... - moją wypowiedź przerwał dzwonek telefonu Mell.
Spojrzała na wyświetlacz i przeprosiła mówiąc, że musi odebrać. Odeszła parę kroków i rozpoczęła rozmowę. Słyszałem tylko, że jest prowadzona po polsku, ale o czym mówiła nie miałem pojęcia. Po chwili powróciła do mnie z błyszczącymi oczami.
- Musze już wracać do domu i zapraszam cię do siebie. Poznasz Martynę i pewnych chłopaków. Nie przyjmuję odmowy.
- No dobrze...
Uśmiechnęła się wesoło i podążyła na parking. Otworzyłem auto i drzwi przed nią. Wsiadła i od razu włączyła radio podśpiewując lecące w nim piosenki. Usiadłem za kierownicą i spytałem, gdzie mam jechać. Powiedziała, że mam jechać, a ona mi powie. Zgodziłem się. Po drodze cały czas się śmieliśmy. Dojechaliśmy pod bramę jej domu, który był całkiem spory. Zaparkowałem w jej garażu, bo tak mi kazała. Było tam jeszcze jedno auto, podejrzewam, że jej. Wszedłem z nią do domu.
- Jestem ! - krzyknęła na wstępie. 
Poszła w głąb mieszkania, a ja za nią. Doszliśmy jak myślę do salonu. W środku panował ogólny chaos, a pośród niego znajdowała się 5 chłopaków i 1 dziewczyna...

----------------------------------
Wiem, że miałam to dodać wczoraj, ale jakoś mi z głowy wypadło. Przepraszam, za to rozdział 9 dodam jutro, na 1000%.  No więc jak się podoba ?  A oto pytanko:
  • Czy wszyscy się polubią ?
 Ogółem to znacie coraz więcej odpowiedzi. No i tak dla wyjaśnienia: to nie była randka. Pozdrawiam i do jutra, mam nadzieje, że posta dodam przed 22 jutro. O ile wgl ktoś to czyta....

1 komentarz:

  1. Podoba się, podoba! To jak mówiła o tym swoim przyjacielu.. piękne ;/
    Co do pytania: Myślę, że nie wszyscy...
    Nie wiem co więcej mogłabym napisać, więc po prostu lecę czytać nexta ;)

    OdpowiedzUsuń